Kacowe libido. Oni pragną seksu, one są sceptyczne
"Ruch to zdrowie" – mówi twój facet. "Dopamina, endorfina, orgazm" – mruga porozumiewawczo. Mdli cię. Endorfina kojarzy ci się w obecnym stanie z nazwą jakiegoś przekombinowanego drinka, czyli ostatniej rzeczy na świecie, na którą masz w tym momencie ochotę.
28.03.2019 | aktual.: 31.07.2019 14:00
Sobotni poranek. Twoje koleżanki wypiły już smoothie z mchu, zrobiły peeling cukrowy ud i wychodzą właśnie z domu. Będą dbać o well-being, mind-fullness i inne takie.
Określenie "poranek" to w zasadzie eufemizm. Jest 13. W twoim żołądku wiruje żółta magnetyczna gwiazda: pięć tequilli sunrise i dwie tabletki magnezu. Obok mgławica z resztek baraniny i sosu czosnkowego. Ruch jakiegokolwiek typu sprawia, że masz ochotę lecieć do toalety i wyrzucić z siebie ten wewnętrzny kosmos.
Przewracasz się na drugi bok. Niespodzianka! Twój skacowany facet i jego rześki wzwód. Widać, że macie zgoła inne wizje wolnej soboty.
Za, a nawet przeciw
- Seks na kacu? Jezu, koszmar. Każdy mój facet miał ten fetysz. O ile w ogóle można nazwać to fetyszem – mówi na wydechu 28-letnia Magda. Dodaje, że czasem się zgadza, bo wie, jak jej chłopak to lubi. Mimo wszystko chyba nie taki seks na kacu straszny, jak go maluje, bo po chwili moja rozmówczyni się reflektuje.
- No wiesz, zapach żula w sypialni jest średnio podniecający, do tego ten kapeć w ustach... Raczej się nie całujemy. Z drugiej strony Tomek jest na kacu bardziej władczy, czasem nawet brutalny. Nie że przemocowy. Po prostu, hmm, bardziej wie, czego chce, o nic mnie nie pyta. To coś, czego brakuje mi na co dzień w naszym seksie – opowiada Magda.
Jeśli marzy się wam niezobowiązujący small-talk o "hipolibidemii kacowej", lepiej nie pytajcie koleżanek. Zapytajcie kolegów. Ci, którzy dzień po ostrym chlaniu mają ochotę na seks bardziej niż na pizzę pepperoni i dwa litry wody mineralnej, z pewnością chętnie podzielą się wrażeniami. Tym bardziej, że oprócz kacowego wzwodu towarzyszy im też często przekonanie o własnej omni-POTENCJI.
Ciało nie dusza
- Na kacu nie jestem mistrzem intelektu, zawsze oglądam jakieś kretyńskie filmy, które normalnie zirytowałyby mnie po kwadransie. Wydaje mi się, że dlatego bardziej czuję swoje ciało – zmianę temperatur, bicie serca, pragnienie, no i cóż – także podniecenie seksualne – mówi 39-letni Marek.
- Chodzi o proste zaspokajanie potrzeb, które są silniejsze niż na trzeźwo. Nie jestem wtedy czułym kochankiem, jestem za to bardzo napalony. Wydaje mi się też, że orgazm działa lepiej niż tabletka na ból głowy – dodaje Marek.
Jego żona narzeka i zmusza go do kąpieli, co trochę zabija atmosferę, ale nie jest przeciw. Rzecz jasna, o ile poprzedniego dnia zabalowali razem. W innym przypadku wygania Marka na kanapę.
Przeczytaj także:
Seks dla opornych
"Hipolibidemia kacowa" to popularne zjawisko. Przynajmniej, jeśli wnioskować po forach internetowych i grupie fokusowej kilkunastu kolegów i współpracowników. Nazwa jest jednak oddolna.
Choć w gabinetach seksuologów nie brakuje pacjentów opowiadających o współżyciu pod wpływem najróżniejszych substancji psychoaktywnych, kiedy w rozmowie używam tego hasła, specjaliści zaczynają się śmiać. Dodają, że nie znają żadnych badań na ten temat.
To, skąd może się brać popęd dzień po spożyciu, tłumaczy mi seksuolog Andrzej Gryżewski.
- Małe dawki alkoholu wpływają pozytywnie na życie seksualne niezależnie od płci. Polacy zresztą doskonale zdają sobie z tego sprawę. Z badań, które ostatnio czytałem, wynika, że około 60 proc. z nas nie pamięta, kiedy ostatnio uprawiało seks na trzeźwo – mówi Gryżewski.
Dodaje, że po dwóch lampkach wina jesteśmy bardziej otwarci. Alkohol działa na ośrodki w płatach czołowych mózgu, które odpowiadających za kontrolę. Sprawia, że wyzbywamy się wstydu i lęków. U mężczyzn może to skutkować mocniejszym wzwodem.
- Jeśli chodzi o seks na kacu, myślę, że chodzi tu o to, że alkohol może jeszcze działać odstresowująco, przy czym sprawność seksualna, malejąca u pijanych, powraca. Bardzo często mężczyźni, którzy z różnych powodów mają opory przed uprawianiem seksu w ciągu tygodnia – ze względu na stresującą pracę czy konflikt z partnerką - są pobudzeni seksualnie właśnie w takich momentach – komentuje Andrzej Gryżewski.
Nie mam czasu na seks, a tak bardzo chciałbym mieć
Nie trzeba być adeptem socjologii, żeby dojść do prostego wniosku, że chodzi tu też o czas. Poimprezowy kac u osób aktywnych zawodowo wypada przeważnie w weekendy. Poranek nie polega na karkołomnym slalomie między kuchnią a łazienką, w którym partner jest w najlepszym przypadku jedną z przeszkód. A że samopoczucie wyklucza dalekosiężne plany, siłą rzeczy (i grawitacji) pół dnia spędzamy w łóżku. Prawie romantycznie.
Jeśli do tego splotu okoliczności dodać, że w nocy w organizmie mężczyzny wzrasta poziom testosteronu, więc panowie co do zasady mają większą ochotę na zbliżenia rano, może się okazać, że zagadka "hipolibidemii kacowej" wcale nie jest taka zagadkowa.
A może chodzi tu o jakiś niewyjaśniony dotychczas atawizm? Organizm intoksykowanego samca szykuje się na rychły koniec. Samolubny gen dążący do przetrwania sprawia, że okaz zaczyna odczuwać silne podniecenie seksualne. - Zapładniać! - krzyczą szeregowe allele.
Gen, oprócz tego, że samolubny, jest też, jak to geny, dość bezmyślny. Nie przewiduje istnienia takich bajerów jak antykoncepcja.
Miłośnicy amorów w oparach przetrawionego alkoholu powinni wystrzegać się kobiet owulujących. Co prawda jajeczkowanie oznacza skok libido, ale przy okazji wyostrzenie węchu. Są tacy, którzy lubią zapach napalmu o poranku. Kobiet, które podnieca zapach aldehydu octowego, ze świecą szukać.
Przeczytaj także:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl