Pandemia i balkonowe savoir-vivre. Co można, a czego nie na własnym balkonie?
Balkon jako miejsce do grillowania albo kącik zabaw dla hałaśliwych maluchów? Wielu uwięzionych z powodu koronawirusa Polaków chętnie korzysta z tej niewielkiej przestrzeni, nie chcąc udusić się we własnym domu. Sęk w tym, że to, co jednemu poprawia samopoczucie, dla drugiego może okazać się utrapieniem.
12.04.2020 | aktual.: 12.04.2020 18:51
Gdy polski rząd wprowadził zakaz wychodzenia z domu, polskie balkony ożyły. Po internecie zaczęły krążyć filmiki z koncertów, które dla sąsiadów dawał np. Sami Harb, uczestnik telewizyjnego show "The Four. Bitwa o sławę" (z powodu pandemii jego emisja została przerwana po dwóch odcinkach). "To specjalny akustyczny hołd dla wszystkich, którzy tęsknią za Kościołem lub innym wyjątkowym dla nich miejscem uzdrowienia. Możemy połączyć się wszyscy jako wspólnota i szerzyć miłość" – wyjaśniał muzyk na portalu społecznościowym.
Jego śladem poszli inni. Dla sąsiadów śpiewał m.in. Michał Janicki, artysta Polskiej Opery Królewskiej i Mazowieckiego Teatru Muzycznego, który wcześniej rozdał im programy koncertu, zostawiając je na wycieraczkach. Podobnych budujących przykładów jest więcej. Jednak w czasie pandemii wiele balkonów stało się również źródłem problemów, a nawet międzysąsiedzkich kłótni.
Bo muzyka była za głośna
Magda pracuje jako pielęgniarka. Jak większość jej koleżanek – zwłaszcza teraz – wraca do domu wykończona i jedyne, o czym marzy, to złapać trochę snu, szczególnie po nocnej zmianie. – Niestety, odkąd zrobiło się ciepło, młodzi sąsiedzi mieszkający pode mną spędzają całe dnie na balkonie. Ustawiają sprzęt grający i słuchają muzyki na cały regulator. I nie są to spokojne ballady, tylko disco-polo. W takich warunkach trudno o odpoczynek – żali się.
Zobacz także: Koronawirus. Robert Rutkowski o przesuniętych egzaminach
Po kilku dniach takich "koncertów", Magda postanowiła zwrócić uwagę uciążliwym lokatorom. Na jeden dzień ucichli, jednak później znowu zaczęli zakłócać spokój. – W końcu odwiedził ich mój mąż i zrobił awanturę. Sąsiad sprawiał wrażenie, jakby nie rozumiał, o co nam chodzi. Stwierdził, że chciał w ten sposób umilić innym siedzenie w domu. Na szczęście teraz jest już lepiej. Nadal słuchają muzyki, ale znacznie ciszej.
W przypadku niektórych użytkowników balkonów nie pomagają nawet interwencje. Dagmara z Radomia ma sąsiadów, którzy przymusowy pobyt w domu traktują jak okazję do permanentnego imprezowania. – Całe popołudnie i wieczór potrafią przesiedzieć na balkonie, głośno gadając i śmiejąc się. Mieszkam ze starszą mamą, która potrzebuje spokoju i jest już tymi hałasami wykończona. Przed pandemią lubiła wychodzić do pobliskiego parku, tam się wyciszała. Teraz musi siedzieć w domu i wysłuchiwać sąsiedzkich krzyków – denerwuje się Dagmara.
Nie tylko ona ma już dość imprezujących sąsiadów. Skarżą się na nich także inni lokatorzy. – Zwracają im uwagę, ale nic to nie daje. Gdy ktoś zadzwonił na straż miejską, usłyszał, że teraz funkcjonariuszom doszło mnóstwo obowiązków związanych z pandemią i nie mają czasu na takie interwencje – dodaje Dagmara.
Grillowanie i wdychanie
Lista balkonowych uciążliwości jest bardzo długa. Czołowe miejsce zajmuje na niej palenie papierosów. – Moja sąsiadka z dołu niemal co kilkanaście minut wychodzi na balkon zapalić. Dym wlatuje do mojego mieszkania, szczególnie w ciepłe dni, gdy okna są otwarte. Mam małego synka, który też musi wdychać te trujące opary. Już kilka razy zwracałam jej uwagę, ale to prosta osoba. Stwierdziła, że jest u siebie i może robić, co jej się podoba – relacjonuje Ilona. – I co ja mogę?
Niewiele. W polskim prawie, nawet w ustawie antynikotynowej, nie ma konkretnych przepisów dotyczących palenia papierosów na balkonie. Dlatego wiele wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych uchwala własne zakazy palenia na balkonach, klatkach schodowych czy w piwnicach. Tyle tylko, że ich egzekwowanie jest bardzo trudne.
Teoretycznie na uciążliwego lokatora można nałożyć karę finansową, a w ostateczności rozpocząć procedurę eksmisji. Jednak w praktyce palacze pozostają zwykle bezkarni. Nie pomoże nam również policja czy straż miejska. Chyba że sąsiad, oprócz trucia dymem tytoniowym, "zakłóca spokój, porządek publiczny lub spoczynek nocny".
Trochę łatwiej walczyć z osobami, które balkon traktują jak miejsce do grillowania, co zdarza się bardzo często, zwłaszcza podczas przymusowego pobytu w domu. Ilona też ma sąsiada, który lubi sobie ugrillować na balkonie kiełbasę albo kaszankę. A Ilona jest weganką. – Już kilka razy się o to kłóciliśmy, ale gość nie daje się przekonać, że jest uciążliwy dla innych. Ostatnio złośliwie przyniósł mi nawet grillowaną kiełbasę, choć wie, że nie jem mięsa. Powiedział, że to dla ocieplenia stosunków międzysąsiedzkich.
Zakaz grillowania na balkonie w polskim prawodawstwie również nie istnieje, pojawia się natomiast wątek zagrożenia pożarowego. Wystarczy bowiem mocniejszy podmuch wiatru, by rozżarzony fragment z paleniska wywołał pożar, który może przemieścić się do wnętrza mieszkania. Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z 7 czerwca 2010 r. za spowodowanie zagrożenia pożarowego grozi mandat do 500 zł, a w skrajnych przypadkach osoba, która "stwarza zagrożenie pożaru wielkich rozmiarów" może trafić nawet do więzienia na 10 lat.
Dzieciaki na balkonie
Życie sąsiadów potrafią też uprzykrzyć zwierzęta i szalejące dzieci. Wiktorii z Puław pandemia będzie już zawsze kojarzyć się z wrzaskami dwójki maluchów mieszkających piętro wyżej. – Zamknęli przedszkole i dzieci siedzą cały dzień w domu, a odkąd zrobiło się ciepło, to wychodzą na balkon. Jeśli jeszcze dodam, że są to wyjątkowo krzykliwe i płaczliwe dzieciaki, to chyba łatwo sobie wyobrazić, co przeżywam – zżyma się. – Kilka razy chciałam posiedzieć na balkonie, poczytać coś przy kawie, ale zwyczajnie się nie da, kiedy nad głową ciągle ktoś ci się wydziera.
Wiktoria pracuje zdalnie i przed komputerem potrzebuje ciszy i spokoju. A przy dwójce hałaśliwych małych sąsiadów jest o to bardzo trudno. – Sytuację poprawia szczelne zamknięcie okien i drzwi balkonowych, tylko dlaczego w gorący i słoneczny dzień mam się pocić w domu? – denerwuje się nasza rozmówczyni, która kilka razy próbowała zwrócić uwagę matce hałaśliwych dzieci. Rozmowy nie przyniosły jednak żadnego skutku.