Klasy IV – VIII nie wracają do szkół. "Uważam, że to jest zła decyzja"
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Minister zdrowia Adam Niedzielski podczas czwartkowej konferencji poinformował, że uczniowie klas IV – VIII, szkół średnich oraz studenci uczelni wyższych nadal będą się uczyć zdalnie. Dla rodziców nie jest to zaskoczeniem. Co wcale nie znaczy, że przyjmują tę decyzję z pokorą.
Od listopada polskie szkoły i uczelnie wyższe przeszły na nauczanie w trybie zdalnym. Podczas ferii zimowych, które w całym kraju odbywały się w tym samym terminie, prowadzone były przesiewowe testy dla nauczycieli. 18 stycznia dzieci z klas I – III powróciły do szkół. Obecnie mogą one uczestniczyć w lekcjach stacjonarnych, z zachowaniem reżimu sanitarnego. W przypadku starszych uczniów rząd nie zdecydował się na umożliwienie im edukacji w szkole. Nadal będą one uczyć się w trybie zdalnym, za pośrednictwem komputera.
"Z tego lockdownu jest więcej szkody niż pożytku"
Minister zdrowia Adam Niedzielski podczas konferencji oznajmił, że kolejne decyzje w tym zakresie mogą zapaść w drugiej połowie lutego. Podkreślił również, że wszystko zależeć będzie od wyników badań. Niedzielski nie wyklucza, że starsi uczniowie wrócą do szkół przed wakacjami.
- Perspektywa wakacji, która wydaje się odległa, nie jest taką barierą, żeby się nic w tym czasie nie zadziało – powiedział Niedzielski.
Najnowsze doniesienia nie dziwią rodziców starszych uczniów. Ewelina z Kielc spodziewała się takich doniesień.
- Zdziwiłabym się bardziej, gdyby minister powiedział, że moje dzieci jednak mogą wrócić do szkoły – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta. – Szczerze mówiąc, pomimo tego tłumaczenia i porównywania sytuacji w Polsce z Francją czy Niemcami wcale nie jestem przekonana, czy to jest słuszna decyzja - mówi kobieta.
Ewelina uważa, że w decyzjach rządu brak jest konsekwencji.
- Przedszkola cały czas są otwarte –wylicza. – I nic się nie dzieje. Od dwóch tygodni normalnie uczą się klasy I – III. A minister mówi, że liczby są coraz lepsze. No to w jaki sposób stacjonarne lekcje starszych uczniów, którzy rozumieją, że mają mieć maski, myć ręce i nie powinni się do siebie przytulać miałyby tu coś pogorszyć? – pyta.
Zdaniem Eweliny to niesprawiedliwe: - Mam syna i córkę. Oboje tęsknią za rówieśnikami i twierdzą, że nienawidzą lekcji online. Ja widzę, że chociaż mają lepsze oceny, to zdecydowanie mniejszą wiedzę. Z tego lockdownu jest więcej szkody niż pożytku. Ja mam dość.
"Uważam, że to jest zła decyzja"
Katarzyna z Wrocławia jest podobnego zdania. Ona jednak jest zdeterminowana, by działać. W moim otoczeniu jest sporo rodziców, którzy kombinują, żeby posłać dzieci do szkół – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta. – Zdobywają orzeczenie o niepełnosprawności albo piszą oświadczenia, że dziecko nie ma w domu warunków do nauki.
Mama ucznia VII klasy przyznaje, że do tej pory raczej nie pochwalała takiego zachowania. - Wydawało mi się, że to nie jest "ładne" zachowanie – wyjaśnia. – Ale dziś myślę już o nim na poważnie. Jeszcze jak słyszę, że mogą nie otworzyć szkół do wakacji, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Nie podoba mi się polityka rządu. Uważam, że to jest zła decyzja, a mój syn na tym cierpi. Nie zamierzam dłużej zachowywać się jak należy, skoro teraz nic nie jest w porządku. Skończyła mi się cierpliwość – dodaje.
W środę podczas konferencji prasowej minister edukacji Przemysław Czarnek poinformował, że ukróci oszustwa rodziców. Dyrektorzy szkół nie mają już obowiązku zapewniania stacjonarnej nauki w związku z  pismami przesyłanymi przez rodziców. Teraz jedynym dokumentem, który gwarantuje powrót do szkoły uczniom, jest orzeczenie o niepełnosprawności.