FitnessJak pokonać pesymizm

Jak pokonać pesymizm

Jak zostać optymistą, zwłaszcza gdy życie potwierdza wizję twojego 
losu jako pasma strat? I co ma z tym wspólnego fizyka kwantowa? 
Dlaczego może nam pomóc pokonać czarnowidztwo, lęk i poczuć się szczęśliwymi? Czym jest przebudzenie i jak może go doświadczyć ateista 
– wyjaśnia psychoterapeuta Wojciech Eichelberger.

Jak pokonać pesymizm
Źródło zdjęć: © Shutterstock

12.04.2016 | aktual.: 12.04.2016 13:24

Jak zostać optymistą, zwłaszcza jeśli życie potwierdza wizję twojego losu jako pasma strat? I co ma z tym wspólnego fizyka kwantowa? Dlaczego może nam pomóc pokonać czarnowidztwo, lęk i poczuć się szczęśliwymi? Czym jest przebudzenie i jak może go doświadczyć ateista 
– wyjaśnia psychoterapeuta Wojciech Eichelberger.

Trudno być optymistką, gdy utrata zdarza się często. Strach wtedy ucieszyć się nawet z nowego fotela, bo przecież może się zniszczyć…

W dualnym umyśle, czyli takim, który widzi każdego człowieka i świat jako osobne byty, przekonanie, że prędzej czy później wszystko utracimy, nieustannie się potwierdza. Tracimy chwile, z trudem nabyte rzeczy, młodość, zdrowie, przyjaciół i najbliższych, ukochane zwierzęta, aż w końcu tracimy życie. W świecie niedualnym, czyli takim, w którym wszystko jest jednością, nie ma tego, kto traci, i nie ma niczego do stracenia. Nie ma podmiotu i przedmiotu, nie ma mnie i mojego życia, nie ma straty ani zysku – wszystko jest jednym. Mówią o tym nauczyciele wielu religii i nurtów. Gdy Jezus zaleca, by oddać koszulę temu, kto ci zabiera płaszcz, to nie sugeruje uczniom ćwiczenia w przekraczaniu przywiązania do rzeczy. Wskazuje na to, że w świecie niedualnym, zwanym świętym, nie ma zysku ani straty. Tu relację między tracącym płaszcz a kradnącym płaszcz można porównać do relacji naszej lewej i prawej ręki. Gdy nawet diament przełożysz z lewej ręki do prawej, to lewa ręka nie ma poczucia straty, a prawa – zysku.

Ale mając taką perspektywę, lepiej jest być tym, który zabiera płaszcz, niż tym, który go traci.

Ktoś, kto naprawdę odkrył rzeczywistość niedualną, nie będzie też „pożądał żadnej rzeczy, która nie jest jego”, nie przyjdzie mu nawet do głowy, by zabrać komuś płaszcz. Konkluzja jest taka: nie pożądaj i nie zabieraj czyjegoś płaszcza, ale jak tobie chcą go zabrać, to dołóż jeszcze koszulę. To opis zachowania człowieka niedualnego/przebudzonego, gdy spotka się z kimś, kto śni dualny sen i chce mu zabrać płaszcz. Oczywiście, jak mamy refleks i siłę woli, możemy się zmusić do naśladowania świętych i przebudzonych. Ale i tak zostaniemy z żalem za utraconym płaszczem, co pokazuje, że nasza świadomość jest nadal na poziomie dualnym, a my tylko udajemy, że tak nie jest. Jeśli chcemy pozbyć się lęku przed stratą, nie mamy więc innego wyjścia, jak sprostać wskazaniom nauczycieli, zobaczyć świat takim, jaki jest. Przekroczyć kartezjański dogmat, który dzieli jeden świat na dwa – na widzialne i niewidzialne. Mistrz życia z głębi niedualnej mądrości powie: „Życie powstaje z życia i do życia powraca”. Wierzysz mu?

Nawet jeśli, to mnie nie uspokaja. Najwyżej daje nadzieję na wolność od lęku przed stratą i śmiercią.

To od zawsze obiecują prorocy, mędrcy i nauczyciele. Wszystkie religijne mity, metafory i przesłania proroków i mędrców są demonstracją ich niedualnego postrzegania świata.

Jeśli jesteśmy wierzący, mamy wskazaną drogę, ale jeśli nie? Jak zbliżyć się do przebudzenia, do poznania niedualności świata, będąc ateistą i mając logiczny umysł naukowca?

Angażując bez reszty swoją świadomość, uwagę i energię we wszystko, co robimy i co nam się tu i teraz przydarza. Jak – to temat na dłuższą rozmowę. Zasadami obowiązującej logiki wyjaśnić się niedualności nie da. Trzeba posłużyć się paradoksem. Odpowiem ci więc, jak pewien mistrz zen wyjaśnił niedualność swojemu uczniowi, z którym obserwował kondukt pogrzebowy – dodam – innego mistrza zen. Otóż wykrzyknął: „Zobacz, jaki śmieszny kondukt – tylu martwych idzie za jednym żywym!”. Powiem to, co przebudzony, ale innymi słowami: ów mistrz zen, który był właśnie żegnany, umarł, zanim umarł, bo zdał sobie sprawę z iluzoryczności swojego istnienia. Ludzie idący w kondukcie są zaś z tej perspektywy martwi, ponieważ wydaje im się, że istnieją wyłącznie jako materialne istoty. Nie uwolnili się jeszcze od tej dualnej wizji istnienia.

Teoria paradoksu może pomóc w przebudzeniu artystom czy filozofom, ale co mamy dla ceniących naukowość myślenia?

Od perspektywy dualnej może nas też uwolnić fizyka kwantowa. Erwin Schrödinger, fizyk, ale też uczeń filozofa Artura Schopenhauera i pasjonat religii Wschodu, postawił takie pytanie: w zamkniętym pudełku jest kot. Nie wiemy: jest żywy czy nie? Nie dowiemy się tego, otwierając pudełko, bo to może go zabić... Odpowiedź, jakiej udzielił ów noblista, brzmi paradoksalnie: kot jest i żywy, i martwy. Bo w świecie mechaniki kwantowej energia przybiera postać materii, a materia – energii. Coś więc może być żywe i nieżywe jednocześnie.

Ale w naszym makroświecie jest jednak inaczej – albo coś jest stołem, albo prądem... Albo ja jestem żywa, albo nie.

Kiedy fizycy kwantowi mówią o cząstkach elementarnych, muszą uznać, że one istnieją i nie istnieją, bo np. kwant może zachować się jak cząstka, czyli materia, i wtedy uznajemy, że jest, a raz jak energia – wtedy uznajemy, że go nie ma. Kwant więc jest i go nie ma. To paradoks łamiący zasady logicznego myślenia, ale fizycy kwantowi idą nawet dalej. Twierdzą, że kwant jawiący się w materialnej formie jest „chwilowym załamaniem fali kwantowej”. Pierwotnym stanem kwantu jest więc energia. Można w takim razie założyć, że wszystkie istoty, które posiadają materialną formę, a więc także ludzie, są chwilowym załamaniem fali.

Czy to, że jesteśmy tylko załamaniem fali kwantowej, pocieszy tych, którzy stali się pesymistami, bo stracili zbyt dużo?

Może warto uznać, że wszystko, co się jawi w postaci materialnej – zarówno istoty ożywione, jak i nieożywione – to energia, która nigdy nie ginie i której ilość jest we wszechświecie stała. W postaci materialnej wszystkie istoty się fizycznie wyodrębniają/oddzielają od siebie, a w postaci kwantowej łączą się w jeden wszechogarniający hologram. Może gdy mistrz zen mówi: „To, co się jawi, nie istnieje wcale, to, czego nie ma, jest zawsze obecne”, wyraża tę zasadę? Taki punkt widzenia stawia Hamleta i jego „być albo nie być” w niewygodnej sytuacji. Kwantowym rozwiązaniem Hamletowskiego dylematu byłoby „być i nie być”. Podobnie rzecz się ma z kotem Schrödingera. Wszystko zależy od tego, kto na niego patrzy. Jeśli umysł dualny – to kot może być albo żywy, albo martwy.

Świadomość dualna kreuje pesymizm? Znajoma ma partnerskiego męża, zdrowe dzieci, dobrą pracę, ale wciąż jej źle.

W stanie świadomości dualnej lepiej się żyje, myśląc optymistycznie. Ale nawet największy optymista nie ożywi martwego kota, bo nie dojrzy w nim tego życia, którego nie widać. Do tego potrzeba świadomości przebudzonej, niedualnej. Ale nie można też powiedzieć, że świadomość niedualna jest optymistyczna. Z definicji przekracza wszelkie rozróżnienia, bo nie może być ani optymistyczna, ani pesymistyczna. Dlatego na pytanie ucznia, czy pozytywne myśli są lepsze niż negatywne, mistrz odpowiedział: „Nie myśl ani dobrze, ani źle. Pesymizm, jak i optymizm wiążą się z jakimiś przekonaniami o świecie, a niedualny umysł jest wolny od wszelkich przekonań”. Wracając do pesymizmu znajomej, to jest on negatywnym stanem egoistycznego umysłu, który pysznie uznał, że poznał prawdę o życiu. Patrzy na martwego kota i widzi martwą materię: „Kot zdechł, więc życie jest do dupy”.

Optymista pomyśli: „Ten kot wprawdzie zdechł, ale ile kotów w tej chwili się urodziło”.

Oba te punkty widzenia są ograniczone. Znajoma nie może być szczęśliwa, bo ma przed oczami wizję nieodwołalnej śmierci, końca wszystkiego i wielkiej straty. Z tej perspektywy im więcej szczęścia posiadamy, tym większa czeka nas strata. A gdy ty mówisz do niej: „Czym ty się martwisz?! Ciesz się tym, co masz!”, to wydajesz się jej osobą bezrefleksyjną. Żadna z was nie ma racji, choć w ograniczonym sensie obie macie. Koty umierają i się rodzą. Walka pesymizmu z optymizmem to walka manii z depresją, a oba te stany trzeba leczyć.

Gdyby koleżankę „podleczyć” z tej łagodnej depresji, to otwierając pudełko, nie zabiłaby kota!

Skoro znajoma widzi tylko martwego kota, to za nic ci nie uwierzy, że kot jest żywy. Jeśli narzucisz jej swoją jednostronną, optymistyczną interpretację, to wyjdzie na to samo. Żadna z was nie widzi tego, jak jest naprawdę – że kot jest żywy i martwy. Ale też prawdą jest, że uśmiech jest bliższy przebudzenia niż umęczona twarz. Tybetańscy mnisi chodzą niemal zawsze uśmiechnięci. Ty jednak przekonasz swoją koleżankę do uśmiechu dopiero wtedy, gdy sama zachowasz go na spokojnej twarzy, patrząc na swoje życie bez względu na to, jakie ono jest. Bo tylko osoba zakorzeniona w niedualnym istnieniu może zasiać w innych wątpliwość co do prawdziwości dualnej wizji.

Gdy kiedyś poprosiłam o pomoc osobę „pracującą nad sobą”, usłyszałam: „Zmień myślenie, a przestaniesz przyciągać zło”.

Taka odpowiedź wskazuje na dualny stan umysłu. Jest niemądra i pozbawiona współczucia. Choć zapewne osoba ta była przekonana, że doświadczyła wglądu, w najlepszym wypadku był to wgląd połowiczny. Przypadek zaczerpnięty z kronik zen: mistrz przyłapał mnicha sikającego w przepięknym klasztornym ogrodzie. „Co ty wyprawiasz?!” – krzyczy oburzony. Zaskoczony uczeń odpowiada: „O co chodzi? Przecież wszystko jest jednym i tym samym”. Na co mistrz: „To prawda, wszystko jest jednością, ale nie wolno sikać w ogrodzie!”. Takie pseudowglądy jak ten ucznia tylko wzmacniają ego, służą budowaniu poczucia wyjątkowości i, jak widać, arogancji.

Skoro nic nie tracimy, to może jednak nie wypada płakać?

Sam płacz nie jest ważny. Ważny jest stan umysłu płaczącego. Niedualni jak płaczą, to płaczą bez zahamowań. Bo wprawdzie nic nie tracą, ale jednocześnie tracą. A na dodatek głęboko współczują tym, którzy odeszli z poczuciem żalu, i tym, którzy za nimi rozpaczają. Kot jest żywy, ale i martwy. Przestał być tym pięknym kotem. Jest nad czym płakać! Pewien mistrz zen cierpiał z powodu jakiejś choroby i krzyczał całymi dniami. A że mieszkał w klasztorze niedaleko sali medytacyjnej, któregoś dnia przyszedł do niego najważniejszy z mnichów i poprosił, żeby przeniósł się do domu na końcu ogrodu, bo swoimi jękami przeszkadza w mnisich śpiewach i medytacjach. „Ty głupku – odrzekł mistrz – myślisz, że wasze śpiewy są bardziej święte od moich krzyków?”. Widać nie miałaś szczęścia do pocieszycieli. Zakwestionowanie dualnego istnienia i wątpliwość, która się z tego rodzi, są największym darem, jaki możemy dostać, bo może skłonić nas do poszukiwania prawdy o świecie, o nas samych.

Korzystałam z książki Johna Gribbina „Skąd się wziął kot Schrödingera...”

Materiał pochodzi z kwietniowego numeru miesięcznika „Zwierciadło”. Autorem tekstu jest Beata Pawłowicz

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (4)