Blisko ludziJednego dnia matka straciła dwie córki. Pasja była dla nich najważniejsza

Jednego dnia matka straciła dwie córki. Pasja była dla nich najważniejsza

Jednego dnia matka straciła dwie córki. Pasja była dla nich najważniejsza
Źródło zdjęć: © Archiwum Muzeum Tatrzańskie
23.09.2016 11:52

Lida nie wiedziała, co to strach. Już w wieku 13 lat dokonywała pionierskich przejść najtrudniejszych tatrzańskich szlaków. Matka bezskutecznie próbowała uniemożliwić córce realizowanie ryzykownej pasji, która w końcu doprowadziła do tragedii, gdy 16-letnia Lida Skotnicówna i jej dwa lata starsza siostra Marzena spadły z owianego złą sławą urwiska, zwanego Zamarłą Turnią.

Urodziła się 23 września 1913 roku w stolicy polskich Tatr, czyli Zakopanem, gdzie osiem lat wcześniej pojawił się jej ojciec, utalentowany rzeźbiarz Józef Skotnica, który pracował jako nauczyciel rysunków i modelowania w Szkole Zawodowej Przemysłu Drzewnego. W 1910 r. poślubił Marię, z domu Moškořovą. Zamieszkali w zbudowanym przez Józefa domu na Kasprusiach, gdzie w 1911 r. cieszyli się z przyjścia na świat pierwszej córki Marzeny, a po dwóch latach Lidii.

Ojciec dziewczynek był członkiem Zakopiańskiego Oddziału Narciarzy Towarzystwa Tatrzańskiego, walczył też o powstanie Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Z małą Marzeną i Lidią przemierzał górskie szlaki, jednak z czasem sprawiało mu to coraz większą trudność. W jego organizmie rozwijała się gruźlica kości. Zmarł w 1920 r.

Mimo straty ojca, u dziewczynek przetrwała fascynacja Tatrami. Nastoletnia Lidia zdobywała coraz trudniejsze szczyty. Miała 13 lat, kiedy przeszła jedną z trudniejszych tras. Wspinała się przede wszystkim w towarzystwie cztery lata starszego Wiesława Stanisławskiego, mimo młodego wieku uznawanego za jednego z najwybitniejszych ówczesnych taterników, bez wahania atakującego skalne urwiska uchodzące wcześniej za niemożliwe do przejścia.

Ponoć łączyła ich nie tylko miłość do gór. - Mnóstwo rywali zazdrościło Wiesławowi szczęścia, ale nikt się nie dziwił, że ono jemu przypadło. Lida była najpiękniejsza, a Wiesław najgodniejszy – pisał Jan Alfred Szczepański w książce „Przygody ze skałą, dziewczyną i śmiercią. Wspomnienia z Tatr”.

Krwiożercze urwisko

Lidii towarzyszyli w wyprawach także inni świetni taternicy, zwłaszcza Bronisław Czech, najwybitniejszy narciarz okresu międzywojennego, trzykrotny olimpijczyk, a poza tym także ratownik górski, pilot, żeglarz i utalentowany rzeźbiarz. Razem dokonali m.in. pierwszego przejścia wschodnią ścianą Kościelca i południową Niebieskiej Turni.

Często wspinała się z siostrą Marzeną. Razem zdobyły północno-zachodnią ścianę Mnicha, ale plany miały znacznie ambitniejsze. Przerażało to ich matkę, która po śmierci męża postanowiła przeprowadzić się z córkami do Cieszyna, by „oddalić” nastolatki od groźnych szczytów i wyrwać je ze środowiska entuzjastów wspinaczki. Bezskutecznie.

Lida i Marzena marzyły o zmierzeniu się z południową ścianą najsłynniejszego tatrzańskiego urwiska, owianej złą sławą Zamarłej Turni – „krwiożerczej, mściwej, żądnej ofiar” – jak pisze w książce „Wołanie z gór” literat, alpinista i ratownik Michał Jagiełło.

Wspinaczka 150-metrową ścianą była wówczas sprawdzianem górskich umiejętności, swoistym tatrzańskim uniwersytetem – kusiła pięknem scenerii, gładkością granitowych płyt, trudnościami i na końcu sławą zdobywcy.
Górale opowiadali różne historie na temat Zamarłej Turni. Podobno w okolicach urwiska przechadzała się Biała Pani – śmierć z twarzą przysłoniętą welonem, a duchy ludzi, którzy spadli ze ściany, nocą atakują urwisko i wbijają haki.
Lidia i Marzenia nie bały się tych opowieści. Rankiem, 6 października 1929 r. wyruszyły na Zamarłą Turnię.

Obraz
© Archiwum Muzeum Tatrzańskie

Śmierć sióstr

Jak się okazało, tego dnia słynną ścianę zdobywali też doświadczeni taternicy: Bronisław Czech, Jerzy Ustupski i Józef Wójcik. - Niespodziewana obecność kolegów musiała zdopingować siostry do pokazania swej klasy wobec tych świetnych wspinaczy. Toteż bardzo szybko, w doskonałej formie i stylu pokonały niższe partie ściany i Dolny Trawers. Na platformie za Trawersem idąca jako pierwsza Lida zdołała jeszcze dogonić trzeciego z zespołu Czecha. Rozmawiała z nim chwilę, częstowała cukierkami. Gdy tamten ruszył w górę, Lida została, żeby asekurować siostrę, która właśnie przechodziła Trawers – opisuje Wawrzyniec Żuławski w opowiadaniu „Zamarła Turnia”.

Mężczyźni pozostawili na trasie haki, by ułatwić siostrom asekurację. Lidia po dotarciu w to miejsce założyła karabinek, przeciągnęła przez niego linę i bez namysłu zaatakowała ścianę. Czech był już wtedy w skalnej wnęce, z której rozpościerał się widok na całą Zamarłą Turnię. - Nagle, w jakimś przelotnym spojrzeniu w dół, ujrzał na tle pionowych płyt urwiska lecący bezwładnie kształt ludzki. Jeszcze sekunda i obie siostry, złączone wspólną liną, runęły w przepaść. Głuche uderzenie, ciała potoczyły się jeszcze rozpędem, zahurkotały jakieś poruszone z miejsca kamienie – i wszystko ucichło. Na piargu zostały dwie ciemne, nieruchome plamy… – relacjonował Żuławski.

Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną tragedii. Być może zmęczone długim podejściem pod ścianę mięśnie 16-letniej Lidii odmówiły posłuszeństwa. Do tego zawiodła asekuracja – rok później odnaleziono rozgięty karabinek, który w normalnych okolicznościach powinien pozostać nienaruszony.

Dzień po wypadku ciała sióstr odnaleźli ratownicy górscy i znieśli doliną Roztoki, skąd przewieziono je do kaplicy. Dwa dni później w Zakopanem odbył się pogrzeb Lidii i Marzeny. Zszokowana matka nie była w stanie zorganizować ceremonii, dlatego zajął się tym Julian Przyboś. Wybitny poeta był wówczas początkującym literatem i nauczycielem języka polskiego w cieszyńskim gimnazjum, do którego uczęszczała Marzena Skotnicówna. Zakochał się w ślicznej uczennicy.

- Spotkał mnie straszny cios: oto jadę na pogrzeb najdroższej mi istoty. Czy czytaliście o śmierci dwu turystek na Zamarłej Turni? Umarły dwa wyniosłe i orle serca – pisał Przyboś w liście do przyjaciela.

Poeta poświęcił Marzenie stworzony cztery lata później wiersz „Z Tatr (pamięci taterniczki, która zginęła na Zamarłej Turni)”. Mniej więcej w tym samym czasie ukazała się powieść „Uśmiech Tatr”, napisana pod pseudonimem Marza Ostrawicka przez matkę dzielnych sióstr, które w książce noszą imiona Marta
i Lena.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (14)
Zobacz także