Jej małe hiszpańskie wesele. Na ślub w Maladze wydali mniej niż w "polskiej remizie"
Dwudziesty piąty maja był dla Moniki Rzący dniem spełnionych marzeń. Wegańskie wesele na łonie natury, własne przysięgi małżeńskie wygłoszone w oliwnym gaju, willa wynajęta na tydzień. Koszt? 10 tysięcy Euro. Mniej niż niejedno wesele w polskiej remizie.
04.07.2018 | aktual.: 05.07.2018 14:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Chudzik, Wirtualna Polska: Wyobrażałaś sobie swój ślub jeszcze jako mała dziewczynka?
Monika Rząca: Nie jestem osobą, która sobie wyobraża ślub i całe życie o tym myśli! Było wręcz przeciwnie. Ale kiedy już zdecydowaliśmy się z mężem na ślub, wiedzieliśmy czego na pewno nie chcemy. Uznaliśmy, że jesteśmy w tym dniu najważniejsi i nie będziemy robić czegoś na siłę, "bo wypada". Nie miałam wcześniej żadnych wyobrażeń, a mój mąż się kiedyś zarzekał, że w ogóle ślubu brać nie będzie.
Czego zatem nie chcieliście?
Drogą eliminacji doszliśmy do tego, że wesele koniecznie musi się odbyć na łonie natury, a nie w zamkniętym pomieszczeniu. Jestem ogromną miłośniczką kwiatów, roślin. Oboje jesteśmy weganami, więc marzyliśmy o tym, żeby wesele też było całkowicie wegańskie. No i chcieliśmy na weselu zobaczyć tylko te osoby, które nam są bardzo bliskie. Nie było żadnych ciotek, z którymi na co dzień nie mamy kontaktu. Ja jestem Polką, mój mąż Hiszpanem, więc towarzystwo było językowo mieszane, a my chcieliśmy, żeby nasza rodzina brała pełny udział w całej ceremonii. Dlatego moja siostra tłumaczyła całą ceremonię z polskiego na hiszpański. Mój brat czytał "Hymn o miłości" po polsku, brat męża – po hiszpańsku.
Gdzie odbył się ślub?
W willi pod Malagą. Udzielał nam mój znajomy ksiądz, Tomek, z którym znamy się od liceum. Tydzień wcześniej wzięliśmy ślub w kościele, ale taki kameralny, intymny - obecni tylko nasi rodzice i rodzeństwo. Łatwiej było w kościele zorganizować formalności, zgody, tłumaczenia dokumentów z polskiego na hiszpański.
Na zaproszeniu na właściwe przyjęcie - czyli tydzień później - napisaliśmy, że przyjście w szpilkach i fraku jest zabronione. Chodziło nam o to, żeby wszystkim było wygodnie i żeby mogli tańczyć do rana. Większość się dostosowała!
Brak szpilek jeszcze można zaakceptować, ale czy nikt z bliskich nie miał pretensji o wegańskie menu i brak zaproszeń dla dalszej rodziny? W Polsce to uchodzi za kontrowersyjne.
Ja sobie nie wyobrażałam, żeby wesele nie było wegańskie! Nasze rodziny wiedzą, że jesteśmy uparci, więc na to przystały. Były 72 osoby, w tym tylko trzech wegan i jeden wegetarianin. Ale wszystkich uprzedziliśmy, że nie będzie mięsa ani nawet krewetek. Trochę ich to dziwiło, ale okazało się, że bardzo im smakowało. To było coś świeżego, bo często przecież menu na weselach jest powtarzalne. Weganizm to nie tylko sałatki. Były m.in. krokiety z seitanem, pieczarkami i szpinakiem, krem z pomidorów z dżemem z oliwy z oliwek, szaszłyki z grillowanych pomidorów i bakłażana, krakersy z kremem z wędzonej marchewki, cukinia nadziewana kremem kokosowym, wegańskie pączki, wegański waniliowy tort z owocami leśnymi…
*Wszystko to zaplanowaliście i zrealizowaliście sami? *
Właściwie tak. Chodziliśmy na targi staroci, kupowaliśmy różne stare przedmioty na ślub. Na przykład stare perskie dywany. Do tego sukienka w stylu boho, wielki bukiet i kwiaty we włosach zamiast welonu… Wynajęliśmy też na tydzień willę z basenem, żeby moja rodzina się tam zatrzymała.
Gdybyście mieszkali w Polsce, to mielibyście szanse na równie atrakcyjne wesele?
Zdecydowanie! W Maladze miałam problem ze znalezieniem miejsca, które nie byłoby typowo weselne. Domu, obok którego jest trawa. Nie chciałam, żeby to się odbywało na jakichś chodniczkach czy na cemencie. To było trudne, bo Malaga ma suchy klimat. W Polsce byłoby łatwiej ze znalezieniem fajnego miejsca z klimatem i roślinnością.
Potwierdzasz, że dzień ślubu jest tym najpiękniejszym i najważniejszym w życiu?
Wcześniej ktoś mi powiedział, że to będzie najpiękniejszy dzień w moim życiu. Myślałam, że to raczej niemożliwe, ale muszę przyznać, że ten ślub był inny od wszystkich, które widziałam. I to naprawdę był niesamowity dzień. Tym bardziej, że przygotowaliśmy sobie własne przysięgi małżeńskie. I oprócz tego, że wygłosiliśmy tę standardową formułkę przed wszystkimi, to poszliśmy robić zdjęcie do gaju oliwnego i tam sobie przysięgaliśmy, czytaliśmy nasz "list" do drugiej osoby. To było takie prawdziwe, emocjonujące. Najpiękniejszy moment wesela. Ja płakałam, mąż też.
Zostawiliście cokolwiek przypadkowi? Coś nie wyszło?
Wszystko mogło nie pójść! Zaczynając od tego, że nie mieliśmy "planu B" na wypadek, gdyby padało. Ślub odbył się 25 maja, a o tej porze roku w Maladze raczej jest sucho. Pech chciał, że w noc przedślubną było chłodno i padało! A cała impreza przecież była na powietrzu! Na szczęście w dzień się rozpogodziło. Wyszły też smaczki na weselu – o północy daliśmy naszym mamom prezenty, bo akurat wybił Dzień Matki. Jeden ze znajomych męża miał dzień wcześniej urodziny, więc też przygotowaliśmy mu torcik.
Masz jakieś rady dla przyszłych panien młodych?
Hm, można zacząć przygotowania na trzy lata do przodu, ale i tak ostatni tydzień to będzie szaleństwo, zawsze wszystko będzie na ostatnią chwilę! Ale moja rada jest taka, żeby zawsze robić wszystko tak, jak się chce. To brzmi idealistycznie, ale jeśli wszystko będziesz robić tak, jak serce ci dyktuje, to będzie mniej stresu i lepsza zabawa. To ma być święto dwóch osób.
Możesz mi zdradzić, ile kosztuje takie wesele?
Ostatnio liczyliśmy i okazało się, że wydaliśmy na to 10 tysięcy euro. Jak na tutejsze standardy, to nawet bardzo mało. Ale to dlatego, że bardzo dużo rzeczy zrobiliśmy sami, a willę znaleźliśmy w bardzo dobrej cenie. Przygotowania zaczęliśmy rok przed – polecam ten system!
Chcesz podzielić się zdjęciami ze swojego wesela albo opowiedzieć nam swoją historię? A może nie możesz rozwiązać weselnego problemu? Prześlij nam zdjęcia i historie przez dziejesie.wp.pl