Katarzyna Cerekwicka
Ta drobna 26-letnia blondynka rozprawia się z mężczyznami nie tylko na swojej nowej płycie, ale także w życiu.
14.03.2006 | aktual.: 29.03.2006 18:14
Anna Kaplińska-Struss:_ Miałaś 17 lat, gdy wygrałaś „Szansę na sukces”. Byłaś typowym cudownym dzieckiem? _Katarzyna Cerekwicka: Zaczęło się od tego, że jak miałam pięć lat, zobaczyłam w telewizji przed „Dobranocką”, kreskówkę, na której dziewczynka grała na flecie poprzecznym. Zamęczałam mamę i zapisała mnie do szkoły muzycznej. W tym samym czasie zdałam też do szkoły sportowej i plastycznej. Marzyłam, jak każda dziewczynka, ubrana w te ohydne chińskie sukienki, żeby ćwiczyć jazdę figurową na lodzie. Bo łyżwiarka miała cekiny, tiulową sukienkę, wykręcała piruety przy pięknej muzyce.
_– I z takimi marzeniami lądujesz w technikum samochodowym?! Co ma wspólnego flet z alternatorem?! _Poszłam do tej szkoły, bo już w podstawówce miałam zespół z chłopakami z samochodówki. Nazywał się The Mechanix. Poszłam z przekory. Pomyślałam: kurczę, jakie to by było fajne, żeby kobieta, a właściwie delikatna blondyneczka wysiadła z samochodu, zmieniła w pięć sekund koło i odjechała z piskiem opon, tak żeby facetom zagrać na nosie! Strasznie chciałam pokazać, jaka jestem niezależna.
_– Czego się takiego w tej „samochodówce” nauczyłaś, poza zmienianiem oleju? _Szczerze? Dostałam tam taką szkołę, że długo miałam wstręt do chłopaków. Wyobraź sobie, że siedzisz codziennie w klasie z 33 facetami, którzy rzucają takimi tekstami, że moje dwie koleżanki wychodziły z lekcji z płaczem. Ja byłam ostra, chciałam im udowodnić, że bardzo się mylą, myśląc, że jesteśmy słabe. Ale z rozrzewnieniem wspominam zajęcia praktyczne na frezarce-tokarce. Jako „paniusia” nie chowałam moich długich włosów pod czapką. Miałam wciąż uwagi, że łamię przepisy BHP. Toczyłam permanentną wojnę z facetami. Potem, gdy wygrałam „Szansę na sukces”, okazało się, że chłopcy bardzo mnie wspierali i dostałam od nich dużo ciepła.
_– Taka jesteś zbuntowana, ale na płycie śpiewasz „gwiazdkę z nieba dostaniesz i do łóżka śniadanie”. _Ale to jest ironiczne. Tak się mówi do faceta w pierwszym tygodniu znajomości.
_– Jaka jest kobieta z Twojej płyty? _Silna. Ciepła. Momentami nostalgiczna. W tych tekstach jest dużo z mojej przeszłości. Wyrzuciłam to z siebie, pisząc teksty, bo adresata już przy mnie nie było: nie chciałam już go oglądać. Zawsze ja kończyłam związki.
_– A piosenka o tym, że wyciśniesz faceta jak cytrynę? To odwet? _Chodziło mi o odwrócenie ról. Kobiety czasami się nie szanują. Tkwią w związkach, w których są ranione. Wielokrotnie obserwowałam dziewczyny, których pasją było śpiewanie, które były kompletnie nierozumiane przez swoich partnerów. Faceci nie pozwalali im się spełnić jako artystkom. One ulegały, żeby tylko ich nie stracić.
_ – Dla Ciebie liczy się tylko kariera? _Mam w planach rodzinę, bo kocham mojego faceta. On mnie nigdy nie blokował. Nigdy mi nie zakazywał robić tego, co pragnę. Wspierał mnie i nigdy nie zwątpił, a to bardzo ważne.
_– Co Twój facet myśli o Twoim śpiewaniu? _On jest urzędnikiem Ministerstwa Finansów w Holandii. Wyjechał z Polski jako dziecko. Jest cudowny, bo nie z branży. W kółko latamy do siebie. I tak już trzy lata.
_– Ale nie masz się do kogo przytulić, gdy Ci ciężko. _Od tego mam Misia-Krzysia. To pluszak, którego od niego dostałam i który zjeździł ze mną pół Polski. Czasami sama świadomość, że mam kogoś, kto mnie kocha, daje mi siłę.
Rozmawiała Anna Kaplińska-Struss
Zdjęcia Krzysztof Opaliński/sony bmg