Blisko ludziKoniec z życzliwością? Dr Paula Pustułka wyjaśnia, dlaczego wracamy do kłótni sąsiedzkich sprzed pandemii

Koniec z życzliwością? Dr Paula Pustułka wyjaśnia, dlaczego wracamy do kłótni sąsiedzkich sprzed pandemii

Gdy pan Marek zaczynał remont, dostał dużo wsparcia od sąsiadów. Wszyscy jednoczyli się, pomagali sobie w dobie pandemii. Nie spodziewał się jednak, że życzliwość w ciągu 6 tygodni przerodzi się w jawną niechęć, a nawet wrogość. Socjolog z SWPS, dr Paula Pustułka wyjaśnia, że zmiana w nastrojach wynika przede wszystkim z iluzji, że pandemia dobiega już końca.

Koniec z życzliwością? Dr Paula Pustułka wyjaśnia, dlaczego wracamy do kłótni sąsiedzkich sprzed pandemii
Źródło zdjęć: © East News

25.04.2020 | aktual.: 25.04.2020 17:42

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Jeszcze raz cię usłyszę, jak wiercisz i hałasujesz to popamiętasz. Nie wypłacisz się". Taką karteczkę pod drzwiami znalazł Marek, 43-latek z Warszawy. Mężczyzna był zaskoczony. Od 1,5 miesiąca robił remont w domu, i bardzo pilnował godzin pracy. Na początku poinformował sąsiadów o planowanych działaniach, wyjaśniał, że kuchnia się sypie i łazienka w opłakanym stanie, więc wykorzysta czas kwarantanny na prace remontowe. Nikt nie miał nic przeciwko, mało tego, sąsiedzi mówili, jak będzie potrzebna pomoc, dawaj znać. Gdy więc przyjechała straż miejska, był w głębokim szoku. "Jak to, to takich mam sąsiadów? A co z tą życzliwością?". Nie mógł przerwać remontu, więc pracował dalej. Karteczka kilka dni później pozbawiła go złudzeń. Zaczęła się otwarta wojna sąsiedzka.

Wydawałoby się, że nasze społeczeństwo się zmieniło. Że nauczyliśmy się budować relacje z mieszkającymi obok sąsiadami, przestaliśmy być anonimowi. Koronawirus mógł nas zjednoczyć, ale niestety zapał ludzi okazuje się być słomiany. Pojawiła się złość, irytacja, donosy na sąsiadów, zazdrość, że ktoś ma pracę, a inni nie. Kłótnie na lokalnych grupach dobitnie pokazują, jak wszystko szybko wróciło do normy. Pytanie tylko - dlaczego tak się stało?

Klaudia Kolasa, WP Kobieta: Na początku pandemii mogliśmy obserwować wiele budzących się do życia inicjatyw sąsiedzkich. Zakupy dla seniorów, wrzucanie maseczek do skrzynek na listy, wyprowadzanie zwierząt. Jak pani myśli, z czego wynikała ta chęć niesienia pomocy?
Dr Paula Pustułka, SWPS: Wynikała z tego, że wszyscy znaleźliśmy się w zupełnie nowej sytuacji. Niektóre młode osoby poczuły silną chęć pomocy sąsiedzkiej, która wynikała z tego, że nie mogli pomóc własnym rodzicom, mieszkającym w innym miejscu. Szczególnie było to widoczne w dużych miastach.

Warto przypomnieć też, że w Polsce kiedyś mieliśmy bardzo dobrze wykształcone relacje społeczne Szczególnie w momentach kryzysu systemowego w poprzednim ustroju. Ludzie czuli się współodpowiedzialni za zmianę. Czuli się współodpowiedzialni za przestrzeń mieszkalną, blokową, miejską, czy w końcu krajową.

Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet

Dlaczego te relacje nie przetrwały?
Kiedy po przełomie rozpoczęła się inna gospodarka, bardzo szybko zaszły zmiany związane ze statusem społecznym i ekonomicznym. Nowe wspólnoty mieszkaniowe i nowe osiedla mają zupełnie inną tkankę ekonomiczną. W bloku, w którym zawsze mieszkały te same rodziny, nagle pojawiają się zupełnie nowi lokatorzy. Budowane są osiedla zamknięte, których charakter jasno sugeruje odcinanie się od reszty społeczeństwa, a zwykle też od sąsiadów. Zaczęliśmy przez to ignorować relacje sąsiedzkie. Przestaliśmy się angażować i nawet próby aktywizowania różnych dzielnic wychodziły z mniejszym lub większym skutkiem.

Też ośrodek naszego życia zaczęliśmy przenosić z przestrzeni prywatnej do przestrzeni publicznej, czyli na rynek pracy. Współcześnie osoby, które były kowalami relacji społecznych, czyli 40-latkowie czy 50-latkowie, angażują się w pracę zawodową. To tam tworzą relacje, to tam tworzą przyjaźnie i znajomości. Nie poznajemy przyjaciół w sąsiedztwie, a w miejscach związanych z naszymi zainteresowaniami, np. na kursie językowym czy zajęciach fitness.

Teraz poznawanie nowych osób może być utrudnione…
Tak. W momencie, gdy nastała pandemia, znaleźliśmy się w izolacji. Nie chodzimy do pracy, nie możemy iść na zajęcia językowe, nie możemy pójść na jogę. Jedną z furtek do posiadania jakichkolwiek relacji w tym momencie jest działanie sąsiedzkie. Pomoc lub nawiązywanie relacji z tymi, którzy mieszkają obok nas. Z jednej strony chcemy podzielić się naszymi zasobami, z drugiej taka jest nasza odpowiedź na nadchodzący kryzys. Jeżeli będzie bardzo źle i nie będziemy mogli wychodzić z domu, to będziemy mogli liczyć tylko na tych, którzy mieszają obok.

To naturalna reakcja psychiczna albo nawet fizyczna na przestrzenne odseparowanie nas przez sankcje narzucone odgórnie. One uświadomiły nam, że jeżeli będziemy potrzebować przysłowiowej szklanki cukru, to teraz nie pojedziemy po nią do supermarketu, tylko musimy mieć inne źródła, z których będziemy mogli czerpać.

Teraz emocje opadają i chęci budowania relacji w sąsiedztwie jest już coraz mniej.
Pandemia trwa już wiele, wiele tygodni. Większość ma poczucie, że ten najczarniejszy scenariusz apokalipsy, zamieszek i jakiegoś potocznie mówiąc "zombielandu" jednak nas nie czeka. Mamy wrażenie, że te wszystkie działania: dystans społeczny, zamknięcie instytucji, ograniczenie kontaktu, działają. Że system pozostaje wydolny. Prawdopodobnie jesteśmy jeszcze przed największą falą zachorowań, ale raczej nastawiamy się pozytywnie, że udało się uniknąć scenariusza włoskiego. Właściwie może być tak, że restrykcje będą zaraz znoszone, będą powroty do szkół, do pracy, więc zaczynamy znowu reorientować nasze życie na to, co jest zaraz za rogiem. A za rogiem nie jest to, że będziemy musieli liczyć na sąsiada. Wszyscy myślą o powrocie na rynek pracy, o ogarnięciu obowiązków życiowych, które chwilowo nas nie dotyczyły, spraw urzędowych, finansowych etc. Nie mamy czasu na solidarność, bo wydaje nam się, że pandemia dobiega końca.

I zaczynamy zauważać wiertarki i inne odgłosy dochodzące z mieszkań... Zastanawiam się tylko, czy to czas i jakieś oswojenie się z sytuacją zmieniło nastroje, czy poirytowanie i negatywne emocje znalazły teraz ujście u osób, które już przed pandemią miały skłonności do narzekania?
Myślę, że to jest złożony zestaw czynników. Na pewno wiele osób może sobie myśleć: "Ja tyle robię, a sąsiad nie może się nawet powstrzymać z tym remontem. No już naprawdę dałby sobie spokój". To jest psychologicznie trudne. My czujemy, że stanęliśmy na wysokości zadania, a sąsiad nie dość, że nic nie robi, aby pomóc sąsiedzkiej społeczności, to jeszcze uprzykrza nam życie remontem.

Poza tym ciągle jest dość duży strach. Udało nam się przejść przez początek pandemii w zdrowiu i spokoju, ale właśnie sąsiad podczas izolacji z kimś się spotka, albo zrobi imprezę i może ktoś zarażony przyjdzie na tę imprezę i całe nasze wysiłki pójdą na marne.

Są też oczywiście osoby mające poczucie, że ta pandemia jest zmyślona albo że najlepiej byłoby ubić na niej jakiś interes. Osoby o postawach mocno indywidualistycznych. No i te osoby też trzeba zrozumieć.

A jaki scenariusz przewiduje pani po pandemii. Czy w naszych relacjach sąsiedzkich zostanie coś z tego okresu?
Myślę, że zostanie. To jest dla nas takie wydarzenie przełomowe i kształtujące. Tak, jak kiedyś mówiło się o przeżyciu stanu wojennego czy o przeżyciu wojny. Ten kryzys jest kryzysem globalnym i dotykającym wszystkich poziomów. Dotyka nas indywidualnie, dotyka poziomu relacji rodzin, gospodarki i polityki, zmian struktury zawodowej itd. Myślę, że nie będziemy w stanie wrócić do tego, co było.

Zobaczymy, jak to się potoczy dalej. Jest taki scenariusz, że wracamy do zwykłego życia społecznego, ale te relacje zostały zbudowane. W momencie, kiedy poukładamy sobie na nowo naszą codzienność po pandemii, być może okaże się, że nabyliśmy kompetencje związane ze współdziałaniem, współodpowiedzialnością, że tą solidarność będziemy realizować w jakiś innych obszarach, np. angażując się w wolontariat.

Optymistycznie liczę na to, że może tak być. Teraz jesteśmy w momencie, kiedy z jednej strony jest obciążający stres tego przedłużającego się kontekstu izolacyjnego, a z drugiej strony to oczekiwanie i przygotowanie się na ten powrót do normalności, na wychodzenie z pandemii. Ja nie wiem, czy ono nie jest przedwczesne, mam poczucie, że tak, ale rozumiem, że właśnie społecznie i psychologicznie tak ludzie działają.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (1227)