Kobieta-detektyw: "Wakacje dodatkowo potęgują zdrady"
W Warszawie zdradza się najczęściej, bo w dużym mieście łatwiej jest o kamuflaż. – Ludzie się tutaj zatracają, pędzą za karierą, to jest zupełnie inna bajka – mówi WP Kobieta Monika Matyszczak, specjalistka od wykrywania zdrad. Opisuje również jedną z najbardziej elektryzujących spraw, którą prowadziła na przestrzeni 14 lat działalności.
15.07.2020 12:33
– Po "lockdownie" nadrabiamy potrójnie. Często powtarza się model mężczyzny, który nie może wyjechać z małżonką na urlop, bo ma dużo "roboty" w Warszawie. Zawozi żonę i dzieci nad morze, a sam baluje – opowiada tropicielka zdrad. Monika Matyszczak od 10 lat prowadzi własne biuro detektywistyczne, od 14 jest w zawodzie. W rozmowie z nami odpowiada na pytanie, czy po tym, co zobaczyła, jest w stanie nadal wierzyć w miłość.
Anna Podlaska, WP Kobieta: Rozmawiałyśmy, że masz teraz dużo pracy, trzy razy więcej niż zazwyczaj. Skąd ten wysyp?
Monika Matyszczak, detektyw, tropicielka zdrad: Po pierwsze, w mojej branży nigdy nie narzekałam na brak zleceń. Jestem kobietą – łatwiej się zwrócić do mnie o pomoc niż do mężczyzny. Po drugie, nadeszły wakacje, które potęgują zdrady. Po trzecie, stęsknieni kochankowie spotykają się po izolacji związanej z pandemią, także nadrabiamy potrójnie czas lockdownu.
W ostatni weekend pojechałaś nad morze tropić niewiernego męża. Zebraliście dowody?
To była typowa sprawa rozwodowa. Mąż poinformował żonę, że jedzie odpocząć. Zapomniał tylko wspomnieć, że nie sam. Nasza klientka przechwyciła korespondencję e-mail, bo małżonek nie wylogował się z konta i przekazała nam, gdzie i z kim będzie spędzał czas. Także to nie nam udało się go rozgryźć, a naszej klientce.
Na miejscu zgromadziliśmy dokumentację, którą dostarczyliśmy od razu do zleceniodawczyni. Otrzymaliśmy podziękowania za dobrą robotę. Ta pani była przygotowana na to, co się wydarzy. Nie było płaczu, temat był przyjęty na zimno.
Gdzie najczęściej zaszywają się zdradzający? Kolejny raz słyszę o wakacjach nad morzem.
To nie jest kwestia, że ludzie częściej zdradzają nad morzem czy też w górach. Cała "zabawa" polega na tym, aby pojechać tam, gdzie osoba zdradzająca będzie z dala od swoich spraw rodzinnych. Mamy wakacje, więc częściej jedziemy nad morze ze względu na pogodę. Klientkom bardzo często zapala się lampka, kiedy mąż po raz kolejny jedzie w delegację – to jest standard. Orientują się, że coś jest nie tak. Po kilkunastu latach kobiety widzą zmianę i to od nich zależy, czy powiedzą "sprawdzam".
Mówimy o kobietach, czy one są zdradzane częściej?
Jeszcze ładnych parę lat temu zgłaszało się do mnie więcej zdradzanych kobiet niż mężczyzn. Ale to nie dlatego, że kobiety nie zdradzały. Po prostu mężczyznom było ciężej się z tym pogodzić, że mają rogi. W tej chwili jest pół na pół. Taka sama liczba mężczyzn i kobiet zgłasza się do mnie o pomoc.
A profil naszego męskiego klienta? Od młodego mężczyzny w wieku powiedzmy 25 lat do tego nawet po 70-tce. Tak samo jest z kobietami. Powiedzenie "kryzys wieku średniego" w naszych usługach odchodzi do lamusa. W tej chwili ani wiek, ani tym bardziej osobowość nie mają znaczenia. Pęd, stres, szpanowanie pieniędzmi. To są jedne z głównych przyczyn rozpadu małżeństwa.
Powiedziałaś, że Warszawa pod względem zdrad bryluje na tle innych miast.
W Warszawie ludzie się zatracają, pędzą za karierą, to jest zupełnie inna bajka. Dlatego w tym mieście jest tyle spraw rozwodowych. Poza tym, w małych miejscowościach kiepsko się ukryć. Zazwyczaj zdrada i tak odbywa się w większym mieście. Nawet jak rodzina mieszka np. pod Warszawą, zdradzający wyjeżdżają do stolicy, tam się spotykają.
Jaka była najciekawsza sprawa, którą prowadziłaś?
W branży detektywistycznej jestem od 14 lat. Do spraw, które prowadzę, podchodzę, jak chirurg do operacji. Wyłączam emocje. Jestem od tego, aby konkretnie i rzeczowo wykonywać zlecenia, staram się być psychologiem i prawnikiem w jednym. Ale nie ukrywam, że jak zaczynałam przygodę w zawodzie, zdarzało mi się płakać ze zleceniodawcą.
Niecodzienna sprawa była wówczas, kiedy mąż mojej klientki okazał się być gejem. Mieli dwoje dzieci i przez wszystkie lata ukrywał swoją orientację seksualną. Dramat dla niego, jak i dla niej. Choć podejrzewała, że coś jest nie tak, zleciła nam znalezienie dowodów. Potwierdziliśmy jej teorię. Z tego, co wiem, rozwiedli się.
Czy taka zdrada boli bardziej?
Wiele klientek, z którymi rozmawiałam, mówiły mi, że wolałyby, aby mąż zdradził je z facetem. Miałam również klientki, dla których zdrada z facetem byłaby poniżeniem totalnym. Wszystko zależy od typu osobowości.
Skąd w ludziach potrzeba tropienia?
Są dwa rodzaje klientów/klientek. Pierwszy typ chce zebrać dowody dla własnej satysfakcji. U kobiet jest tak, że często czują się upokorzone, mają żal, że przez wiele lat prały, sprzątały, zajmowały się domem, a ich mąż robi je w balona z młodszą koleżanką z pracy. Pojawia się chęć pokazania, że nie jestem "taka głupia", potrafię cię rozgryźć. Z taką postawą wiąże się też reakcja mężczyzny na próbę rozmowy. Kiedy kobieta mówi, że się domyśla, że jest zdradzana, mąż ją wyśmiewa. Padają słowa, że powinna się leczyć, iść do "psychiatryka". Kobietom potrzebne są dowody, aby pokazać, że się nie myliła, że intuicja jej nie zawiodła.
Drugi typ to osoby, które mają czym się dzielić. Zdobyte dowody są kartą przetargową, aby np. nie prać brudów w sądzie, na sprawie rozwodowej. Szczególnie panowie na wysokich stanowiskach, uznawani za wzór cnót: cudowny mąż, ojciec, boją się, że jak zdrada wypłynie, to będzie skazą na ich wizerunku. Mamy wiele spraw, gdzie panowie są zagorzałymi katolikami i gdyby to wyszło, w środowisku mogłoby to być źle odebrane.
Zobacz także
Czy da się ukryć zdradę?
Tak, zdarzają się sytuacje, że doskonale wiemy, iż zdrada jest, ale nie jesteśmy w stanie jej udowodnić. W tamtym roku mieliśmy taki przypadek. Mąż naszej klientki przyjeżdżał do domu swojej kochanki, spędzał tam ok. 2 godziny i wracał do domu. Żadnych wyjść na zakupy, kolacje, totalnie nic. Aż w końcu po kilku miesiącach nadszedł czas wakacji i klasyczny wyjazd nad morze. Wykonaliśmy piękne, pamiątkowe zdjęcia "zakochanej pary".
Czy zostaliście kiedyś nakryci? Odczuwasz strach w czasie wykonywania obowiązków?
Niestety nie jesteśmy niewidzialni. Jeżeli ktoś jest mocno "elektryczny" i podejrzewa, że może być obserwowany, to zdarzało się, że zostawaliśmy nakryci. Ale to dosłownie kilka przypadków na prowadzonych kilka tysięcy spraw.
Gdybym odpowiedziała, że niczego się nie boję, to byłabym naiwna. Oczywiście, że się boję. Z różnymi osobami mamy do czynienia. Nieraz zdarza się, że musimy za kimś szybciej jechać, a różne sytuacje zdarzają się na drogach. Ale strach i ryzyko wpisane jest w mój zawód.
Jak wygląda wasza codzienna praca?
Nasza praca nie ma nic wspólnego z tym, co można obejrzeć w serialach detektywistycznych. Nie przebieram się za hydraulika, nie wpadam do hotelu i nie montuję po pokojach ukrytych kamer, nie wrzucam pluskiew do torebek.
Fakt, zdarzało nam się wykonywać zdjęcia, siedząc np. w krzakach, ale nie mazaliśmy twarzy błotem. Na akcji na takie rzeczy nie ma czasu. Nie mam bladego pojęcia też, gdzie mnie zaprowadzi obserwowana osoba. Czy to będzie hotel, restauracja, czy też wyskoczą na wspólne zakupy do centrum handlowego, dlatego ubieramy się tak, aby móc odnaleźć się w każdej sytuacji. Zawsze pracujemy w duecie. Mniej rzucamy się w oczy.
Zawód-detektyw. To dość nietypowe zajęcie.
Zaczęło się od firmy windykacyjnej, a następnie przebranżowienie na biuro detektywistyczne. Całym "motorem" przedsięwzięcia był mój mąż, który również jest prywatnym detektywem i to on wprowadził mnie w ten świat.
Mąż i żona-detektywi to wybuchowa mieszanka. Po tym, co widziałaś, rozumiem, że nadal wierzysz w miłość?
Rocznie mamy 120-130 spraw. Przez lata działalności trochę się tego uzbierało. Ale wierzę, że są ludzie, pary, które potrafią się kochać i się szanować.
Zdrada może być początkiem nowego życia. Rozumiem jednak, że jak po wielu latach związek się rozpada, to trzeba sobie jakoś z tym poradzić, przeżyć to prawie jak żałobę. Często kobiety chodzą po takim doświadczeniu do psychologa, biorą tabletki, ale to w końcu przechodzi. W 90 proc. one się podnoszą, układają sobie życie, a mężczyznom zazwyczaj wali się ten związek, który był przyczyną rozpadu ich małżeństwa.