Klaudia Jachira wspomina zatrzymania w Warszawie. "Widać było tylko przerażenie"
Nie milkną echa zatrzymań uczestników protestu w obronie aktywistki LGBT. Klaudia Jachira wspomina rodziców tych osób, którzy jeździli od komendy do komendy i próbowali pomóc swoim dzieciom.
W piątek w Warszawie grupa osób wyszła na ulice, aby zaprotestować przeciwko zatrzymaniu Margot - aktywistki LGBT. Podczas strajku doszło do starć z policją, która zatrzymała w sumie prawie 50 osób.
Klaudia Jachira, która była świadkiem wydarzeń, twierdzi, że funkcjonariusze później sprawdzali adresy, pod którymi mieszkali zatrzymani.
"Zdumieni adwokaci informują nas, że funkcjonariuszom nie wystarczało zwyczajowe oświadczenie o adresie zamieszkania. Policja jeździła w dane miejsce i robiła wywiad, czy dana osoba na pewno tam mieszka... Kilka osób miało przeszukane mieszkania, tak jakby robili rejestr osób LGBT na później" - napisała na Facebooku.
Jachira jest poruszona tamtą sytuacją i mówi, co szczególnie utkwiło jej w pamięci. "Nie zapomnę wzroku i głosu rodziców szukających swoich dzieci, jeżdżących od komendy do komendy. Te matki i ci ojcowie nawet nie płakali, widać było tylko przerażenie i totalną determinację, by odnaleźć swoje córki bądź synów" - przyznała.
Posłanka podkreśliła, że wszyscy zatrzymani (oprócz Margot) opuścili już komendy. W dużej mierze dzięki wsparciu grona prawniczek i prawników, którzy natychmiast zgodzili się im pomóc. Po wszystkim rodzice wielu osób mieli zadzwonić m.in. do Klaudii Jachiry z podziękowaniami. "Telefony pełne wdzięczności, szczęścia, że rodzina jest znów razem. To najlepsza zapłata za naszą pracę" - dodała.