Kinga Rusin bardzo chce być eko. Jej choinka znowu namieszała
Na pierwszy rzut oka to choinka, jakich wiele. Żywa, zielona, ozdobiona zawieszkami i błyszcząca od światełek. Obowiązkowo pod drzewkiem mnóstwo prezentów. Jak się okazuje tegoroczna choinka Kingi Rusin jest wypożyczona. I zamiast trafić na śmietnik, po świątecznym celebrowaniu wróci do gruntu do szkółki leśnej. Co ciekawe, to nie pierwsze eksperyment dziennikarki z ekologicznym podejściem do tradycji.
- Najlepsza alternatywa dla wycinania choinek! Choinka z wypożyczalni ze szkółki! Po świętach nie wyląduje zeschnięta na śmietniku, tylko wróci do szkółki, do gruntu. Proste? Proste i godne rozpropagowania! PS Wszystkie ozdoby z recyklingu - napisała Kinga Rusin w poście na Instagramie. Tym samym wpisała się w propagowany przez siebie nurt bycia eko i niezaśmiecania w bezsensowny sposób naszej planety.
Część z komentujących osób chwali pomysł, inni wytykają nieekologiczny papier do pakowania prezentów i wnętrze drewnianego domku w tle. Trzeba jednak przyznać, że dziennikarka potrafi dotrzeć do swoich fanów, bo post zebrał prawie 10 tysięcy polubień. To dużo więcej niż choinka sprzed dwóch lat, która jeszcze bardziej namieszała i wzbudziła skrajne emocje. W 2015 roku Kinga Rusin postawila w salonie choinkę z... tektury. Dodała świateczne lampki i dekoracja gotowa. I wywołała tym prawdziwą burzę w komentarzach. Najczęstszym zarzutem był argument, że do wyprodukowania takiej ilości tektury również zużywa się bardzo duże ilości energii i wody. "Nazywanie takiej choinki ekologiczną to hipokryzja" - pisali fani dziennikarki.
Po rocznej przerwie od chwalenia się choinką i pewnych przemyśleniach "wypożyczone drzewo" przyjęte zostało znacznie cieplej. Nam pozostaje na przyszłość dylemat: to która choinka dla Kingi Rusin jest bardziej eko - tekturowa czy wypożyczona? A może ta, którą ma okazję zareklamować?