Karolak o Czubaszek: nie mam do niej pretensji, że odeszła
- Moje uczucie cały czas rosło, im była starsza, tym bardziej ją kochałem. Była dla mnie piękna, nawet tym, co już było gasnące w jej oczach. Wiedziałem, że odchodzi. Ona miała świadomość, że brakuje jej powodów, aby dalej żyć. Wolała umrzeć, niż być niedołężną staruszką - Wojciech Karolak wspomina ukochaną żonę – Marię Czubaszek, która zmarła w tym roku.
Maria Czubaszek, Wojciech Karolak
- Wystarczy ułamek sekundy, okruch jakiegoś wspomnienia i raptem przypominam sobie, jak siedziałem przy tym komputerze, a ona obok sobie spała w fotelu. I jak się strasznie martwiłem, że wysycha i niknie – opowiada Wojciech Karolak na łamach „Vivy!”. Towarzyszył jej, gdy odchodziła. – Liczyłem na to, że tak prędko nie nastąpi. Że ona jest takim modelem, który w ten sposób może funkcjonować bardzo długo. Ona w ogóle miała do śmierci dziwny stosunek. Dziwny dla mnie, bo ja mam instynkt życia, którego jej brakowało – tłumaczy.
O jej śmierci nie rozmawiali nigdy. – Kilka razy powiedziałem, że boję się śmierci, ale tak bezosobowo. Nie określiłem, czyjej. A ja się bałem jej śmierci, nie swojej. Nie pocieszało mnie, że z góry spojrzy na mnie, że się spotkamy, że będziemy chodzili po pięknej łące… W obliczu odejścia kogoś bliskiego ludzie stają się infantylni – dodaje.
Maria Czubaszek
Jak znosi codziennie życie bez długoletniej towarzyszki? - Zauważyłem, że bez Marysi głupieję. Przede wszystkim dlatego, że nie mam z kim rozmawiać, bo skończyły się w tym domu rozmowy o niczym, które były najpiękniejsze. W ogóle skończyły się rozmowy. Siedzę więc i milczę – tłumaczy artysta. – W pokoju jest wszystko tak, jak wtedy, kiedy Marysię stąd zabrano. Wszystko poza klapkami, które pani Zosia wyrzuciła. Jak te klapki tu były, czułem się, jakby wyszła tylko na chwilę – dodaje.
Maria Czubaszek
Jak ją wspomina? – Ta kobieta to cudo. Takich więcej nie ma. Wystarczyłoby powiedzieć, że po prostu ją kocham. Nie kochałem, tylko kocham. Z każdym dniem coraz bardziej więcej. Bo Marysia jest wspaniałym człowiekiem (…). Moje uczucie cały czas rosło, im była starsza, tym bardziej ją kochałem. Była dla mnie piękna, nawet tym, co już było gasnące w jej oczach. Wiedziałem, że odchodzi. Kiedy dwa tygodnie przed śmiercią powiedziała mi, że się kończy, zareagowałem strasznie. Prosiłem jak idiota, żeby zaczęła więcej jeść, robiłem jej wymówki, ale z nią nie było na ten temat żadnej rozmowy. Ona nie lubiła starości, panicznie się bała niedołęstwa. I miała świadomość, że brakuje jej powodów, aby dalej żyć. Wolała umrzeć, niż być niedołężną staruszką – wyjaśnia.
Maria Czubaszek, Wojciech Karolak
Ich związek był pełen miłości, ale i kłótni z żartami w tle. - Kiedy dochodziło między nami do jakichś scysji, co zdarzało się dość często, rozbrajałem jej zły humor, znajdując na przykład filmik, jak to lew wita kobietę, która uratowała mu życie. Oglądając to, Marysia topniała i omdlewała z zachwytu. Była dobrym człowiekiem i miała wspaniałą hierarchię wartości, która bardzo mi się podobała – wspomina Karolak.
Maria Czubaszek
- Pod wieloma względami byliśmy bardzo podobni, chociaż ja mam zupełnie inne usposobienie. Wychowałem się w artystycznej rodzinie, w domu, w którym były ciągłe awantury. Nie znoszę więc draki, kłótni, niepotrzebnej szorstkości. Mam wtedy odruch wycofywania się. Z kolei Marysia miała w sobie buńczuczność, potrafiła wchodzić w bardzo ostrą polemikę, gdy napotykała na coś w poprzek jej stosunkowi do życia. Potrafiła walnąć pięścią w stół, a ja tego nie cierpię. Ale kiedy się kłóciliśmy, cały czas miałem świadomość, że to tylko jakaś przyprawa do naszego życia, bardzo powierzchowna. Marysia nawet w takich sytuacjach zachowywała dowcip, co jest najwyższą szkołą jazdy. Ja tego, niestety, nie umiem – mówi Karolak.