Justyna Mazur-Kudelska choruje na otyłość. "Masa ciała nie świadczy w żaden sposób o człowieku"
- Mam 35 lat, 160 cm wzrostu i znów ważę 100 kg. Mój wskaźnik BMI mówi mi, że w dodatku to trzeci stopień otyłości - napisała na swoim Instagramie Justyna Mazur-Kudelska, jedna z najpopularniejszych polskich podcasterek, autorka cyklu "Porozmawiajmy szczerze o otyłości". W rozmowie z WP Kobieta zdradziła m.in. dlaczego to wciąż temat tak trudny i jednocześnie palący.
Katarzyna Pawlicka, WP Kobieta: Otyłość jest w Polsce tematem tabu?
Justyna Mazur-Kudelska: Myślę, że tak i bardzo mnie to dziwi, ponieważ otyłość jest chorobą, którą nie można się zarazić. Tabu to jest mocno związane z kulturą diet, zgodnie z którą dodatkowe kilogramy to coś, czego trzeba się pozbyć za wszelką cenę, przy użyciu wszystkich dostępnych metod. Oprócz tego brakuje nam podstawowej wiedzy o otyłości, a kultura wypowiedzi nie jest naszą mocną stroną. To sprawia, że osoby chorujące na otyłość są pod ostrzałem bardzo negatywnych opinii, często na granicy agresji. Mówi się o nich przecież "wstrętne", "grube", "zawłaszczające przestrzeń" czy "oczekujące współczucia".
Niemal wszyscy powielamy mity związane z otyłością.
Przytoczę przykład z wczoraj. Pod moją rozmową z Janiną Bąk pojawił się komentarz mężczyzny, który napisał, że osoby z otyłością są otyłe na własne życzenie i wystarczy, by zamieniły samochód na rower i zaczęły mniej jeść, bo przecież otyłość to nie kwestia przemiany materii czy uwarunkowań genetycznych, a wyłącznie kalorii. Jednocześnie ten sam mężczyzna żalił się, że nie potrafi przybrać na wadze, choć bardzo by chciał, ponieważ jego przemiana materii mu na to nie pozwala. Przecież to paradoks.
Janina Bąk, która była pani pierwszą rozmówczynią zwraca uwagę, że otyłość jest chorobą przewlekłą.
Panuje błędne przekonanie, że to stan, z którego można wyjść. Po prostu schudnąć. Tymczasem są sytuacje, gdy pacjentom pomagają wyłącznie metody chirurgiczne i nie mówię tutaj wyłącznie o zmniejszeniu żołądka, ale także wycięciu z żołądka fragmentu odpowiadającego za wydzielanie greliny nazywanej hormonem głodu. Wiele osób chorujących na otyłość ma zaburzenia w obrębie tego konkretnego hormonu: niezależnie ile zjedzą i co zjedzą, zawsze będą odczuwały głód, który jest nie do pohamowania.
Osoby chorujące na otyłość szukają pomocy latami. Często bezskutecznie.
Przyczyny otyłości są różne i bardzo złożone. Jednocześnie otyłość powoduje ponad 200 powikłań, takich jak np. nadciśnienie, cukrzyca, zaburzenia w pracy tarczycy. Problem w tym, że gdy pacjent trafia do lekarza z powikłaniami pootyłowościowymi, słyszy tylko, że musi dostać leki i leczyć konkretne powikłanie, ewentualnie odsyła się go do dietetyka w celu zrzucenia wagi. Dietetyk z kolei ustala jadłospis, nie patrząc na potrzeby organizmu czy styl życia. To jest błędne koło, ponieważ każda kolejna dieta, szczególnie restrykcyjna, spowalnia metabolizm i sprawia, że organizm się uodparnia, pojawia się efekt jo-jo, spada motywacja, a masa ciała często rośnie. Otyłość leczy się inaczej niż tylko dietą 1800 kcal i ćwiczeniami. Sama byłam w takiej sytuacji, dlatego marzy mi się, by w Polsce otyłością zajmowali się wyedukowani specjaliści.
Paradoks polega na tym, że widzimy skutek otyłości, czyli dodatkowe kilogramy, natomiast jej przyczyny są niewidoczne, jak np. w przypadku endometriozy.
Bardzo niewiele wiemy o tej chorobie, bo dopiero od niedawna traktujemy ją serio. Profesor Bogdański, który zajmuje się leczeniem otyłości i z którym będę miała kolejną rozmowę, powiedział, że patogeneza tej choroby jest bardzo złożona, przez co trudno jednoznacznie wskazać jej przyczynę. To mogą być czynniki środowiskowe, genetyczne, hormonalne. Wiele wskazuje również na stres, tempo życia, więc stygmatyzowanie osób z otyłością może jeszcze ją nasilić - organizm chorego/ej na otyłość pod wpływem silnego stresu, poczucia winy czy wstydu będzie działał jeszcze gorzej.
Co czuje osoba chorująca na otyłość słysząc, "jedz mniej" lub "weź się wreszcie za siebie"?
Trochę się już uodporniłam na takie komentarze, natomiast wiem, że osoby z otyłością czują się najczęściej bardzo osamotnione, nieustannie oceniane i zepchnięte na margines. Do dziś kwestionuję to, jak wyglądam, nawet, jeśli czuję się dobrze. Mam też poczucie, że zajmuję za dużo miejsca… Osoby chorujące na otyłość nie mają w społeczeństwie wsparcia, otrzymują komunikat, że schudnięcie jest ich psim obowiązkiem, że nie powinny gorszyć wyglądem, by zasłużyć sobie na miano osoby pełnowartościowej.
Przy okazji chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jeden paradoks. Osoby chorujące na otyłość często słyszą, że powinny iść na siłownię, poruszać się. Tymczasem, gdy Nike wypuścił kolekcję ubrań sportowych plus size, świat był zbulwersowany, że marka "promuje otyłość". Z kolei chorzy ludzie wpadają w pętlę: chciałbym się ruszać, ale wiem, że wszyscy będą na mnie krzywo patrzeć. W ten sposób odbiera się osobom z otyłością prawo do najprostszych rzeczy i – przede wszystkim – prawo do godności. Tak jakby nie zasługiwały nawet na komfortowy ciuch i – w gruncie rzeczy – wsparcie w chorobie.
Komentarze dotyczące wyglądu zaczęłaś otrzymywać zanim podjęłaś w swoich mediach społecznościowych temat otyłości?
Tak, jak tylko zaczęłam pokazywać twarz. Ludzie potrafili napisać mi, że skoro wiedzą, że jestem gruba, będzie im się bardzo dziwnie słuchało mojego podcastu. Zdołałam wyhodować grubą skórę, jestem uodporniona, natomiast wciąż nie wiem, skąd w innych przekonanie, że mają prawo oceniać mój wygląd i – co więcej – dawać mi rady, nie znając historii mojej choroby i nie wiedząc nawet, czy chcę schudnąć. Bo osoby z otyłością również mają wybór – mogą zdecydować, czy w ogóle mają ochotę leczyć. Dziwi mnie też jeszcze jedna kwestia – ludziom naprawdę się wydaje, że osoby z otyłością nie widzą, że są większe? Nie wiedzą, ile ważą i dlatego trzeba je o tym na każdym kroku uświadamiać?
Internauci potrafią ci doradzać?
Otyłość jest chorobą, która – nie wiem dlaczego – wyzwala w społeczeństwie ogromne pokłady "eksperckości". Nagle każdy ma potrzebę pouczania, uświadamiania i doradzania, jak schudnąć. Wielokrotnie mówiłam, że mam cały zespół metaboliczny, biorę leki i jestem pod kontrolą lekarzy, a ludzie i tak potrafią napisać "więcej się ruszaj". Najbardziej natomiast denerwuje mnie, że nawet gdy robię nie wiadomo jak fajne i cenione rzeczy, koniec końców mówi się o mnie jako "grubasie". Masa ciała nie świadczy bowiem w żaden sposób o człowieku.
Z kolei po tym, jak opublikowałam na Instagramie post, w którym piszę, że ważę 100 kg i mam trzeci stopień otyłości, dostałam mnóstwo pozornie miłych, ale pokazujących kompletny brak zrozumienia, komentarzy. Ludzie pisali "przecież jesteś piękna, nie widzę żadnego problemu". Tymczasem nie napisałam posta pt. "jestem nieatrakcyjna", tylko "choruję na otyłość". To pokazuje, że posługujemy się utartym schematem: osoba z otyłością = brzydka, nieatrakcyjna.
Społeczne wykluczenie ze względu na wagę zaczyna się bardzo wcześnie, już w szkole podstawowej.
Czytałam o nastolatkach z generacji Z, które stwierdziły, że Marilyn Monroe – ikona seksapilu, zdrowa, szczupła kobieta – jest otyła. Ostatnio z kolei słyszałam o siedmioletniej dziewczynce będącej na restrykcyjnej diecie. Tymczasem każda dieta, a szczególnie te ukierunkowane na szybki efekt, rozregulowuje organizm, który po tego typu ingerencji już nigdy nie będzie funkcjonował tak samo. Co więcej, badania wykazały, że osoby z drugim i trzecim stopniem otyłości po leczeniu zachowawczym, czyli słynnym zestawie "dieta plus ćwiczenia" mają 2-3 proc. szans na to, że utracą masę ciała i przez kolejne 5 lat utrzymają wagę. To jest granica błędu statystycznego.
Drogie użytkowniczki, mamy dla Was otwartą rekrutację do testowania kosmetyków marki Ziaja. Jeśli macie ochotę dostać zestaw kosmetyków i sprawdzić, jak działają, zgłoszenia zbierane są Tutaj.