"Koronaferie", "koronalia", "koronavixa". Młodzież nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji
W czasie kwarantanny młodzież wykazuje się kreatywnością w nazewnictwie imprez. Spotykają się na ulicach, w knajpach, organizują "domówki". A dorośli oburzeni ich postawą, pytają: jak można być tak nieodpowiedzialnym?
Magda pracuje na warszawskim Ursynowie. Zajmuje się sprzedażą ubezpieczeń. Z uwagi na to, że wielu klientów po 50. roku życia nie radzi sobie z zakupem ubezpieczeń online, ich biuro wstrzymało decyzję o pracy zdalnej. Z okna biurowca miała okazję obserwować zachowanie młodzieży.
– Wczoraj około południa grupa młodzieży około 15. roku życia siedziała na murku niedaleko al. KEN. Najpierw rozmawiali, śmiali się. Potem zauważyłam, że liczą pieniądze i rozglądają się za przechodniami. Po 10 minutach zaczepili jakąś panią i wręczyli jej gotówkę. Obok tego miejsca jest sklep, w którego stronę udali się razem z kobietą. Nie wiem, co działo się dalej, ale mogę się domyślić, że kupiła im alkohol lub papierosy – opisuje sytuację.
Magdę zdziwiło to, że wiele osób przechodziło obok nastolatków obojętnie i nikt nie zwrócił im uwagi, że powinni unikać tego typu zgromadzeń. – Ja niestety nie mogłam wtedy wyjść, bo obsługiwałam klienta – dodaje.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Ponadto kobieta zwróciła uwagę również na to, że na platformach sąsiedzkich, które funkcjonują na Facebooku, pojawiają się wpisy o podobnych sytuacjach. – Wiem, że na Wilanowie wczoraj grupa około dziesięciorga dzieci skakała i bawiła się na trampolinach przy jednym z najczęściej uczęszczanych miejsc, a mamy stały obok i plotkowały – wzdycha.
Sama ma niespełna 2-letniego syna i martwi się o jego bezpieczeństwo. Na zmianę z mężem sprawują nad nim opiekę. Unikają skupisk ludzi i placów zabaw. Na spacery wychodzą w pojedynkę. – Na pewno pomogą nam też młode babcie, jeśli czas kwarantanny będzie się wydłużał. Szczerze mówiąc to wszystkiego możemy się spodziewać – zaznacza Magda. Dziwi się rodzicom, którzy pozwalają dzieciom na opuszczanie domów. – Niektórzy twierdzą, że lepiej, żeby spotykali się na dworze ze znajomymi niż chodzili po centrach handlowych, bo w domu nie mają co robić… – mówi.
Monika, która mieszka w Ostrowcu Świętokrzyskim ma podobne spostrzeżenia. Codziennie rozmawia z pracującą w McDonald's przyjaciółką. – Dzieciaki przychodzą, śmieją się i mówią, że mają "koronaferie". Właściciel restauracji już nie wie, co ma robić – wyznaje. Martwi ją to, że wielu mieszkańców nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. – To małe miasteczko, ludzie podchodzą bardzo niepoważnie – podsumowuje. W tej chwili wiemy, że wszystkie restauracje zostaną zamknięte.
Robert Pajaczkowski, który prowadzi agencję dla freelancerów, mieszka w okolicy Placu Zbawiciela w Warszawie. 11 marca zauważył, że młodzież znalazła nowy sposób na dezynfekcję. "W Rossmannie puste półki po mydle. Papieru toaletowego brak. Emeryci wykupili chwilę przed tym jak licealiści opuścili szkoły na czas 'koronaferii'; Właśnie siedzą na Placu Zbawiciela i dezynfekują się prosecco" – zakomunikował na swoim profilu na Facebooku. Robert w rozmowie z WP Kobieta przyznaje, że młodzi wyglądali na licealistów i że wszystkie stoliki na zewnątrz były zajęte. – Popijali prosecco i ogólny fun – mówi.
Lepiej zapobiegać niż leczyć
Wiktoria pochodzi z Nowego Miasta Lubawskiego. Jest w 2. klasie liceum. O odwołanych zajęciach dowiedzieli się, gdy dyrektor placówki poprosił wszystkich uczniów o wyjście na boisko szkolne. Tam przekazano im informacje na temat obecnej sytuacji oraz o zawieszeniu zajęć. – O ile moja klasa zareagowała według mnie bardzo dobrze, to klasy pierwsze niekoniecznie. Kiedy ogłoszono zawieszenie zajęć do 25 marca, zaczęli klaskać, cieszyć się, zupełnie nie zwracając uwagi na powagę sytuacji – wyznaje.
Wiktoria jest w klasie o profilu medycznym i nauk o zdrowiu. Nie wyobraża sobie, że ktoś od niej mógłby zbagatelizować obostrzenia. W końcu część z nich chce w przyszłości zostać lekarzami i świetnie zdają sobie sprawę z tego, że lepiej zapobiegać niż leczyć.
– W tej chwili mamy na tyle rozwiniętą technologię, że nie musimy siedzieć 50 m od siebie, żeby rozmawiać. Możemy porozmawiać zawsze. Jeśli chcemy się zobaczyć, to nic trudnego. Wystarczy, że włączymy kamerkę. Oczywiście nie zastąpi to spotkania w cztery oczy, ale póki co wykorzystanie mediów społecznościowych do komunikacji jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem – podkreśla.
Wiktoria wykorzystuje wolny czas na nadrabianie zaległości. Czyta lektury, powtarza materiał z ostatnich lekcji. Uczniowie jej szkoły są też w nieustannym kontakcie z nauczycielami, którzy podsyłają im materiały do opracowania.
– Oczywiście spędzam ten czas również z rodziną. Na co dzień mieszkam w internacie, dlatego cieszę się, że mogę spędzać teraz z nimi trochę czasu. Wiadomo, że nie siedzę cały dzień przy książkach. Oglądam też seriale, robię wiosenne porządki w szafie – dodaje.
Na koniec Wiktoria podkreśla, że licealiści powinni już patrzeć na niektóre sprawy doroślej.
– Niedługo będziemy pełnoletni. Powinniśmy nauczyć się brać odpowiedzialność nie tylko sami za siebie, ale też za innych. Wielu z nas ma młodsze rodzeństwo. Część ma rodziców już po 50. Po co stwarzać dla nich zagrożenie? Po to, żeby się pobawić? Zdecydowanie lepiej zaczekać. Na spotkania i imprezy zawsze znajdzie się czas – apeluje licealistka.
Podobne podejście ma córka Barbary, która jest w 1. klasie liceum. – Storpedowała pomysł kolegi na organizację imprezy z okazji nieplanowanego wolnego. Najpierw napisała, że to głupie w sytuacji, kiedy zamyka się szkoły, żeby unikać rozprzestrzeniania się wirusa. Później dodała, że teraz trzeba wykazać się odpowiedzialnością społeczną i unikać zgromadzeń. Pokazała mu też wypowiedź Polki mieszkającej we Włoszech. Kolega wycofał się z pomysłu – opowiada dumna mama.
Córka Barbary zrezygnowała ze wszystkich aktywności towarzyskich poza kontaktami internetowymi. Nie zamierza narażać na ryzyko swojej 75-letniej babci czy rodziców. Basię rozpiera duma, że licealistka ma świadomość zagrożenia i robi wszystko, aby chronić siebie i najbliższych.
Sytuacja po ogłoszeniu pierwszej osoby zmarłej z powodu koronawirusa
Zadzwoniłam do restauracji na Placu Zbawiciela, żeby sprawdzić, czy sytuacja zmieniła się od wczoraj, kiedy to ogłoszono, że z powodu koronawirusa zmarła 57-letnia kobieta z Poznania.
– Wczoraj w ogóle nie było ruchu. Mamy pustki. Od 22 wczoraj nie mieliśmy żadnego klienta. Przychodziła do nas wcześniej młodzież, ale teraz już nie – mówi kelnerka pracująca w kawiarni "Karma". Jej wypowiedź potwierdza również dziewczyna pracująca w sąsiadującej francuskiej kawiarni "Charlotte".
– My od wczoraj zauważyliśmy wyraźny spadek. Młode osoby praktycznie do nas nie przychodzą – wyznaje.
Zobacz także: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film.