FitnessKochanki różnie wyzwolone

Kochanki różnie wyzwolone

Młoda kobieta chce tańcem na rurze przełamać wstyd. Jej koleżanka szuka sponsora, a mężatka zgadza się na swingowanie, czyli zamianę partnerów. Czy są kobietami wyzwolonymi?

Kochanki różnie wyzwolone
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

10.09.2009 | aktual.: 29.12.2011 12:53

Młoda kobieta chce tańcem na rurze przełamać wstyd. Jej koleżanka szuka sponsora, a mężatka zgadza się na swingowanie, czyli zamianę partnerów. Czy kobietami wyzwolonymi? Na czym polega prawdziwa emancypacja w sypialni – mówi psychoterapeutka Katarzyna Miller Rozmawia Beata Pawłowicz

– Myślałam, że wolność seksualną wywalczyli dla nas hipisi. Ale minęło pół wieku i ta nowa wolność jest czymś innym. Nie jestem pruderyjna, ale myślę, że to przesada, kiedy młoda kobieta, bohaterka pewnego programu, postanawia przełamać wstyd, tańcząc na rurze w klubie dla mężczyzn.

– A co cię w tym tak zbulwersowało? Jeżeli dziewczyna raz zatańczy na rurze, poczuje, że jej ciało należy do niej, ucieszy się z tego, jak silnie reagują na ruchy jej rąk, nóg i pupy mężczyźni, jeśli poczuje się dzięki temu seksualną istotą, to co w tym złego? Taniec na rurze może stać się rodzajem terapii.

– I dzięki niemu pozna siłę swojej kobiecości, a nie naruszy godności?

– Kiedy zobaczy, jaką dzięki swojemu ciału ma władzę nad mężczyznami, a nie zechce tej władzy nadużywać, wciąż ich uwodząc, będzie mogła i umiała sama decydować o sobie. Również gdy zwiąże się z mężczyzną.

– Kompleksy warto pokonać. Ale czy tańcząc nago przed obcymi mężczyznami?

– Mówisz jak grzeczna dziewczynka: „Kobieta nie może być obiektem seksualnym”. A ja będę adwokatem diabła. Ciało jest obiektem pożądania. Zdobyczą emancypacji kobiet jest także to, że możemy być obiektem pożądania i podobnie traktować mężczyzn. Nie wylewajmy więc dziecka z kąpielą. Jeśli ona na tej rurze będzie chciała dalej tańczyć, to kierowały nią inne motywy niż przełamanie wstydu. Ale jeśli zrobi to tylko raz, nie ma w tym nic złego.

– Ale po publicznym byciu obiektem pożądania trudno być czymś więcej. Neurochirurgiem to ona pewnie nie zostanie.

– Czy wszyscy muszą być neurochirurgami? Świat byłby koszmarem. Ja jestem coraz bardziej tolerancyjna i uważam, że każdy może szukać szczęścia tam, gdzie chce. Dziś młode kobiety, przynajmniej niektóre, muszą mieć takie fantazje. Podobnie jak marzyć o tym, żeby być modelkami, gwiazdami filmowymi. Czyja to wina, że ślepo naśladują celebrytki? Nasza, rodziców, bo my nie wychowujemy młodzieży tak, żeby mogła odkryć jeszcze wiele innych ważnych spraw. Zostawiamy dorastające dzieci i skazujemy je na to, by szukając pomysłu na życie, powielały wzory z mediów.

– Ale co byś zrobiła, gdyby to twoja córka chciała zatańczyć na rurze?

– To jest pytanie, które ma mi zamknąć usta. Ale nie zamknie. Myślę, że moja córka nie miałaby takiego pomysłu, bo pokazałabym jej wiele ciekawych rzeczy: piękno jej samej, życia codziennego, innych fajnych ludzi, także chłopaków i mężczyzn, książki, sztukę, poezję, filozofię. Wiedziałaby, że w życiu jest wiele możliwości. A nie tylko jedna: skoro masz ładne ciało, idź na rurę. Nie wpadłabym też w przerażenie. Sama uwielbiałam tańczyć i niektórzy faceci uważali, że jak zakołyszę biodrami, to zaraz pójdziemy do łóżka. A gdzie tam! Nie przeraziłabym się więc, że od razu zostanie prostytutką. Opowiedziałabym jej za to, jak z dziewczynami w akademiku robiłyśmy w naszym pokoju striptiz. Było nam to potrzebne, żeby oswoić się z nagością, pośmiać, poćwiczyć świadomą seksualność. Ale też kiedy koleżanki powiedziały „jest dobrze”, nie poleciałam robić striptizu w barze. Już nie musiałam. Powiedziałabym więc córce: „Kochana, jeśli będziesz chciała, to pójdziesz. I ja ci pomogę. Ale chcę, żebyś wiedziała, po co tam
idziesz. I żebyś wyszła stamtąd, mając to coś. Bo może zdobyć to można gdzie indziej?”. Gdybyśmy w młodości nie robili rzeczy ryzykownych, wyroślibyśmy na tchórzy. Nie umielibyśmy wybierać.

– Ale dziś młode kobiety mają tak daleko przesunięte granice wolności seksualnej, że decydują się na sprzedaż swojego ciała, co nazywa się eufemistycznie „sponsoringiem”. Nie robią tego z konieczności, dla chleba. Jeśli już, to dla ciastek.

– Kiedyś jeśli dziewczyna nie miała bogatej rodziny, nie wyszła za mąż albo nie mogła zostać guwernantką, to po sprzedaniu warkocza musiała iść na ulicę. Teraz kobiety mają wybór – mówi mój przyjaciel. Ale moim zdaniem tylko się nam tak wydaje. Przecież one nie słyszą z radia, telewizji, Internetu i od rodziców niczego innego, jak tylko: „Dorabiaj się! Posiadaj! Kupuj!”. Jak więc mają myśleć o czymś innym niż o pieniądzach? Mamy kapitalizm, jesteśmy szczęśliwi, mamy wolność. Jaka to wolność? Jesteśmy zniewoleni pieniędzmi.

– Wolnością chyba też. Jeśli dziś na jakąś propozycję seksualną kobieta powie „nie”, usłyszy, że jest grzeczną dziewczynką. I znam kobiety, które chcąc zachować wizerunek nowoczesnych, zgodziły się, gdy partnerzy zaproponowali im swingowanie (zamianę partnerów), doging (seks w miejscu publicznym) czy nawet gang bang (ona jedna, ich trzech) zaczerpnięty z filmów porno.

– Zgadzanie się wbrew sobie nie ma nic wspólnego ani z wyzwoleniem, ani z emancypacją. Wręcz przeciwnie. Kobiety, które zawsze i na wszystko przystają, nie wierzą w siebie, cenią siebie nisko. Dlaczego? Bo były źle traktowane w domach. Rodzice, wykorzystując ich dziecięcą zależność, kazali im wykonywać różne posługi i spełniać wszelkie wymagania: „Rób to, co my ci każemy. My wiemy lepiej, co dla ciebie dobre”. W ten sposób przygotowali je do roli ofiar seksualnej przemocy. I jeśli mężczyzna im powie: „Zrób to, jeśli mnie kochasz”, zrobią wszystko, byle tylko nie narazić się na to, że on odejdzie. A przecież odmawianie wcale nie powoduje, że mężczyzna odchodzi. Powoduje, że bardziej się z kobietą liczy lub musi mocniej się postarać, żeby dostać to, co chce.

– Czyli kiedyś przed nadużyciem seksualnym chroniły nas restrykcyjne normy społeczne. Teraz potrzebna nam wiara w siebie. A jeśli jej nie mamy? Jak młoda kobieta, którą kultura masowa karmi pornowzorami, a partner kusi „spróbujmy czegoś nowego”, ma się połapać, czy tego chce?

– Jeśli nie wiem, czego chcę, muszę nauczyć się słyszeć swoje ciało. Bo to ono wie, a nie głowa. Trzeba je obserwować: czy ono się na tę propozycję zamyka, czy otwiera? Czy chce ku temu biec, czy uciekać, gdzie pieprz rośnie. Zacznijmy zwracać uwagę na sygnały płynące z ciała, od najprostszych: „czy wygodnie mi na tym krześle?”. To trudne, bo rodzice nie pytali nas: „zimno ci czy ciepło?”, tylko kazali: „załóż czapkę”. A powinni mówić: „wyjrzyj na dwór i zobacz, czy jest ci potrzebna czapka”. Takie podejście sprawi, że jako dorośli będziemy umieli rozpoznać, czy mamy ochotę na swingowanie, czy zgadzamy się na nie pod groźbą rozstania.

– Ale bywa, że kobieta zgadza się, bo chce spróbować.

– Lubiłabym świat, w którym takie rzeczy można by było przeżyć w naturalny sposób. O tym marzyły dzieci kwiaty. Każde doświadczenie, które spotyka mnie z mojej własnej woli, mogę przerobić na swoją korzyść. Nawet jeśli stwierdzam, że więcej tego nie chcę. Ale żeby tak było, muszę kierować się swoimi chęciami, nie przymusem. Przypomina mi się niewinne w porównaniu z tym, ale ważne dla mnie doświadczenie. Kiedyś na wyjeździe z grupą przyjaciół wymyśliłam bal półświatka. Przebieraliśmy się za alfonsów i dziwki, i to przebieranie bardzo nas bawiło. Jednak kiedy już weszłam na salę w czarnej halce, w siatkowych pończochach, z długą fifką, ostro umalowana… zdrętwiałam. Nie byłam w stanie, tak jak planowałam, wypiąć biodra i falując pupą, sunąć po sali. Trafiłam na mur mojego wstydu i niepewności. To było ważne doświadczenie. Parę lat zajęło mi przełamywanie skrępowania ciała i przejście od gadania o wolności do korzystania z niej.

– No to dla wszystkich pogubionych miłośniczek „Seksu w wielkim mieście”: na czym polega prawdziwe wyzwolenie seksualne kobiet?

– Na tym, że kobieta czuje się równa mężczyźnie w swoich oczekiwaniach i potrzebach. Zna je i komunikuje. I wie, co robić z tym, co dostaje. Ale to pieśń przyszłości. Podczas programu „Pytanie na śniadanie” mieliśmy mówić o tym, czego kobiety chcą w seksie. Goście wspominali coś nieśmiało o całowaniu i skrępowani chichotali, a ja powiedziałam: „Może, kochani, przejdźmy do rzeczy: mężczyźni bardzo chcą, żeby kobiety się nimi zajmowały oralnie – tu wszyscy zrobili hi, hi, hi. – Ale dziewczynom tego nie oddają. A jeśli już, to za mało. A kobiety też chcą być pieszczone, oglądane, budzić zachwyt swoim wyposażeniem genitalnym”. Następnego dnia rano byłam na bazarze na Kole i tam zyskałam od panów sprzedawców, których nigdy bym nie podejrzewała, że oglądają telewizję śniadaniową, poparcie: „pani Kasiu, ale im pani powiedziała”. A więc może zacznijmy mówić o robieniu przyjemności kobiecie jako o rzeczy niesłychanie modnej, zamiast wciąż zastanawiać się nad tym, jak to zrobić mężczyźnie.

– W książce „Jej orgazm najpierw” seksuolog Ian Kerner pisze, że to dawanie rozkoszy kobiecie podnieca mężczyzn. Dlaczego więc symbolem wolności są filmy porno, gdzie kobieta jest poniżana i wykorzystywana?

– Tylko dla prawdziwych mężczyzn dawanie rozkoszy kobiecie jest najbardziej podniecające. I tych kochanków, którzy wiedzą, jak je pieścić, kobiety zapamiętują na zawsze. Oni w trakcie seksu nie muszą wciąż pytać: „czy ci to odpowiada?”, a na koniec: „dobrze ci było?”. Prawdziwy mężczyzna chce też, by kobieta go pragnęła, a nie była przez niego przymuszona. To, co widzimy w pornografii, to projekcje psychopatów. Niestety wpływające na wyobraźnię masową. I to, z czego z kolei muszą wyzwolić się mężczyźni, to wizje rodem z pornografii.

– A może po prostu nadużywamy wolności. I te wszystkie problemy biorą się stąd, że skoro nam wolno, to musimy wszystkiego spróbować.

– Kiedy pojawia się słowo „musimy”, od razu powinniśmy pomyśleć o uzależnieniu. I to jest dobra granica naszej wolności. Jeśli czujemy, że nie będziemy pełnoprawnymi obywatelami tej cywilizacji, gdy nie zrobimy czegoś, np. nie poswingujemy, nie schudniemy, nie zagramy w serialu, to znaczy, że daliśmy się uzależnić. Wolność jest wyborem. A więc dopóki czujemy, że możemy wybierać: raz kochać się, a raz nie, raz tańczyć na rurze, a raz poczytać Emily Dickinson, jesteśmy wolni. To, co robimy w stanie uzależnienia, nie daje wewnętrznego uczucia sytości. Człowiek zdrowy, gdy marzy o romansie i go przeżyje, nie musi mieć kolejnego. Jeśli więc ta młoda kobieta po jednym tańcu będzie chciała kolejnych albo jeszcze czegoś innego, mocniejszego, by pokonać wstyd, to przekraczanie granic nie służy jej rozwojowi ani nie jest wyrazem wolności.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)