Jest wódka weselna i oczepiny. Brakuje tylko jednego - pary młodej
W rogu stoi wiejski stół, a po północy kroi się tort. Goście bawią się przy rytmach disco-polo, wznoszą toasty, a wszystko to dokumentuje wynajęty fotograf i kamerzysta. Wesele "na niby" robi furorę w Bydgoszczy i w Trójmieście.
Zróbmy sobie wesele!
"Wesele Bez Pary Młodej" to projekt zapoczątkowany przez Hannę Stępień i jej byłego partnera. Oboje uwielbiają bawić się na imprezach weselnych, niestety nie mieli ku temu zbyt wielu okazji. Postanowili ją stworzyć i zorganizować przyjęcie, które atmosferą do złudzenia będzie przypominało świętowanie zaślubin.
- Zawsze lubiliśmy chodzić na wesela. A jako 19-latkowie nie mieliśmy za wiele okazji, by w nich uczestniczyć. Trzeba było liczyć na rodzinę. Stwierdziliśmy, że sami zrobimy sobie takie wesele. Puściliśmy na uczelni informację, że organizujemy taką imprezę. Po wszystkim byliśmy stratni 3 tys. złotych, bo nie za bardzo wiedzieliśmy, jak to dobrze przygotować - mówi w rozmowie z WP Kobieta Hanna Stępień.
Na pierwszym "weselu" w 2008 roku bawiło się zaledwie 40 gości. W 2017 roku chętnych na każdą imprezę było już 300. Trwają zapisy na pierwsze "wesele" w tym roku, na które zgłosiło się już ok. 350 osób. Jak wygląda organizowanie "niby wesela"? Pół roku wcześniej organizatorka rezerwuje salę, na Facebooku robi wydarzenie i informuje o nim znajomych. Żeby zostać weselnikiem, trzeba wpłacić 130 zł od osoby. W cenie jest jedzenie, fotograf, cała zabawa.
Mąż pod pachę i w tany
Na jednej z takich imprez bawiła się 42-letnia Gosia z Piły. – Namówili mnie znajomi, którzy już wcześniej byli na "weselu" u Hani. Uwielbiam ten swojski klimat, dlatego długo się nie zastanawiałam. Wzięłam męża i ruszyliśmy w tany - mówi nam kobieta.
Jej zdaniem udawane wesele było lepsze, niż którekolwiek z "prawdziwych" na jakich była. – Wszyscy świetnie się bawili. Było pyszne jedzenie, muzyka do tańca i świetny wodzirej. Każdy czuł się swobodnie i nie musiał uważać na ciotki, babcie i kuzynki, które tylko czekają na naszą wpadkę, żeby nas obgadać – wyjaśnia nam Małgosia. - Na imprezie u Hani bawisz się tak, jak lubisz i nie musisz nikogo udawać. To jest super – dodaje kobieta.
Zapytana o to, czemu w takim razie poszła na udawane wesele tylko raz, tłumaczy się brakiem czasu. – Weszliśmy teraz z mężem w okres rodzinnych wesel. Co i rusz jakieś mamy. Na to "na niby" nie mamy już czasu – mówi.
Dobrze, bo bez "koperty"
"Wesele Bez Pary Młodej" przyciągnęło też 44-letnią Krysię, która uczestniczyła już w 4 edycjach. – Z roku na rok namawiamy coraz więcej znajomych i idziemy zgraną grupą. W ubiegłym roku było nas około 20 osób z rodziny i przyjaciół. Bawimy się przednio – mówi nam mieszkanka Bydgoszczy.
- Płacisz 130 zł, a bawisz się, jak na weselu u najbliższej rodziny. Atmosfera jest nawet lepsza, kiedy idziecie większą ekipą. Wtedy łatwo uwierzyć, że to prawdziwa rodzinna impreza – dodaje Krysia.
Pytamy ją, czy przygotowania do udawanego wesela różnią się czymś od tych do prawdziwego. – Dla mnie nie ma różnicy. Na "Wesele Bez Pary Młodej" też kupujemy nowe kiecki i buty, idziemy do fryzjera i na manicure. To dla nas równie wyjątkowa okazja. Dodatkowym plusem jest to, że nie trzeba wkładać do koperty, więc i tak wychodzi taniej niż normalnie – mówi nam kobieta.
"Strumienie wódki i trochę wina"
Wesele to jednak nie tylko tańce i oczepiny, ale też huczna biesiada. Goście w cenie wejściówki mają tradycyjnie rosół, wybór mięs na drugie danie i zimne przystawki. Na stole królują swojskie schabowe i devollai'e. W rogu sali weselnej stoi wiejski stół w wędlinami, smalcem i kiszonymi ogórkami. W nocy goście raczą się żurkiem. Wszystko tak, jak na "prawdziwej" uroczystości.
Alkohol też jest. Nie zapewnia go jednak organizatorka. – Każdy przynosi alkohol według uznania. Ile przyniesie, tyle wypije – mówi Hania. Kobieta dodaje również, że pijackie awantury nie mają miejsca na "Weselu Bez Pary Młodej". – Nigdy nie zdarzyło się, żeby ktoś się pobił, albo robił aferę. Raz policja była u nas, ale to dlatego, że sąsiedzi się skarżyli, że jest za głośno – tłumaczy organizatorka.
Symboliczni nowożeńcy
Jak Hani udaje się zachować klimat hucznego wesela? - Zaczynamy toastem za zdrowie pary młodej i gości, potem jest zabawa, oczepiny, po północy jest tort. Nie witamy chlebem i solą. Cały czas zastanawiam się, co trzeba by dodać, żeby jak najwierniej odtworzyć prawdziwe wesele – tłumaczy Hanna.
- Są i oczepiny, i wodzirej, i rzucanie welonem. Niby wesele bez pary młodej, ale symbolicznie wyłania się parę. Często spontanicznie, z wodzirejem. W tym roku był konkurs taneczny i para, która wygrała, występowała podczas oczepin jako nowożeńcy – wyjaśnia nam organizatorka.
Imprezy organizowane przez Hanię mają swoją stronę na Facebooku. "Wesele Bez Pary Młodej" obserwują już prawe 3 tys. osób. To właśnie za pośrednictwem mediów społecznościowych organizatorka daje znać, kiedy odbędzie się kolejna edycja udawanego wesela.
Oprócz Bydgoszczy, imprezy weszły też do Trójmiasta. W 2017 roku po raz pierwszy "Wesele" zawitało do Gdyni. Hania na razie nie planuje rozwijania działalności na inne miasta. Woli, żeby pozostała lokalną atrakcją. Do tej pory "weselnicy" bawili się już 10 razy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl