Joana przeprowadziła się do Gdańska do ukochanego. Ta decyzja kosztowała ją życie
Joana miała 25-lat i pochodziła z Bytowa. Do Gdańska wyruszyła za miłością. Kilka dni temu jej mama odebrała przerażający telefon. Jej córka zmarła w pożarze wznieconym przez zaborczego chłopaka.
Historia Joany to dowód na to, jakie konsekwencje może mieć toksyczna miłość. Naiwna i ufna dziewczyna bez pamięci zakochała się w poznanym przez internet Arkadiuszu. Chłopak zrobił na rodzinie dobre wrażenie, ale szybko zaczął przejawiać niebezpieczne zachowania. Mimo wątpliwości, studentka postanowiła przeprowadzić się do ukochanego na drugi koniec Polski. Zamiast spełnienia marzeń, czekała ją okrutna śmierć.
Chłopak idealny
– Odwiedzała go w co drugi weekend w Gdańsku, on również przyjeżdżał do nas – wspomina na łamach "Faktu" Halina Rohlender-Duda, mama Joany.
– Zabierał ją do teatru, kina, pokazywał jej Trójmiasto. Ona była z nim taka szczęśliwa… Przysyłała mi z tych randek piękne zdjęcia zachodu słońca na plaży, bardzo romantyczne, różne cudowne miejsca, w które on ją zabierał. Ufna, zakochana, wierzyła we wszystko, co mówił Arkadiusz - dodaje mama Joany.
Problemy zaczęły się, gdy Joana przeprowadziła się do ukochanego do Gdańska. Jej mama zauważyła, że chłopak coraz bardziej kontroluje dziewczynę.
– Często rozmawiałyśmy z córką na czacie przez kamerkę, porozumiewałyśmy się wzrokiem, widziałam, że coś tam jest nie tak. Joana nie mogła wszystkiego mówić, bo on był zawsze z nią. Zaczęłam się martwić, czułam, że nic dobrego z tego nie będzie. Matki wiedzą, mają szósty zmysł, po prostu – mówi pani Halina.
Zabrakło jednego dnia
Kilka dni przed pożarem było jasne, że Joana męczy się w związku i chce odejść od Arkadiusza. Zapowiedziała swojej mamie, że wkrótce pojawi się w Bytowie. Mocno zaniepokojona kobieta przekonywała, żeby dziewczyna wsiadła nawet w taksówkę do domu. Joana postanowiła jednak odczekać jeden dzień, licząc, że nic złego jej ze strony Arkadiusza nie spotka. Następnego dnia pani Halina odebrała SMS od koleżanki Joany z prośbą o pilny kontakt.
– Natychmiast po odczytaniu wiadomości oddzwoniłam do niej – mówi pani Halina. – Agata przekazała mi, że był pożar, że Joana jest w bardzo ciężkim stanie. Wraz z sąsiadką od razu wsiadłyśmy w samochód i ruszyłyśmy do Gdańska. Ale było już za późno na wszystko. O 9 rano Joana odeszła... - wspomina Halina Rohlender-Duda, mama ofiary.
Okazało się, że chłopak zaprószył ogień, mieszkanie spłonęło, Joanie nie udało się uciec, a on sam popełnił samobójstwo.
GDZIE SZUKAĆ POMOCY?
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!