Kobiety częściej przeklinają - za kierownicą i w domu
Częściej przeklinają, krzyczą na innych kierowców. Z badań wynika, że to kobiety są bardziej agresywne za kółkiem. Do przeklinania przyznaje się prawie 80 proc. Polaków i z roku na rok ten odsetek jest większy. Polki bezkonkurencyjne są zwłaszcza w domu, kiedy rozmawiają z najbliższymi (cztery razy więcej kobiet niż mężczyzn przeklina w domu) oraz kiedy są same i wiedzą, że nikt ich nie usłyszy.
17.12.2013 | aktual.: 17.12.2013 14:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Częściej przeklinają, krzyczą na innych kierowców. Z badań wynika, że to kobiety są bardziej agresywne za kółkiem. Do przeklinania przyznaje się prawie 80 proc. Polaków i z roku na rok ten odsetek jest większy. Polki bezkonkurencyjne są zwłaszcza w domu, kiedy rozmawiają z najbliższymi (cztery razy więcej kobiet niż mężczyzn przeklina w domu) oraz kiedy są same i wiedzą, że nikt ich nie usłyszy.
Karolina Konieczna, absolwentka psychologii Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, sprawdziła, kto jest bardziej agresywny w samochodzie. Swoje badania oparła na przykładzie 200 kierowców obojga płci w wieku od 18 do 68 lat mających styczność z samochodem każdego dnia. Badani deklarowali, które z zachowań mają w swoim repertuarze.
Przeklinam pod nosem
Okazało się, że panie znacznie częściej krzyczą na innych kierowców, obrzucają ich wyzwiskami, przeklinają, mamroczą pod nosem. Kobiety generalnie zaznaczały: "Głośno obrzucam wyzwiskami innych kierowców" albo "Przeklinam pod nosem".
Rzadko za to pozwalają sobie na obraźliwe gesty. Nie przekłada się to na agresję fizyczną, np. zajeżdżanie innym drogi, siedzenie na zderzaku, wyprzedzanie na trzeciego czy w końcu wysiadanie z auta i rękoczyny.
Skąd w paniach za kółkiem tyle słownej złości? - Kobiety są bardziej rozwinięte językowo - tłumaczy Karolina Konieczna. - Naukowcy już dawno ustalili, że wypowiadają średnio dziennie 20 tys. słów, czyli 13 tys. więcej niż mężczyźni. Jedna z teorii psychologicznych mówi, że panie są bardziej agresywne werbalnie, bo nie rozładowują złości fizycznie. Częściej więc plotkują czy obgadują innych.
„Ty skurczybyku"
Wyniki badań SWPS są zgodne z tym, czego dowiedzieli się organizatorzy zajęć motoryzacyjnych dla dzieci z katowickich szkół. Przeprowadzili oni ankietę wśród najmłodszych pasjonatów motoryzacji. Na pytanie „Kto lepiej prowadzi samochód: mężczyźni czy kobiety" 73 proc. maluchów odpowiedziało, że płeć nie ma znaczenia. Jednak okazuje się, że według dzieci, kobiety są bardziej nerwowe za kółkiem.
Odpowiadając na pytanie: „Kto bardziej denerwuje się jadąc samochodem: mama czy tata?", ankietowani zdecydowanie wskazali mamy (68 proc). A najczęstszym epitetem rzucanym w stronę nieprawidłowo jadących jest: „Ty skurczybyku" (43 proc.), „Cholero ty jedna" (33 proc.) oraz... „Nie powiem, bo to brzydko" (24 proc.).
Coraz bardziej wulgarne
Kobiety przeklinają. I to coraz więcej. Problem dotyczy szczególnie młodych kobiet, chociaż w starszym pokoleniu widać podobny kierunek zmian obyczajowych - przekonuje gazeta "Courier Mail" i podaje, że kultura osobista przestała być dla kobiet wyznacznikiem ich statusu społecznego.
W sposób nieuprzejmy i niekulturalny zachowują się bowiem zarówno uczennice i dziewczęta z biednych rodzin, jak i panie z kadr zarządzających wielkich korporacji. Dlaczego? Bo brak kultury osobistej uważają za wyznacznik nowoczesności i niezależności.
– Mamy równouprawnienie i dziś wszyscy używają tego samego języka, a kobiety lubią używać wulgaryzmów – mówi w rozmowie z tygodnikiem „Wprost”, Jakub Borawski, wykładowca protokołu dyplomatycznego w Collegium Civitas. Przekonał się o tym minister rolnictwa Marek Sawicki, który od partyjnej koleżanki na posiedzeniu rządu usłyszał krótkie żołnierskie „spier…". Jolanta Fedak uznała, że może się tak odezwać do partyjnego kolegi, bo znają się ponad 20 lat. – Zażyłość usprawiedliwia kolokwialny język – przyznaje Jakub Borawski. I przekonuje, że jeżeli kobiety klną z wdziękiem i we właściwym miejscu, to nie ma o co kruszyć kopii.
Cztery razy więcej kobiet niż mężczyzn przeklina w domu oraz kiedy są same i wiedzą, że nikt ich nie usłyszy. W taki sposób kobiety uwalniają emocje. Nie chcą, by ktoś je słyszał, bo wciąż obowiązuje stereotyp, że używanie wulgaryzmów pozbawia je kobiecości. – Przeklinając, kobiety tracą to samo co mężczyźni, czyli pewien rodzaj subtelności w kontaktach międzyludzkich. Zyskują w zamian coś więcej: prawo do używania agresji – twierdzi na łamach „Wprost”, dr Jacek Wasilewski, kulturoznawca ze Szkoły Wyższej i Psychologii Społecznej, autor książki „Retoryka dominacji".
Polacy klną jak szewcy
17 grudnia obchodzimy „Dzień bez przekleństw”. Z badań socjologicznych wynika, że Polacy klną jak szewcy. Do przeklinania przyznaje się bowiem prawie 80 proc. Polaków, a z roku na rok ten odsetek jest większy - wynika z sondażu CBOS ("Aktualne problemy i wydarzenia" przeprowadzonego w dniach 1–12 sierpnia 2013 r., na liczącej 904 osoby reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski).
Badania wskazują, że przekleństwa najczęściej możemy usłyszeć w przestrzeni publicznej. Na ulicy często styka się z nimi niemal dwie trzecie badanych (63 proc.), a czasami – co czwarty (23 proc.). Znacznej grupie (59 proc.) przynajmniej od czasu do czasu zdarza się słyszeć wulgarne wypowiedzi w w autobusie czy pociągu.
Ponad 90 proc. badanych deklaruje, że razi ich, gdy inni używają słów niecenzuralnych. Z kolei 9 proc. twierdzi, że są przyzwyczajeni do przekleństw. Niewiele mniej osób (56 proc.) styka się z nimi w miejscach rozrywki i spędzania wolnego czasu. Wulgarnym językiem przeniknięty w znacznym stopniu jest również internet. Ponad połowa użytkowników (53 proc.) natrafia tam na wulgaryzmy przynajmniej czasami, w tym niemal jedna trzecia (30 proc.) – często.
Przekleństwa są obecne w pracy i szkole. Ponad połowa zatrudnionych (55 proc.) przynajmniej od czasu do czasu słyszy je w miejscu pracy, a wśród nich jedna trzecia (33 proc.) mówi o ich częstym występowaniu. Połowa respondentów mających kontakt ze szkołą lub wyższą uczelnią (50 proc.) deklaruje obecność wulgaryzmów w miejscu edukacji, w tym trzech na dziesięciu wskazuje, że używa się tam ich często.
Wulgaryzmów używa niemal ośmiu na dziesięciu dorosłych (79 proc.), przy czym dwie trzecie (65 proc.) robi to wyłącznie pod wpływem emocji, natomiast jedna siódma (14 proc.) włącza je do swoich wypowiedzi również po to, by coś mocniej i dosadniej wyrazić.
Przeklinanie rzadziej zdarza się osobom mającym podstawowe wykształcenie, a także najbardziej zaangażowanym w praktyki religijne. Z deklaracji wynika ponadto, że wulgarnych słów rzadziej używają respondenci mający prawicowe poglądy polityczne niż badani o poglądach lewicowych i centrowych.
Wulgaryzmy też mają płeć
Najpopularniejsze przekleństwa, czyli przerywnik na literę „k" oraz mówienie o „prowadzeniu się” matki adresata, nieprzypadkowo odwołują się do złej sytuacji kobiet i ich najstarszego zawodu świata. Reszta, czyli wulgarne określenia kobiecych genitaliów, to po prostu synonimy nieudolności, bierności i głupoty – pisze Jowita Flankowska w artykule „Klnie jak dama” w tygodniku „Wprost”.
Publiczne używanie określeń żeńskich genitaliów zawsze obraża. Co innego obsceniczne określenia męskości: te symbolizują złość, walkę z innym systemem wartości, czyli aktywność. Już samo powiedzenie, że ktoś „ma jaja" nobilituje. Usłyszeć, że jest się „kobietą z jajami" to dla wielu pań cenny komplement.
A przecież samo słowo „kobieta” jeszcze w XVII wieku było w środowisku mieszczańskim wyzwiskiem. W książce Marcina Bielskiego „Sejm niewieści” panie się skarżyły: „dla większego zelżenia kobietami nas zowią”. Negatywny wydźwięk słowo to straciło dopiero 100 lat później.
(gabi/mtr)/kobieta.wp.pl