Janusz Waluś odsiaduje wyrok za morderstwo polityczne. Jego córka wraca pamięcią do tamtych chwil
– Długo starałam się myśleć, że tata został w to tylko uwikłany, że nie jest faktycznym sprawcą. Nigdy nie zapytałam o to wprost – mówi 41-letnia radomianka Ewa Waluś. Gdy miała 14 lat, jej ojciec Janusz Waluś zastrzelił w RPA Chrisa Haniego, jednego z najpopularniejszych czarnoskórych polityków.
24.11.2019 | aktual.: 24.11.2019 23:00
Jest wieczór 10 kwietnia 1993 roku, Wielka Sobota. Po mieszkaniu przy ul. Miłej w Radomiu krzątają się 14-letnia Ewa, blondynka o szarych, jak jej ojciec, oczach, oraz jej mama Wanda. W tle gra telewizor. Informacją dnia jest wiadomość o polskim imigrancie, który na przedmieściach Boksburga zastrzelił Chrisa Haniego, czarnoskórego lidera Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej walczącego o zniesienie apartheidu.
Ewa jeszcze nie rozumie, co się dzieje. – Pojawienie się nazwiska taty w programach informacyjnych było dla mnie absolutnym szokiem. Nie było ochrony danych osobowych, więc od razu wszyscy podawali, że polski imigrant Janusz Waluś zastrzelił charyzmatycznego przywódcę i tak dalej – wspomina w rozmowie z WP Kobieta. – Wtedy jeszcze nie do końca zdawałam sobie sprawę z konsekwencji tego, co się wydarzyło i z tego, że zapłacimy za to rachunek. Do myślenia dawało mi jedynie, jak wygląda i jak zachowuje się moja mama. Postarzała się w pięć minut o 10 lat.
Rodzina Walusiów wraz z urodzonym w 1953 roku w Zakopanem Januszem sprowadziła się do Radomia w latach 70. Walusiowie prowadzili tutaj hutę szkła, powodziło im się. Janusz był kierowcą rajdowym, odnosił sukcesy. Mówili na niego Kuba. W Radomiu poznał Wandę, swoją przyszłą żonę, która urodziła mu jedyną córkę Ewę. Na początku lat 80. Waluś wyemigrował do RPA, gdzie od paru lat mieszkali już jego ojciec i brat. Zaangażował się w działalność polityczną. W kraju, w którym ciemnoskórzy byli obywatelami drugiej kategorii, nadchodził czas wielkich przemian. Gdy walczyli o swoje prawa, Janusz Waluś stanął po drugiej stronie barykady.
Listy o niczym
– Odwiedzało nas wielu dziennikarzy, moją mamę zaczepiła Monika Olejnik – opowiada Ewa. Choć małżeństwo jej rodziców rozpadło się na początku lat 80., Wanda i Janusz pozostali w dobrych relacjach. – Pamiętam telefon od urzędników z MSZ, którzy powiedzieli, że musimy zwracać uwagę na to, czy ktoś nas nie śledzi, że nie możemy otwierać przesyłek, których nadawcy nie znamy, że znajdujemy się w niebezpieczeństwie. Zaczęły się komentarze w szkole i wśród znajomych, jednak byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Większość osób, które nas otaczały, wykazała się zrozumieniem, współczuciem. Najgorsze słowa spotkały mnie ze strony tych, którzy głoszą miłosierdzie.
Za zabójstwo Chrisa Haniego Janusz Waluś został skazany na karę śmierci, podobnie jak Clive Derby-Lewis, lider Partii Konserwatywnej, od którego Polak dostał broń. Ostatecznie wyrok zamieniono im na dożywocie. Waluś od 1993 roku odsiaduje karę w centralnym więzieniu w Pretorii.
– Emocjonalnie nie było mi łatwo – przyznaje Ewa. – Długo starałam się myśleć, że może jednak tata został w to tylko uwikłany, że nie jest faktycznym sprawcą. Zresztą nigdy nie zapytałam o to wprost. Niejasna była też dla mnie ewentualna motywacja. W RPA nie byłam wiele lat. Nie widziałam zmian, jakie tam zachodzą, a tym bardziej nie byłam w stanie ich oceniać. Zwłaszcza w wieku 14 lat. Po prostu poświęcenie cudzego i swojego życia, nawet poza aspektem moralnym, było dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Może z tego powodu był między nami dystans.
Po zatrzymaniu Walusia jego kontakt z córką był trudny – zarówno z powodów technicznych, jak i emocjonalnych. Był rok ’93, więc on i Ewa mogli tylko pisać do siebie listy i to po angielsku. – Mój angielski był wtedy na poziomie bardzo podstawowym. Może dzięki tej sytuacji podjęłam starania, żeby podstawowy nie był. Zresztą tata powiedział mi, że mogę pisać po polsku jakieś dwa lata po zniesieniu wymogu pisania po angielsku. Chciał, żebym się uczyła.
Przez długi czas pisali do siebie o niczym. – Kiedyś się zbuntowałam i napisałam, że albo będziemy rozmawiać normalnie, albo wcale. Pomogło – opowiada Ewa.
Jednak prawdziwy przełom w ich relacjach nastąpił, kiedy zachorowała Wanda. – Przez dwa lata choroby mamy tata pomagał mi, jak tylko mógł. Często tej pomocy potrzebowałam, bo w świetle prawa nadal byli małżeństwem. Chcieliśmy załatwić wszystkie formalności, bo od początku było wiadomo, że dla mamy nie ma żadnej nadziei. Chodziło też o wsparcie psychiczne. Myślę, że było mu wtedy najciężej, bo miał świadomość, że z powodu jego decyzji niedługo zostanę zupełnie sama.
Wnuczka pyta o dziadka
Przed pięcioma laty Ewa Waluś urodziła córeczkę. Marysia zna dziadka jedynie z rozmów telefonicznych. – Tata nie chce, żebyśmy do niego przyjechały. Uważa to zbyt niebezpieczne.
Kiedy rozmawiają przez telefon, Marysia trochę się dziadka wstydzi, ale zawsze składają sobie życzenia z różnych okazji. – Kiedyś nie mogła wyciągnąć skądś jakiegoś klocka. Miała ze trzy lata. W końcu powiedziała: "utknął jak dziadziuś Kuba w więzieniu!". Tata strasznie się z tego śmiał. Ma dystans do swojej sytuacji. Marysia bardzo wcześnie zaczęła pytać o to, dlaczego jest w więzieniu. Wyobrażasz sobie, jak ciężko mówić o tym trzylatce. W końcu chyba jakoś udało mi się wytłumaczyć, że mimo tego, co zrobił, nie jest złym człowiekiem. Tak uważam. Mam nadzieję, że kiedyś będzie miała okazję go poznać i sama ocenić - opowiada Ewa.
Janusz Waluś kilkukrotnie starał się o wcześniejsze zwolnienie i powrót do Polski. W 2016 roku sąd w Pretorii wyraził zgodę na warunkowe opuszczenie przez niego więzienia, ale ostatecznie Najwyższy Sąd Apelacyjny to postanowienie odrzucił.
Ewa chciałaby, żeby tata wrócił już do niej i do Marysi. Julian Knight, adwokat Janusza Walusia, argumentuje, że na wolność powychodziło już wielu zabójców, którzy mają na sumieniu dużo okrutniejsze zbrodnie polityczne. – Pan Knight jest świetnym prawnikiem z wieloma sukcesami na koncie – podkreśla Ewa. – Jestem mu wdzięczna za pracę pro bono. Jeśli w RPA istnieje jakakolwiek praworządność, to on wygra. Jeśli nie wygra, jasne będzie, że rację ma córka Chrisa Haniego, Lindiwe. Powiedziała, że dopóki cokolwiek zależy od jej matki, mój ojciec z więzienia nie wyjdzie.
"Dla mnie to sprawa osobista"
Ewa Waluś ma z tatą regularny kontakt telefoniczny. Wiedzą na bieżąco, co się u nich dzieje. – Nawiązaliśmy fajny kontakt już jako dorośli ludzie, więc nasze relacje pewnie nigdy nie będą takie jak w "standardowych" rodzinach. Jednak pomagamy sobie, jak możemy. Doradzamy, wspieramy w kłopotach. Mimo wszystko czuję, że mam ojca, który za mną stoi – wyznaje Ewa. – Ta sytuacja w jakimś stopniu ukształtowała mnie jako człowieka. Wiedziałam, że będę oceniana surowiej niż inni. Dlatego staram się nie dawać powodów do złych ocen.
Córka Chrisa Haniego odwiedziła niedawno Janusza Walusia w więzieniu. Waluś przekazał jej numer do Ewy. – Chciałabym, żeby zadzwoniła – mówi radomianka. – Bardzo szanuję ją za to, co zrobiła i jak się zachowuje w tej sprawie. Zadarła z własną rodziną. Stara się być obiektywna, choć wyobrażam sobie, jak ją to boli. Chciałabym mieć okazję jej to powiedzieć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl