Kobiety mają dość nieustannego "mogłaś mi powiedzieć, żebym to zrobił"
Zna to niemal każda z nas. Wracasz z pracy, za pięć minut mają przyjść teściowie, a mieszkanie wygląda jak krajobraz po bombie termojądrowej. Naczynia niepozmywane, dzieci nieubrane, któreś kaszle, któreś płacze, a pomiędzy tym wszystkim biega głodny pies. A jak masz pecha, to jeszcze kot i papuga. Zakasujesz rękawy i bierzesz się do roboty - w ekspresowym tempie zmywasz, ubierasz i karmisz. Co robi w tym czasie twój partner? Najczęściej czeka na instrukcje. Albo zaczyna: "Mogłaś mi powiedzieć, że chcesz, żebym zrobił to i tamto".
04.10.2017 | aktual.: 04.10.2017 15:59
Jeśli jest jakieś jedno zdanie, które doprowadza do furii niemal wszystkie kobiety na całym świecie, to jest nim to pozornie niewinne, pasywno-agresywne "mogłaś mi powiedzieć, żebym to zrobił". Mogłaś mi powiedzieć, że dziecko trzeba zabrać do przedszkola na ósmą. Mogłaś mi powiedzieć, że kończy się papier toaletowy i herbata. Mogłaś mi powiedzieć, że chcesz, żebym odkurzył mieszkanie. Mogłaś mi powiedzieć, że mam wstawić zmywarkę. Mogłaś mi powiedzieć, że trzeba wyprowadzić psa. To zdanie jakoś nigdy nie pada w kontekście przyjemności, a zawsze wówczas, gdy mowa o obowiązkach domowych.
– Podam ci pierwszy przykład, jaki przychodzi mi do głowy. A mam ich mnóstwo – mówi Marta, mężatka z Warszawy. Od ślubu minęło zaledwie kilka miesięcy, ale razem z partnerem mieszkają razem od kilku lat. – Poprosiłam go o to, żeby wstawił pranie, bo miał padać deszcz, a ja byłam w pracy. Powiedziałam dosłownie: wstaw pranie, będzie padać deszcz – zaznacza.
– Chodziło mi oczywiście o to, żeby wstawił suszarkę z praniem z balkonu do mieszkania. Wracam z pracy do domu. Widzę, że mąż w najlepsze ogląda sobie telewizję, deszcz za oknem leje. I na dzień dobry mówi mi, że odkurzył dom, wyczyścił łazienkę i zmył naczynia, ale prania nie wstawił, bo nie wiedział czy białe, czy kolorowe. Kiedy spokojnie wyjaśniłam, że przecież chodziło o pranie, które zdążyło już zmoknąć na balkonie, dostałam odpowiedź: "Mogłaś mi powiedzieć, że myślisz o suszarce" – kończy opowieść Marta.
Kiedy opowiedziałam tę historię w redakcji, szybko otrzymałam odpowiedź jednego z kolegów: – No tak. Nieprecyzyjne wyrażenie będzie teraz odwracane ogonem.
Racja? No nie do końca, gdyż, o ile mi wiadomo, nie żyjemy w wiekach ciemnych, a zadaniem kobiety od dawna nie jest "bycie posłuszną mężowi" i wyręczanie go w obowiązkach domowych. Teoretycznie tak rozumiany, krzywdzący model rodziny słusznie odszedł do lamusa i większość z nas deklaruje gotowość tworzenia związków partnerskich. Tylko najwidoczniej z tym partnerstwem nie wszyscy sobie radzą. To znaczy - związki są partnerskie pod tym względem, że na równi dokładamy się do budżetu i pracujemy zawodowo. U progu domu partnerstwo często się kończy. O tym, jak powszechne jest to przekonanie, świadczą chociażby niedawne słowa Piotra Dudy, który stwierdził, że w Polsce kobiety ciężko pracują na dwa etaty. – Taka jest w naszym kraju tradycja – wyjaśnił wówczas szef "Solidarności".
– Mamy dużego psa, którego czasem wozimy autem na specjalnej, dużej macie, która zbiera sierść, więc samochód zostaje czysty – mówi mi Paulina, dwudziestokilkulatka, też świeżo po ślubie. – Raz na jakiś czas wypadałoby tę matę wytrzepać, co zrobiłam w niedzielę, po powrocie z urlopu. Wytrzepałam ją i zostawiłam na balkonie, by ją trochę wywietrzyć. Wczoraj, czyli w środę wieczorem, przychodzi do mojego pokoju mąż i pyta: "Wytrzepałaś tę matę i zostawiłaś ją na balkonie. Od dwóch dni pada. Dlaczego to zrobiłaś?". Dodam, że mąż wychodzi na balkon kilka razy dziennie, żeby zapalić. Za każdym razem siada na ławeczce, tuż obok niej. Dlaczego, widząc, że zaczyna padać deszcz, sam nie wniósł jej do środka? Andrzej na to: "Przecież ty ją wytrzepałaś, to trzeba było ją przynieść!" – mówi kobieta, wciąż szczęśliwa, choć nierzadko sfrustrowana mężatka.
– Wymiana zdań typu "dlaczego nie wyniosłeś śmieci?" - "a dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?" są u nas na porządku dziennym – przyznaje.
Kiedy w domu coś "trzeba", to wiadomo, że najczęściej musi się tym zająć kobieta albo przynajmniej poinformować o tym fakcie partnera. Jest oczywiście mnóstwo panów, którzy przeczą tej regule – i bardzo chętnie wszyscy poznamy ich adresy i daty rozwodu. Niemniej w bardzo wielu polskich domach nawet pracująca zawodowo na pełen etat kobieta, po pracy "rządzi" (czyli sprząta, gotuje, obsługuje dzieci itd.), a partner jej co najwyżej "pomaga".
Czy to wina wychowania? Cóż, jeśli chodzi o własne błędy, najlepiej jest przerzucić odpowiedzialność na innych, na przykład na matkę. Faktem jest też, że wiele kobiet ma skłonność do wyręczania dzieci, szczególnie chłopców, w zbyt wielu obowiązkach domowych, bo tak zachowywały się ich matki i babki. Emancypacja, choć społecznie już przetrawiona i zaakceptowana, na poziomie emocjonalnym wciąż bywa przytłumiona. Na przykład przez poczucie winy, że Czarusiowi będzie źle, jeśli na czas nie zostanie mu podsunięta pod nos kanapka, a jego pranie wyprasowane i poskładane, nawet jeśli Czaruś ma już 24 lata, właśnie broni magisterki i po to pranie, i kanapkę co tydzień przyjeżdża do mamy.
– Gdy widzę, że mój facet, mimo próśb, nie pozmywał naczyń, buntuję się. Myślę sobie: "O nie, nie będę tego robić za niego". Ale po dłuższym czasie już nie wytrzymuję i wszystko zmywam. Wielokrotnie dochodziło do takich sytuacji – mówi Martyna, też dwudziestokilkulatka.
Wariacją postawy "mogłaś mi powiedzieć, że" jest bowiem ta "jak ci to przeszkadza, to to zrób". Pranie moknie czy schnie, wazon stoi czy leży, jakie to ma znaczenie z punktu widzenia wieczności? Niektórym panom jest po prostu wszystko jedno, czy otacza ich zapach fiołków czy smród zgnilizny ze zlewozmywaka. Ale tobie nie musi być wszystko jedno. Zła wiadomość jest taka, że jeśli dotąd ktoś nie został wychowany i nie szanuje twojego czasu i wysiłku, ty raczej go nie zmienisz. A dobra, że nikt na świecie nie może kazać ci się na to godzić – ani mąż, ani Kościół, ani politycy.