Jurek Owsiak bał się, że trafi pod respirator. Koronawirus go nie oszczędził
Jurek Owsiak i jego żona przez trzy tygodnie izolowali się w domu, bo mieli koronawirusa. Prezes WOŚP do końca łudził się, że może to jedynie grypa. Codziennie sprawdzał, czy ma smak i węch.
24.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 23:59
Jurek Owsiak prezes Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy na co dzień niesie pomoc chorym i potrzebującym. Dzięki jego corocznej zbiórce udaje się zebrać miliony złotych, które przeznaczane są m.in. na zakup niezbędnego sprzętu medycznego. Dzięki WOŚP w wielu szpitalach w całej Polsce można znaleźć respiratory z czerwonym serduszkiem, logiem fundacji. Gdy Owsiak zachorował dwa miesiące temu na koronawirusa bał się, że sam będzie musiał z niego skorzystać...
Jak Owsiak przeszedł koronawirusa?
Gdy zauważył u siebie pierwsze niepokojące objawy choroby, wierzył, że to to tylko grypa, która szybko przejdzie. Niestety, okazało się, że to COVID-19. – Kiedy przyszła gorączka, to bardzo chciałem, żeby to była grypa. Codziennie wąchałem mydło i sprawdzałem je koniuszkiem języka, żeby wiedzieć, czy mam jeszcze węch i smak. Miałem w pamięci także zdjęcia ze szpitali, gdzie leżą covidowi pacjenci. Czułem racjonalny strach – powiedział w rozmowie z Faktem Jurek Owsiak.
Gdy on i jego żona przez trzy tygodnie przebywali w domowej izolacji, mogli liczyć na pomoc sąsiadów. – Bardzo dobrze zadziałała pomoc sąsiedzka. Sąsiedzi włożyli kartkę w nasze drzwi z propozycją pomocy, na przykład przy wynoszeniu śmieci. (...) Rodzina i przyjaciele także czuwali nad nami – podkreślił prezes WOŚP.
Zobacz także: Rodziny patchworkowe: święta bez najbliższych
Owsiak w wywiadzie dla Faktu wyznał, że bał się o swoje zdrowie, a w szczególności, że trafi pod respirator. – To jest poważna obawa, ponieważ wtedy sytuacja jest już ostateczna. Za pomocą respiratora ratuje się pacjenta przed utratą oddechu, wymusza się pracę płuc. Ale taka inwazyjna metoda działania respiratora nie jest do końca dobra. Tego właśnie się obawiałem. Wolałem chorować w domu niż trafić do szpitala – tłumaczy.