Kobieta - To czego chce, na stronach Wu Pe
Z Januszem Onufrowiczem rozmawiamy o jego niesamowitych oczach, którymi zdobywa kobiety, talencie pisarskim i oczywiście roli policjanta w serialu "Złotopolscy". Artysta zdradza nam także na czym polega praca copywritera i jakie doświadczenia najbardziej przydają się w zawodzie aktora.
14.03.2006 | aktual.: 28.09.2006 09:06
Z Januszem Onufrowiczem rozmawiamy o jego niesamowitych oczach, którymi zdobywa kobiety, talencie pisarskim i oczywiście roli policjanta w serialu "Złotopolscy". Artysta zdradza nam także na czym polega praca copywritera i jakie doświadczenia najbardziej przydają się w zawodzie aktora.
Wirtualna Polska: Dla szerszej publiczności zaistniałeś dopiero jako mundurowy w polskiej popularnej telenoweli "Złotopolscy". Wiem, że wcześniej występowałeś w powiedzmy, bardziej ambitnych produkcjach? Czym w swojej karierze aktorskiej możesz pochwalić się zanim trafiłeś na dworcowy posterunek?
Janusz Onufrowicz: Jestem jeszcze ciągle młodym i obiecującym aktorem (śmiech) więc mam nadzieję, że nie zagrałem na razie życiowej roli. A tak poważniej, to różnie układa się aktorskie życie w dzisiejszych czasach. Przed "Złotopolskimi" zaraz po szkole wylądowałem normalnie w teatrze na etacie i tam grałem po prostu w przedstawieniach repertuarowych. Oficjalnie zadebiutowałem rolą Gustawa w przedstawieniu, które zawierało w sobie II i IV część "Dziadów" Adama Mickiewicza. Wyreżyserował to dyrektor teatru Nowego w Warszawie, czyli Adam Hanuszkiewicz.
Ładnie brzmi, co? Ale niestety nie mogę powiedzieć, żeby to było udane przedstawienie. Jeszcze wcześniej, w szkole w Łodzi grałem w dwóch przedstawieniach w T. Jaracza. W "Dybuku" (Menasze) i w "Czupurku" (Czupurka). Później w Warszawie gościnnie wystąpiłem w "Pierścieniu i róży" wyreżyserowanym przez Jerzego Gruzę, gdzie grałem Lulejkę. Z ważniejszych rzeczy w kinie mogę wymienić "Kuchnie polską" Jacka Bromskiego; "Przeklętą Amerykę" K. Tchórzewskiego; "Matkę swojej Matki" R. Glińskiego. Teraz pracuję równolegle nad tekstem młodej dramatopisarki i reżyserki zarazem M. Szyszki.
Nazywa się to "Portret młodego aktora ..." - i mam nadzieję, że będzie to komedia. Dwuosobowa sztuka o dziennikarce i aktorze. - oraz "Zagraj to jeszcze raz Sam" Woodego Allena w reżyserii Wojciecha Malajkata. A wracając jeszcze do sytuacji przed "Złotopolskimi", to przez jakiś rok byłem bez pracy. Robiłem, co się da. Pracowałem jako barman, pisałem teksty reklamowe, grałem bajki w przedszkolach ... Jak odbiera Cię publiczność dzięki roli "Złotopolskich"? Czy jesteś rozpoznawany na ulicy? Czy wiążą się z tym jakieś przygody, na przykład czy ktoś udzielał Ci porad miłosnych?
Tak. Jestem rozpoznawany na ulicy. Mam nadzieję, że są to dowody sympatii, ale czuję też do tego duży dystans. Wydaje mi się, że jest to dosyć nietrwała sytuacja. Nie wiem, czy za rok będę dalej rozpoznawany. To serial jest popularny, a nie ja jako ja. Nazywam to sytuacją "gęby bez nazwiska". To znaczy, ludzie rozpoznają twarz, ale nie kojarzą mojej osoby.
Bardzo często zdarza się, że słyszę: "O patrz! To ten z "13 posterunku"!", albo "O! Gliniarz z "Klanu"!", czy też "Co tam u Marylki?". A porad miłosnych na razie nikt mi nie udzielał, chociaż zdarzają się sytuacje, że ludzie wzdychają "dlaczego ta Marylka pana nie chce ...".
Jak sam czujesz się jako nieśmiały posterunkowy? Czy satysfakcjonuje Cię ta rola?
Szczerze mówiąc nie przepadam za Jasiem, którego gram. Taka melepeta i nie za bardzo rozgarnięty facet. Największą satysfakcję mam, kiedy słyszę od ludzi, którzy mnie nie znają: "zupełnie inny człowiek". I o to chodzi. To jest postać, którą gram, którą staram się grać jak najlepiej, ale poza twarzą i niektórymi gestami, nie mamy z Jasiem wiele wspólnego. Ale nie mogę narzekać, taką mam pracę. I najważniejsze w dzisiejszych czasach jest to, że ją mam.
Niewiele osób jednak wie, że na roli "Złotopolskich" w Twoim przypadku świat się nie kończy. Oprócz nie tylko serialowego aktorstwa przygotowujesz recital. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy?
Nie chciałbym żeby na serialu kończył się mój świat zawodowy. Lubię robić różne rzeczy i im więcej, tym lepiej. Jeśli chodzi o recital, to raczej mam pomysł na niego, niż go przygotowuję. A pomysł wziął się stąd, że mam takie hobby iż wykonuję czasami piosenki, które sam napisałem. Nieczęsto się to zdarza i robię to "z pewną nieśmiałością", ale jednak. Poza tym udało mi się popełnić w życiu kilka tekstów kabaretowych i jak się weźmie kilka piosenek doda do tego kilka monologów, to może wyjść recital. Poza tym pracuję też równolegle nad dwoma przedstawieniami teatralnymi. Naprawdę nie mam zamiaru, żeby na serialu świat się skończył.
Właśnie, zajmujesz się również pisaniem, najczęściej tekstów piosenek. Współpracowałeś między innymi z Ewą Bem i Alicją Bachledą-Curuś, a także z zespołami Polucjanci, Grejfrut. Czym jest dla Ciebie pisanie, czy wiążesz z nim swoją przyszłość, na przykład jako dramaturg i skąd, do diabła, znasz tak dobrze kobiety, że piszesz dla nich?
Jeśli chodzi o pisanie, to pojawiło się ono w moim życiu zanim wpadłem na pomysł żeby zostać aktorem. Można powiedzieć, że od zawsze coś tam "skrobałem". Nigdy nie traktowałem tego na tyle poważnie, żeby poświęcić się temu i "oprzeć" na tym życie. Wolałem aktorstwo. Ale od kilku lat moje pisanie nabrało tempa. W tym sensie, że piosenki, których piszę najwięcej, są dobrze oceniane i przez to zgłasza się do mnie coraz więcej ludzi, którzy chcą żebym pisał dla nich. Czasami muszę się aż opędzać! (śmiech) A bardziej poważnie, to podoba mi się rozdwojenie w moim życiu.
Jedną połową jestem aktorem, drugą tekściarzem. Chciałbym żeby tak pozostało do końca życia. I chciałbym zachować równowagę między obydwoma zajęciami. Poza piosenkami interesują mnie oczywiście i inne formy: scenariusze, dramat, proza. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Nigdzie się nie śpieszę. Na razie żyję z aktorstwa.
A jeśli chodzi o kobiety... Nie wiem, czy je dobrze znam. Wszystkich na pewno nie, bo się nie da ... ale próbuję (śmiech). Kobiety mnie fascynują. Jeżeli rzeczywiście coś o nich wiem to dzięki tym wszystkim paniom, na które w życiu trafiłem.
Wspominałeś już, na życie zarabiałeś też będąc copywriterem czyli pisząc teksty i hasła reklamowe. Czy to też była przygoda czy raczej konieczność? Czy możesz pochwalić się jakąś chwytliwą reklamą, na przykład proszku?
Zająłem się pisaniem dla reklamy raczej z konieczności, bo nagle zostałem bez pracy, ale była to również przygoda. Lubię robić różne rzeczy. Poza tym jest trochę prawdy w tym, że doświadczenia życiowe wzbogacają aktora. Nie mogę sobie przypomnieć teraz żadnego konkretnego hasła, które by było moim dziełem, mineło parę lat. Poza tym pracowałem raczej dla mniejszych agencji, które nie zajmowały się główną kampanią reklamową produktu, tylko tzw. "below the line". To znaczy przygotowywały materiały wspierające główną reklamę.
Copywriter to nie tylko koleś, który wymyśla hasła, to po prostu człowiek odpowiedzialny za słowo w reklamie. Do jego zadań należy również opracowywanie tekstu do broszur, ulotek, plakatów, opakowań, gazet itp. Z rzeczy zabawnych mogę się przyznać, że zajmowałem się np. pieluchami (Libero), a z drugiej strony wózkami widłowymi. Albo papierem toaletowym i spłuczkami, a z drugiej strony samochodami (Peugeot'a).
I teraz absolutna bomba, bo proszę sobie wyobrazić, że w ramach obowiązków copywriterskich zostałem autorem podręcznika dla kobiet o trzecim trymestrze ciąży! Kto by pomyślał, nie? Ja też bym nie pomyślał, ale jak mus to mus. O widzisz, dzięki temu też nauczyłem się czegoś więcej o kobietach. Apropos poprzedniego pytania.
A czy na poczekaniu wymyśliłbyś reklamę dla naszego serwisu?
Na poczekaniu mówisz ... To tylko z przymróżeniem oka ... Poczekaj ... "Wszystko czego chce kobieta na ekranie PeCeta" albo: "Kobieta - To czego chce, na stronach Wu Pe", albo: "Twój cel - kobieta.wp.pl" i tak dalej ... Tyle na poczekaniu.
Powróćmy jeszcze na chwilę do tego, co na równi z Twoim wnętrzem interesuje Twoje fanki. Jesteś bardzo przystojny, masz delikatną urodę. Jak odbierają Cię kobiety, jak myślisz, że na nie działasz?
Kobiety dzielą się na dwie grupy. Ja je tak dzielę, ale myślę, że można to uogólnić. Pierwsza grupa to te, którym się podobasz, druga grupa to te, którym się nie podobasz i choćbyś stanął na głowie, to nie będziesz. Bardzo proste, prawda? I myślę, że tak mniej więcej jestem przez kobiety odbierany. Przez jedne z zainteresowaniem, przez inne bez. Bezpieczniej będzie więc mówić o tej pierwszej grupie.
No więc... po kilku latach zadawania się z płcią przeciwną wiem mniej więcej co we mnie na nie działa. Ale nie mogę zdradzić tutaj moich sekretów, bo ktoś mógłby użyć ich przeciwko mnie (śmiech). Uchylę tylko rąbka tajemnicy i powiem, że ... kobiety bardzo lubią moje oczy. O rany wygadałem się. Cholender. Już po mnie.
Czy wykorzystujesz to? Oczywiście! Z premedytacją. Kiedy tylko się da.
(Rozmawiała Anna Urbańczyk)