Komunikacja miejska w Warszawie. Magda, Iga i Hania przeżyły piekło
Jazda komunikacją miejską pozwala zaoszczędzić sporo czasu i pieniędzy. Niestety nie zawsze należy do przyjemnych. Przekonały się o tym Hania, Iga i Magda, które do końca życia zapamiętają przykre incydenty z autobusów.
"Czy mógłby pan mnie nie dotykać?!"
Hania w komunikacji miejskiej spędza kilka godzin dziennie. Każdego dnia jedzie autobusem do pracy i z powrotem. Jedną z takich podróży zapamięta na długo. Jak sama przyznaje, samo wspomnienie tamtego popołudnia "napawa ją wstrętem".
– To było kilka miesięcy temu, latem. W autobusie było sporo ludzi, ale nie był zatłoczony, każdy miał miejsce dla siebie. Stałam przy oknie, obok mnie stanął jakiś facet. Nagle poczułam na swoim biodrze jego krocze. Odsunęłam się, pomyślałam, że nie ma miejsca. A on znów się do mnie przysunął – wspomina Hania.
Gdy po raz drugi się przysunął, tym razem mocniej, Hania zaczęła czuć się coraz bardziej niekomfortowo. Wiedziała, że to nie był przypadek. Choć odeszła kilka kroków, mężczyzna nie odpuszczał.
– Poszedł za mną, chwycił barierki tak, że jego łokieć dotknął moich piersi. Zaczął nim poruszać, a ja myślałam, że zwymiotuję. Krzyknęłam, że ma się odsunąć i przestać mnie dotykać. Nikt nie zareagował. Dziś myślę, że to absurdalne, bo zamiast go zwyzywać, wykrztusiłam: "Przepraszam, czy mógłby pan mnie nie dotykać?!" – opowiada. – Nie ma znaczenia, kim on był, jak wyglądał, jak ja wyglądałam czy jak byłam ubrana. To było obrzydliwe, to było przekroczenie moich granic – dodaje. Dopiero gdy wyszła z autobusu, poczuła ulgę.
Wzięły mężczyznę za fraki
Nieprzyjemna sytuacja spotkała również Igę, która jest w szóstym miesiącu ciąży. Kobieta wsiadła do autobusu, był wypełniony po brzegi. Nie było wolnych miejsc. – To było latem. Gorąco. Było mi słabo. Poprosiłam młodego mężczyznę ubranego w garnitur z neseserem w ręku, aby ustąpił mi miejsca – tłumaczy.
Takiej reakcji się nie spodziewała. Mężczyzna nie ustąpił, a odrzekł: "Mogła pani zainwestować w prezerwatywy, a nie żebrać teraz o miejsce". – Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam odpowiedzieć. Pasażerowie, którzy to usłyszeli, również patrzyli z niedowierzaniem – dodaje.
W obronie Igi stanęły dwie kobiety, które siedziały obok pana. Wzięły mężczyznę za fraki. – Złapały za ten elegancki garniturek i zrzuciły z siedzenia. Powiedziały do mnie, żebym spokojnie sobie usiadła i nie przejmowała się, bo jego zachowanie było niedorzeczne. Podziękowałam im, ale jeszcze długo to przeżywałam – stwierdza ze smutkiem Iga.
Na tym nie koniec. Młody mężczyzna wysiadł na następnym przystanku, ale wściekły mruknął jeszcze na odchodne: "Po co nogi rozkładała. Sama jest sobie teraz winna".
"Narusza pani moją przestrzeń"
Okazuje się, że kobieta kobiecie również może zgotować piekło w autobusie. Magda wyszła punktualnie do pracy. Miała szczęście, akurat przyjechał pusty autobus. Kulturalnie zajęła miejsce od okna. W połowie drogi przysiadła się do niej pani po 60. – Od początku widziałam, że miała ze mną problem. Zaczęła się krzątać i wywracać oczami. Poszło o kawałek mojej spódnicy, który nachodził na jej miejsce. Grzecznie zabrałam i włożyłam pod udo – tłumaczy przejęta.
Jednak na tym nie koniec. Pasażerka dalej się krzątała. Magda siedziała z nogą nałożoną na nogę. Jej but był skierowany w stronę współpasażerki. – Powiedziała mi, że naruszam jej przestrzeń. Zachowałam się jak pierdoła i zabrałam nogę. Kiedy opowiedziałam historię mężowi, nazwał mnie ostatnią sierotą. Miał rację. Zwłaszcza, że pozostałe miejsca w autobusie były puste – wyjaśnia Magda.
Podobne historie mogą się przydarzyć każdemu z nas, począwszy od awantur, walki o wolne miejsca, przez kontakt z pijanymi pasażerami i podróżnymi, którzy dyktują drogę kierowcom. Aż po manspreading, czyli zagarnianie dla siebie jak największej przestrzeni publicznej. Termin ten odnosi się do mężczyzn, którzy swoimi rozłożonymi nogami wkraczają w przestrzeń prywatną innych. Pamiętajcie, aby nie ignorować takich sytuacji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl