Kampania billboardowa prolife mogła kosztować 5,5 mln złotych. Dom mediowy wyliczył koszty
Plakaty antyaborcyjne oraz z hasłem "Kochajcie się mamo i tato" pojawiły się na terenie całej Polski. Za akcją stoi fundacja "Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara", która przeznaczyła kilka milionów złotych na promocję.
12.03.2021 12:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Fundacja "Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara" postawiła sobie za cel propagowanie treści odwołujących się do wartości rodziny oraz ochrony życia od momentu poczęcia.
Jesienią, tuż po pierwszym strajkach spowodowanych wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego ws. zaostrzenia prawa aborcyjnego, na ulicach miast pojawiły się plakaty, które nawiązywały do tematyki prolife.
Miliony na plakaty
Na początku roku fundacja zdecydowanie powiększyła zakres swojej akcji reklamowej i oplakatowała cały kraj. Oprócz billboardów pokazujących płód jako już małe dziecko przygotowano serię banerów z napisem: "Kochajcie się mamo i tato" sugerującym, że hasło zostało napisane przez kilkulatka. Ten plakat promuje działania Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar, ale wszystkie billboardy opłaciła Fundacja "Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara".
Agencja Media People oszacowała koszt kampanii na podstawie danych Kantar, a następnie porównała, na co można było przeznaczyć te pieniądze, żeby rzeczywiście komuś pomóc.
Z ich wyliczeń wynika, że za 5,5 miliona złotych można było wykupić 40 000 godzin pomocy psychologicznej lub 1620 tygodni turnusów rehabilitacyjnych. "Tyle do 1 lutego kosztowały antyaborcyjne billboardy” - podała w komunikacie agencja Media People.
Paulina Zagórska, która pracowała przy sporządzeniu statystyk, mówi wprost. "Zaczęłam interesować się skalą tej kampanii - kto za tym stoi i po co to robi? Fundacja Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara informuje, że finansuje kampanię z własnych środków. Jednak nie opublikowała jeszcze żadnego sprawozdania finansowego, od dwóch dni nie działa jej strona internetowa. Dostałam wiadomości od wielu osób, które próbowały kontaktować się z fundacją i nie uzyskały żadnej odpowiedzi" - wyjaśniła aktywistka w rozmowie z portalem wirtualnemedia.pl.