"Jesteś beznadziejnie głupia". Żony, które doświadczają przemocy ekonomicznej
"Nie pracuję. Nie mam dochodów. Nie mam własnego konta. Prawie codziennie słyszę, że „jestem za głupia, aby wrócić do pracy". Przemoc w rodzinie to nie tylko bicie. Zabieranie partnerowi pieniędzy, kontrolowanie wydatków, uniemożliwianie podjęcia pracy - to najczęstsze przejawy przemocy ekonomicznej. Jest nowością w statystykach policyjnych. Nie musi wcale dotyczyć biednych osób, rodzin patologicznych czy mniej wykształconych.
Jestem żoną i matką trójki dzieci. Skończyłam medycynę. Mój mąż też jest lekarzem. Ma prywatny gabinet. Mieszkamy w dużym i pięknym domu. - Masz wspaniałe życie. Nie musisz pracować – mówią znajome pary, które nas odwiedzają. Nieprawda. Mam na imię Katarzyna i żyję w klatce.
Rodzina
Poznaliśmy się na studiach medycznych. Ja skończyłam z wyróżnieniem. Robert był raczej przeciętny. Wzięliśmy ślub i przyjechaliśmy do jego rodzinnego miasta. Tu mieliśmy do dyspozycji piętro w domu jego rodziców. Wspólnie ustaliliśmy, że zrezygnuję z robienia kolejnych stopni specjalizacji i pracy zawodowej, a zajmę się wychowaniem dzieci. Urodził się Franek. Mąż nie chciał, abym wróciła do pracy. Urodził się Krzysiu, a potem Zosia. Robert założył prywatną praktykę lekarską. Kupił sobie drogi samochód terenowy. Weekendy spędza na polu golfowym, gdzie kupił też domek wypoczynkowy. Urlopy spędza na polowaniach w Afryce.
Ja nie pracuję. Nie mam dochodów. Nie mam własnego konta. Prawie codziennie słyszę, że „jestem za głupia, aby wrócić do pracy, bo medycyna poszła już za bardzo do przodu”. Dlatego Robert nie zatrudnił mnie w swoim gabinecie, ani nie pozwoli iść do pracy w szpitalu „bo wstyd mu przyniosę”. Jestem beznadziejna, bo „nie potrafię dobrze gotować i nie jestem dobra w łóżku”.
Upokorzenie
Codziennie wysłuchuję, jaka to jestem rozrzutna i jak on ciężko musi pracować. Miesięcznie na jedzenie, środki czystości, opłaty szkolne, leki dostaję od niego tysiąc złotych. W tygodniu gotuję tylko dla siebie i dzieci. Robert je obiady, które przywozi mu do pracy firma cateringowa. Sobotnie kolacje dla znajomych przygotowuje mama Roberta.
Nie wolno mi bez jego zgody kupować ubrań, kosmetyków i leków. Fryzjer? Kosmetyczka? Prawda jest taka, że płaci za to moja mama, jak do niej jadę raz na dwa tygodnie. Czy jest mi wstyd? Jest. Ale ja przecież jestem beznadziejna... Czy w to wierzę? Sama już nie wiem. Wiem tylko, że nie mogę odejść, bo nie mam pracy. Nie mam mieszkania. Nie mogę wrócić do moich rodziców. Moje marzenie? Żeby dzieci poszły na studia. Żeby były samodzielne. Wtedy pewnego dnia wyjdę z tej klatki i już nigdy nie wrócę. Na razie muszą mi wystarczyć spotkania z psychologiem w ośrodku dla ofiar przemocy. Robert nie wie, że tu przychodzę.
Statystyki
Przemoc w rodzinie to nie tylko bicie. Zabieranie partnerowi pieniędzy, kontrolowanie wydatków, uniemożliwianie podjęcia pracy - to najczęstsze przejawy przemocy ekonomicznej.
Instytut Spraw Publicznych ogłosił niedawno badania opinii publicznej pokazujące skalę zjawiska. Zwykle przemoc utożsamia się tylko z jednym jej rodzajem: biciem. To jej najbardziej drastyczny rodzaj, ale to przemoc ekonomiczna często sprawia, że bicie jest możliwe. Trzyma ofiary przemocy w zależności, z której nie mogą wyjść - komentowała w mediach wyniki badań prof. Małgorzata Fuszara, pełnomocnik rządu do spraw równego traktowania.
ISP zbadało reprezentatywną próbę 1000 osób. 13 proc. kobiet i 9 proc. mężczyzn przyznało się ankieterom, że partnerzy zabierają im pieniądze. 19 proc. kobiet i 12 proc. mężczyzn jest zmuszonych do proszenia partnerów o pozwolenie na ich wydawanie. 19 proc. kobiet i 11 proc. mężczyzn poskarżyło się na podejmowanie przez partnerów ważnych decyzji dla gospodarstwa domowego bez uzgodnienia. W rzeczywistości przemoc ekonomiczna może być jeszcze częstsza. Nie musi wcale dotyczyć biednych osób, rodzin patologicznych czy mniej wykształconych.
Z najnowszych statystyk Komendy Głównej Policji wynika, że w 2014 r. funkcjonariusze założyli aż 77,8 tys. niebieskich kart dla ofiar przemocy w rodzinie. Dla porównania rok wcześniej wypisali 61 tys. nowych dokumentów tego typu. W tym samym czasie liczba osób dotkniętych przemocą wzrosła z 86,8 do 105,3 tys. Nadal pokrzywdzonymi są głównie kobiety. W ubiegłym roku było ich 72,8 tys., czyli o 14,5 tys. więcej niż rok wcześniej. Jak wynika z Europejskiego Sondażu Społecznego aż 22 procent kobiet w Polsce nie ma żadnych własnych dochodów. Osoby te są najczęściej uzależnione od swoich partnerów, którzy stosują wobec nich różne formy przemocy ekonomicznej. Dotyka jednak nie tylko tych kobiet, które nie zarabiają.
Oczekiwanie
„120 złotych za buty? Za drogo!” Kiedy po raz pierwszy usłyszałam w sklepie takie słowa z ust mojego narzeczonego, uśmiechnęłam się do sprzedawczyni, która z westchnieniem stwierdziła, że „mężczyźni nie mają pojęcia, ile co kosztuje”. 20 lat po ślubie już się nie uśmiecham. Czekam na rozwód.
Mam na imię Małgorzata. Mam 42 lata. Jestem położną. Mój mąż jest dyrektorem w dużej międzynarodowej korporacji. Właściwie przez kilkanaście lat nie miałam pojęcia, że on się nade mną znęca. Ja zajmowałam się domem i z własnej pensji musiałam opłacać rachunki i robić codzienne zakupy. Kiedy moje pieniądze się kończyły, w domu nie było jedzenia. Były dni, kiedy nic nie jadłam.
Potem zaczęłam oszczędzać, żeby mieć na rozpoczęcie nowego życia. Nie mamy dzieci. To dobrze, bo chyba bym się nie zdecydowała odejść.
Od dwóch lat współpracuję z ośrodkiem pomocy ofiarom przemocy. Prowadzę warsztaty, jestem mediatorem. Opowiadam o swoich przejściach.
Prawo i edukacja
O przemocy ekonomicznej mało się w Polsce mówi – nie ma o niej nawet wzmianki w polskim prawie, chociaż często współwystępuje ona z innymi formami przemocy i bywa bezpośrednią przyczyną zabójstw i wielu innych krzywd w rodzinie. W 2012 r. Centrum Praw Kobiet zrealizowało pierwszą edycję projektu edukacyjnego (obejmującego m.in. poradnictwo prawne i socjalno-finansowe) adresowanego do kobiet doświadczających przemocy. - Na specjalnej stronie internetowej www.cpk.org.pl/finanse, edukujemy kobiety w zakresie budowania własnej niezależności - mówi Urszula Nowakowska, szefowa Centrum Praw Kobiet. To pierwsza w Polsce platforma edukacyjna online adresowana do kobiet, które są lub były ofiarami przemocy, a także wszystkich tych, które pragną zbudować własną niezależność.
Żono moja
Moim marzeniem była rodzina, dzieci, dom. Nie chciałam robić kariery zawodowej. Poznałam Michała na studiach. Był na prawie. Dzisiaj jest wziętym adwokatem.
On zarabiał, a ja miałam zajmować się domem. Wakacje spędzaliśmy w egzotycznych miejscach. On kupował mi ubrania. On je także wybierał. Tak samo, jak buty, kosmetyki, środki higieny osobistej. Zawsze dobrej jakości, markowe, ale tylko on je kupował. Bo to wszystko było JEGO. Nawet pasta do zębów. Jeździł ze mną do sklepu po codzienne zakupy i to on decydował, jaki chleb kupimy, jakie mleko, jaki jogurt. Moje zdanie się nie liczyło. Myślałam, że to normalne, bo przecież nie zarabiałam.
Wieczorem miałam być gotowa na seks. Jak nie chciałam, to była kara. Zero jedzenia. Wyrzucanie podpasek czy tamponów.
Mąż chciał, żebym była zawsze pod ręką, np. gdybym miała przygotować kolację dla znajomych w domu.
Zaczęłam się buntować. Przez kilka miesięcy było inaczej. Dostałam samochód, kartę kredytową. Zaszłam w ciążę. Urodziła się Ania. Limit na karcie się skończył, ale mogę kupować drobne rzeczy dla córki, jak jego nie ma. Muszę tylko zbierać paragony. Nadal chodzę w markowych ciuchach, używam luksusowych kosmetyków, mam karnet na siłownię, mąż płaci też za fryzjera i zabiegi z medycyny estetycznej. Ja, JEGO żona, mam ładnie wyglądać.
Nie rozwiodę się. Nie mam żadnych pieniędzy. On jest prawnikiem, a ja tylko pedagogiem bez doświadczenia zawodowego. Przegram i jeszcze stracę córkę, bo przecież nie mam pracy. On kocha Anię i kocha mnie. Na swój sposób dba o rodzinę, a ja jestem JEGO żoną.
Ingrid Hintz-Nowosad/WP Kobieta