Komórka - dowód zdrady

Komórka - dowód zdrady

Komórka - dowód zdrady
05.12.2006 13:42, aktualizacja: 30.05.2010 13:59

Jest w torebce każdej kobiety i w marynarce każdego mężczyzny. Bywa czarna albo srebrna. Ostatnio inspiruje młodych twórców podczas konkursu Camera Obscura. Jej najnowsze zastosowanie wiąże się z... szpiegostwem.

Jest w torebce każdej kobiety i w marynarce każdego mężczyzny. Bywa czarna albo srebrna. Ostatnio inspiruje młodych twórców podczas konkursu Camera Obscura. Jej najnowsze zastosowanie wiąże się ze... szpiegostwem. I nie chodzi tu bynajmniej o najnowszą produkcję o Jamesie Bondzie. Okazuje się bowiem, że to coraz mniejszej wielkości, mobilne urządzenie, potrafi niekiedy nieźle namieszać.\r\n\r\n\r\n\r\n\r\nDETEKTYWI TROPIĄ MAŁŻEŃSKIE ZDRADY\r\n\r\n\r\nKARA ZA ZDRADĘ\r\n\r\n\r\n\r\nMąż pod kontrolą\r\n\r\nPanie, kontrolując swoich mężczyzn, nie muszą już szukać na ich koszuli wyimaginowanych śladów szminki. Wszelkich odpowiedzi na nurtujące pytania udziela teraz telefon komórkowy. Ostatnio widziałam reklamę w telewizji, która przedstawiała niezawodny wielofunkcyjny telefon komórkowy. Jego główną zaletą było to, że wbudowany w nim aparat fotograficzny z niebywałą precyzją potrafił wykonać każde zdjęcie – nawet w ruchu. Fabuła owej reklamy była następująca: dziewczyna i chłopak mkną autostradą. Każde w swojej taksówce. Los sprawia, że spotykają się na światłach i pojawia się między nimi „chemia”. Jednak flirt trwa tylko chwilę i nie ma możliwości, żeby facet poprosił ją o numer telefonu. W końcu dziewczyna wpada na genialny pomysł, aby napisać cyfry na kartce. On, chwyta za swoją komórkę i robi jej zdjęcie. Cała sytuacja trwa kilka sekund, po czym zmienia się sygnalizacja świetlna i taksówki się rozmijają. Mężczyzna odtwarza fotografię – numer został uwieczniony.\r\n\r\nKto ma zdradę na sumieniu...\r\n\r\nPrzykład tej reklamy skłonił mnie do napisania artykułu na temat telefonów komórkowych. Jak widać ich niezawodność może znacznie ułatwić nam życie. Może też sprawić, że stanie się ono ubarwione w pejoratywny sposób. Ileż to razy zdarzyło nam się flirtować? Z pewnością każdy z nas niejedno ma na sumieniu. Jednak droga, od zalotnego spojrzenia do łóżkowej zdrady, wcale nie jest daleka. Każdy sam ocenia, na ile dopuścił się zdrady. Jej słownikowa definicja brzmi: zdrada jest to niedochowanie wierności małżeńskiej. Ale nie chodzi wyłącznie o seks. Przyczyną rozpadu związków są najczęściej trzy rzeczy – nuda, „rozwala” każdy partnerski związek (niekoniecznie zaobrączkowany), rutyna jest początkiem końca i wreszcie... brak zaufania i zrozumienia się. Trzeba rozmawiać o tym, czego się oczekuje. Dziś o wiele trudniej ukryć fakt, że mamy kogoś na boku, z powodu ciągłej inwigilacji. Przeklęta komunikacja?\r\n\r\nWspółczesna technika w pewnym sensie dopuściła się przestępstwa na naszej prywatności, produkując pierwszy telefon komórkowy. Lata mijały, a jego zastosowania były wciąż poszerzane o rozmaite dodatki. Możemy zrobić zdjęcie, nakręcić film, cieszyć się radiem i polifonią. To wszystko sprawia, że komórkę ma prawie każdy mieszkaniec tej planety. A skoro ma ją większość, to łatwiej jest się komunikować. I tu pojawia się pytanie: jeśli nasz partner nie odbiera telefonu, daje nam do zrozumienia, że nie może, czy nie chce? Jeżeli chwilowo zajmuje się pracą, to oddzwoni. Jeśli jest „zajęty” – w naszych głowach natychmiast zapala się lampka ostrzegawcza. Przyczyną zdrady może być na przykład zapomniany sms. Tak między innymi zakończył się związek mojego znajomego. Od dawna szukał pretekstu, aby powiedzieć swojej dziewczynie, że poznał kogoś. Pewnego dnia, gdy jej córka przypadkowo bawiła się telefonem swojego przybranego taty, matka odkryła zachowany w pamięci sms od tajemniczej kochanki. Sytuacja sama się rozwiązała.\r\n\r\nCoraz częściej elektronika jest naszym pośrednikiem podczas rozwiązywania niewygodnych spraw. Dziś, aby powiedzieć komuś \"goodbye\", nie trzeba już dręczyć się wyrzutami sumienia, ani martwić się reakcją danej osoby. Dziś wystarczy napisać maila lub zostawić ślad po sobie na automatycznej sekretarce. Chłopak mojej przyjaciółki zerwał z nią przez gadu gadu, co skwitować można tylko dwoma słowami: tchórzostwo i wygoda.\r\n\r\nUwaga, kontrola poczty!\r\n\r\nWarto również uważać na pocztę e-mailową – swoją i partnera. Po paru latach pozornie udanego małżeństwa znajoma przypadkowo trafiła na list od kochanki do jej męża. I wcale nie była wyspecjalizowanym hakerem od łamania haseł internetowych. Po prostu mąż miał kłopoty z serwerem i poprosił ją, aby u siebie w pracy zajrzała do jego poczty. Jeśli masz coś na sumieniu, lepiej nie rzucaj sobie kłód pod nogi. Zdrada krąży w sieci\r\n\r\nCzęsto pojęcie zdrady krąży po sieci, w różnej formie. Ostatnio mój kolega z Irlandii otrzymał na komórkę interesującą wiadomość: \"Oto cztery sekrety udanego związku: ważne, aby kobieta była piękna. Ważne, aby kobieta umiała gotować. Ważne, aby kobieta była dobra w łóżku. Ważne, aby te trzy kobiety się wzajemnie nie znały\". Innym razem usłyszałam dowcip pod tytułem „Co to jest kochanka?”. Otóż, jest to osoba, do której się przychodzi i od której się wychodzi, ale kiedy „zachodzi” to się odchodzi, bo nie o to chodzi!\r\n\r\nPamiętajmy, jeśli chcemy, aby nasz związek przetrwał, nie wystarczy – idąc za przykładem dziewczyny reklamującej lakier do włosów – urządzać ekscytujące pokazy dla ukochanego. Nie wystarczą też domowe obiadki, ani salony odnowy biologicznej. Potrzeba przede wszystkim odrobiny wolności i zaufania dla drugiej osoby. Jednak „wolność” musi być dozowana. Im więcej swobody, tym bardziej osłabia się nasza czujność. Gdy chłopak przyprowadza swoją dziewczynę - wegetariankę do knajpki i zamawia jej schabowy, albo pyta czy zna restaurację – w której nota bene byli trzy miesiące temu – ta informacja o czymś świadczy. Rada dla pań: zastanów się dwa razy, którą „tą jedyną” jesteś. Rada dla panów: zacznij robić notatki.\r\n\r\nJakiś czas temu otrzymałam smsa od mojego dowcipnego kolegi. Jego zakończenie brzmiało następująco: \"Całować cię nie będę, bo pewnie i tak już się rozochociłaś\". Wszystko poszłoby w niepamięć, gdyby nie to, że mój narzeczony siedział przy mnie i przeczytał każde słowo. Całe szczęście, że jest wyrozumiałym człowiekiem i zna się na żartach, bo w przeciwnym razie... nie wiem jak by to się skończyło!