Kacper ma 10 lat i niezwykły dar. "To wyjątkowy przypadek"
Dobrze grasz w piłkę - dołączasz do szkolnej drużyny. Jeśli umiesz śpiewać, możesz iść do talent show. Gorzej, kiedy twój talent z pozoru przypomina natręctwo. Tak właśnie było z Kacprem, prawdopodobnie najbardziej uzdolnionym węchowo chłopcem w Polsce.
10.07.2018 | aktual.: 11.07.2018 14:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Justyna długo myślała, że trafiło się jej wyjątkowo krnąbrne dziecko. Raz Kacper pałaszował jogurt, kiedy indziej nie chciał go tknąć, mimo że był głodny. Zdarzało się, że odmawiał zjedzenia obiadu u babci, bo nie podobały mu się sztućce. Znosiła to wszystko ze stoickim spokojem, klasyfikując jako bunt trzylatka.
Kiedy Kacper trochę podrósł, zaczęła podejrzewać, że nie jest to kwestia trudnego charakteru, ale rodzaj fobii pokarmowej. Chłopiec nie chciał pić w naczyniach, które nie były perfekcyjnie czyste, za nic nie ugryzłby batonika po kimś. Że chodzi o coś zupełnie innego, zaczęła podejrzewać, gdy zaczął sprawniej wyrażać myśli.
"Ktoś pił z mojego kubeczka"
Jego tata robił porządki w piwnicy, a kiedy wrócił, Kacper wypytywał, czy siedział pod ziemią. Na imprezie rodzinnej, kiedy pomyliły się szklanki, Kacper powąchał je i powiedział, która jest czyja. Irytował się, że dorośli mu nie wierzą.
Jakiś czas później Justyna nudziła się w poczekalni i wzięła do ręki pierwszy lepszy magazyn z piętrzącej się na stoliku sterty. Traf chciał, że w środku był wywiad z ekspertką od zapachów. Nie doczytała rozmowy do końca, bo wyczytano jej nazwisko.
Kilka tygodni później Kacper zapytał, ni z tego, ni z owego, dlaczego ma w aucie książkę znajomego taty. Rzeczywiście, tom należał do jej wspomnianego kolegi, ale skąd u licha wiedział to Kacper? Książka nie była podpisana.
"Pachnie jego domem" – wzruszył ramionami, kiedy zapytała, jak zgadł. Sytuacja była tym dziwniejsza, że u właściciela książki był może z raz i to dawno temu. W dodatku nie był to dom o charakterystycznej woni. Ani kotów, ani kadzideł, ani litego drewna. Ot, zwykłe mieszkanie.
Justyna wtedy chyba po raz pierwszy pomyślała, że za pozorne dziwactwa jej 7-letniego syna odpowiada węch. Nie miała pojęcia, jak to sprawdzić, a tym bardziej, jak taką zdolność można rozwijać, ale przypomniał się jej wywiad, który czytała w poczekalni. Wpisywała w wyszukiwarkę różne hasła na chybił trafił, aż wreszcie znalazła stronę Marty Siembab, jedynej w Polsce senselierki.
Postanowiła do niej napisać. Nie wiedziała jak zacząć, żeby nie wyjść na szaloną matkę, której coś się ubzdurało. W końcu zdecydowała się po prostu opisać szereg sytuacji, które wskazywały, że Kacper ma znakomity węch. Znajomi i rodzina trochę z tego pomysłu żartowali, ale zrzedły im miny, kiedy kilka tygodni później zafrapowana Marta umówiła się z Justyną i Kacprem.
Mama Kacpra pamięta, że na pierwszym spotkaniu Marta dała mu do powąchania cztery zapachy i poprosiła, żeby przyporządkował je do pór roku. Zrobił to bezbłędnie, chociaż nie były to obiegowe wyobrażenia zapachowe, gdzie lato to zapach jabłek, a zima – piernika. Było jeszcze kilka innych zadań, które bardzo podobały się 7-latkowi, a Martę utwierdziły w przekonaniu, że ma do czynienia z rzadkim talentem sensorycznym.
Żadne tam wąchanie korków
Marta i Justyna wstępnie umówiły się na 2-miesięczny kurs. Zajęcia miały odbywać się raz w tygodniu i trwać półtorej godziny. Kacper uwielbiał te lekcje, non stop gadał o zapachach i wszystko wąchał. Do tego robił na tyle szybkie postępy, że jego mama uznała, że nie powinien ich przerywać. Od tamtej pory minęły już trzy lata.
Senselierka metodologię opracowuje sama. Zajęcia z Kacprem to dla niej nie lada wyzwanie, z jednej strony ponadprzeciętnie rozwinięty węch, a z drugiej świadomość, że to jeszcze dzieciak, który nie ma pojęcia o chemii.
Ludziom, którzy przychodzą do Marty, wydaje się czasem, że po pół roku będą umieli rozpoznać każdy zapach i sami będą robili perfumy. Dobry kurs tego typu powinien dawać konkretną wiedzę i umiejętności, a tego nie da się przekazać w kilka miesięcy. Zapachy to taka sama dziedzina jak gra na pianinie – nawet średniozaawansowana umiejętność wymaga kilkunastu lat pracy.
Marta, z wykształcenia filolożka, lubi wyjaśniać o co chodzi w jej lekcjach na przykładzie języka.
- Kiedy uczysz się języka, najpierw budujesz bazę, poznając różne słowa, które musisz zapamiętać. Podobnie zaczyna się nauka zapachów. Przeciętny dorosły wie, jak pachnie wanilia, a jak kokos, ale są jeszcze takie zapachy jak wetiwer, ambra, neroli i tysiące innych. Sama znajomość słów to jednak za mało, żeby zbudować zdanie. Analogicznie - znajomość składników nie wystarczy, żeby ktoś był w stanie stworzyć zapach. Potem uczymy się czasów i trybów, tego, jak zestawić ze sobą określone wyrazy, żeby osiągnąć potrzebne znaczenie. Nie inaczej jest z zapachami – trzeba wiedzieć, jak je połączyć, w jakiej proporcji, jak zmienią się pod swoim wpływem. No i wreszcie to, że ktoś opanował język, nie oznacza, że będzie w stanie napisać genialną powieść albo chociaż bestseller – tłumaczy Marta Siembab.
Justyna przez ostatnie trzy lata uświadomiła sobie, jak płytko ludzie pojmują zmysł węchu. Trochę nie chce się jej już wykładać, na czym te zajęcia polegają i po co są.
Mimo tłumaczeń lwia część osób wciąż uznaje węch Kacpra za cyrkową sztuczkę, polegający z grubsza na tym, że rozpoznaje zapachy, tak jak ludzie zapamiętują ciągi cyfr. Nie raz zdarzyło się, że ktoś podetknął mu nadgarstek pod nos i zapytał, jak się nazywają perfumy, po czym był zawiedziony, że chłopiec nie zna na pamięć asortymentu Sephory.
Na zajęciach mama Kacpra zawsze siedzi z boku i notuje, żeby wspierać go w rozwijaniu pasji przynajmniej w ten sposób. Razem powtarzają informacje, które trzeba zapamiętać. Kiedyś Kacper w ramach pracy domowej, którą zadaje mu co tydzień Marta, miał odtworzyć samodzielnie zapach. Nie był pewien i w pierwszym odruchu przyszedł do mamy, tak jak robi to z pracą domową z matematyki. Tyle że Justyna nie jest mu w stanie pomóc. Mimo zapisania kilku grubych zeszytów i sporej wiedzy teoretycznej o zapachach, ma na to o wiele za słaby węch. W dziedzinie zapachów raczej nie jest eksperymentatorką, od lat używa perfum Coco Mademoiselle.
Przeczytaj także:
Zobacz także
Słodka woń chlewu
Wbrew pozorom do Marty Siembab często zgłaszają się rodzice, którzy twierdzą, że ich dzieci interesują się zapachami. Zazwyczaj okazuje się, że to nie tyle zainteresowanie, co raczej sympatia do wybranych woni. Najważniejsza w tej branży jest zawsze ciekawość zapachu, gusta są tu drugorzędne. Dla dzieci, które rzeczywiście można uznać za zainteresowane zapachami, fascynujący jest sam fakt, że coś pachnie w określony sposób.
Wejście do chlewu nie dla każdego będzie nieprzyjemne. Dla kogoś wrażliwego na zapachy, ale i ciekawego ich to raczej interesujące przeżycie – zapach zwierząt, siana, błota, ich pożywienia, ale i odchodów. Ludzi ze świetnym węchem jest sporo, ale najczęściej to wyostrzenie zmysłu idzie w stronę nadwrażliwości sensorycznej, gdzie z zapachem wiąże się reakcja lękowa - chęć ucieczki, mdłości albo obrzydzenie.
- Im częściej wchodzimy w interakcję z zapachem, tym lepiej go znamy, bardziej rozumiemy. Przestaje nas odpychać, uczymy się, że jest niegroźny. Świadome korzystanie ze zmysłu węchu polega właśnie na tym, że akceptujesz zapachy – doprecyzowuje Marta Siembab.
Do pracy z zapachami trzeba mieć świeżą głowę, ale przede wszystkim – świeży nos. Analogicznie jak z jedzeniem. Żeby w pełni je docenić i delektować się nowymi smakami, nie można być przejedzonym. Zapachy to olbrzymia przyjemność, ale interakcję z nimi trzeba umieć sobie zaplanować. Trochę jak w sklepie z pralinkami – chciałoby się spróbować wszystkich, ale już przy trzeciej się zasładzasz.
Marta przyznaje, że rzadko kiedy się perfumuje, choć flakonów ma setki. W tym kilka zrobionych przez Kacpra.
Wyboista droga do Grasse
Kacper życie ma już szczegółowo zaplanowane i to bynajmniej nie przez mamę. O słynnej szkole perfumiarzy w Grasse od jakiegoś czasu opowiada domownikom przynajmniej raz dziennie. Jest kilka prestiżowych szkół szkolących osoby takie jak Kacper, ale zasady przyjęć są niejasne, a terminy – zmienne.
Bywa, że rekrutacja jest prowadzona co roku i są miejsca dla 3 osób, a potem przed 4 lata szkoła nie przyjmuje nikogo. Z kolei żeby studiować perfumiarstwo w Paryżu, trzeba mieć przynajmniej licencjat z chemii. Kacper bardzo chciałby poznać kogoś w swoim wieku, kto też kocha zapachy. Z kolegami o tym raczej nie pogada, to nie gol Lewandowskiego.
Zapachy czasem są dla Kacpra zabawne, zwłaszcza kiedy kojarzą mu się z czymś dziwnym. Na przykład taki olejek jaśminowy pachnie mu jak siki kota, irys jak mokra mąka, a wetiwer przypomina korzeń chrzanu. Początkowo to dzięki skojarzeniom zapamiętywał różne wonie. Teraz bazuje raczej na komponentach, które już zna. Pieprz seczuański, nauczył się rozpoznawać jako pieprz czarny połączony z pieprzem różowym i suszoną papryką.
Wiedza Kacpra o zapachach jest olbrzymia, ale gust dopiero się kształtuje, póki co podobają mu się te jednoznacznie przyjemne, ostatnio szczególnie malina, wcześniej - wanilia.
- Chciałbym zaprojektować kiedyś perfumy, które by były łagodne i ciepłe, żeby nikogo nie męczyły. Jedne dla kobiet i jedne dla mężczyzn, chociaż mężczyznom też się mogą podobać perfumy dla kobiet. Nie lubię jak ktoś ma na sobie supermocne perfumy albo za dużo pachnideł na raz. Ludzie sami z siebie mają zapach. Każdy ma zupełnie inny. Rozpoznaję je, jeśli kogoś znam, albo nawet tylko widziałem. W szkole mamy na przykład takie same bluzy i zawsze wiem, która jest czyja, jak nam się pomylą. Wiem też, kto jechał windą przed nami, nawet jeśli nie był wypachniony – opowiada 10-latek.
Przeczytaj także:
Zapach, który widać
Jednym z aspektów talentu Kacpra, który szczególnie frapuje jego mamę, jest związek wyobraźni wizualnej z zapachami. Jasne – słodkie, owocowe zapachy i jej kojarzą się z różowym i czerwonym, bo w takich flakonach są sprzedawane. Nie ma za to pojęcia, jak to możliwe, że Kacper jest w stanie połączyć zapach perfum ze współprojektowanym przez twórcę zapachu flakonem. To tak, jak gdyby zapach przekładał się na obrazy, które widzą tylko osoby obdarzone szczególnie wyostrzonym zmysłem.
Kacper uwielbia flakony prawie tak bardzo jak same zapachy. Rysuje je kredkami albo na komputerze, chociaż pewnie obraziłby się na sformułowanie "rysuje". Przecież to projekty. Przynosi je potem Marcie na zajęcia.
Ta dwójka złapała świetny kontakt, mama Kacpra śmieje się pod nosem, kiedy przysłuchuje się jaki mają flow.
- Nie będzie chyba przesadą, jeśli powiem, że Kacpra uwielbiam. Myślę, że on też mnie lubi, mówił mi kilka razy, że to najlepszy przedmiot i chociaż lubi polski i wuef, to z zapachami nie ma nawet co porównywać. Jest iskierką w mojej pracy, wnosi do niej sporo świeżość. Kilka razy zdarzyło mu się połączyć zapachy w niekonwencjonalny sposób i były to strzały w dziesiątkę. Obserwowanie jak rozwija talent, ale i fascynację zapachami, daje mi ogromną satysfakcję – mówi Marta.
Przereklamowan kreatywność
Nawet kiedy jest piątek, godzina 17 i Kacper jest zmęczony, bardzo się stara. Lekcja zapachu może brzmieć dla laika jak jakiś rodzaj zabawy z korkami od perfum, ale to zupełnie nie tak. Te zajęcia wymagają dużego skupienia, kojarzenia faktów. Niemal na każdej lekcji są wprowadzane nowe zapachy. Już na następnej Kacper musi wiedzieć jak się nazywają i w jaki sposób powstają. Marta robi mu testy. Ostatnio – na zakończenie roku, ze wszystkiego, czego się w tym roku nauczyli. 10-latek w kilkudziesięciu zadaniach pomylił się raz. Kreatywność to niezbędny, ale jednak – dodatek.
- Jeśli ktoś nie umie grać na skrzypcach, to nie może być "kreatywnym skrzypkiem", bo w ogóle nie jest jeszcze skrzypkiem. No jasne, zawsze można rozwalić instrument o podłogę albo wydać z niego dysonansowy dźwięk, ale to będzie bezcelowy chaos, a nie kreatywne użycie – Marta opowiada o tym, jak ważne w każdej dziedzinie są solidne podstawy.
Przed Kacprem jeszcze długa droga. Nawet jeśli w najbliższych latach uda mu się poznać, a co ważniejsze - zapamiętać rezerwuar zapachów, które da się ściągnąć do Polski, dochodzą tysiące dodatkowych okoliczności. Przede wszystkim chemia – przedmiot, bez którego nie ma szans na karierę w branży. Do tego języki. Póki co, Kacper ma w szkole angielski i hiszpański. Ten pierwszy musi znać perfekcyjnie, razem ze specjalistycznym słownictwem. Niezbędny będzie też francuski. To bardzo długa droga. Mama Kacpra stara się nie myśleć o tym w tych kategoriach.
- Świetny węch to dar. Póki talent łączy się u Kacpra z pasją, nie mam zamiaru żałować na rozwijanie tego hobby czasu ani pieniędzy. Zadecydować, co dalej będzie musiał już sam – mówi o planach na przyszłość Justyna.
Talent do zapachów nie jest jednowymiarowy. Można świetnie pisać, a być koszmarnym mówcą. Mieć bogatą wyobraźnię, ale nie być w stanie opowiedzieć dziecku bajki na dobranoc. Podobnie z talentem do zapachów. Świetny węch można wykorzystać na wiele sposobów.
Niektórzy komponują zapachy, które znawcy uznają za przebłysk geniuszu w czystej postaci, a mimo to nie przypadną nigdy do gustu masowemu odbiorcy. Inną kompetencją jest dobranie zapachu do osoby tak, żeby wywierała na otoczeniu pożądane wrażenie. Jeszcze inną projektowanie kompozycji zapachowych dla sklepów czy wystaw muzealnych. Są ludzie, którzy prowadzą terapię zapachami albo piszą o nich czy opowiadają, a jednak nie byliby w stworzyć własnej kompozycji.
Marta Siembab uważa, że na tym etapie jej zadaniem, oprócz przekazania Kacprowi wiedzy, jest zostawienie mu przestrzeń i czasu. Unikanie ram i podsuwania pomysłów. Nie tyle po to, żeby odkrył, co ze swoim talentem może zrobić, ale po to, żeby dowiedział się, co zrobić by chciał.
A nawet, jeśli zdecyduje się zostać kierowcą rajdowym, prawnikiem czy fryzjerem, zapachy mają to do siebie, że zostaną z nim na zawsze. Tego się nie zapomina. Węch to najtrwalszy ze zmysłów. Pierwszy, który wykorzystujemy po narodzeniu i ostatni, który nas opuszcza.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl