Blisko ludziKoronawirus nie powstrzymuje przed chęcią przedłużania paznokci i rzęs. Stylistyki swoje, klientki swoje

Koronawirus nie powstrzymuje przed chęcią przedłużania paznokci i rzęs. Stylistyki swoje, klientki swoje

Koronawirus nie powstrzymuje przed chęcią przedłużania paznokci i rzęs. Stylistyki swoje, klientki swoje
Źródło zdjęć: © Istock
01.04.2020 14:04, aktualizacja: 01.04.2020 19:12

Epidemia koronawirusa uderzyła w wiele różnych sektorów, w tym branżę beauty. Choć Magda, Karolina i Marta zawiesiły działalność przed najnowszymi wytycznymi rządu – resort zdrowia zadecydował o całkowitym zamknięciu salonów kosmetycznych – niektóre klientki wciąż przedkładają urodę nad zdrowie.

Magdalena Dudek jest stylistką rzęs. Ma własny salon, w którym pracuje wraz z drugą stylistką. Choć w Polsce branża beauty długo nie miała odgórnego zakazu wykonywania usług w trakcie epidemii koronawirusa, kobieta przyznaje, że już wtedy kosmetyczkom nie było łatwo.

– Większość salonów zamknęła się po ogłoszeniu kwarantanny narodowej, ale to była decyzja wyłącznie ich właścicieli – podkreśla Dudek, która wówczas sama zamknęła swój zakład. Stylistka, którą zatrudniała, poszła na urlop.

Codziennie odbiera telefony od klientek

– Po zamknięciu salonu poinformowałam wszystkie klientki o swojej decyzji. Dzwoniłam, wysyłałam SMS-y i opublikowałam ogłoszenie w mediach społecznościowych. Mimo to praktycznie codziennie odbierałam telefony od osób, które pytały, czy salon jest otwarty – mówi Magdalena. – Moja decyzja była w pełni zrozumiała dla stałych klientek, ale zainteresowane usługami były również obce kobiety, usilnie szukające kogoś, kto mimo kwarantanny przedłuży im rzęsy.

Magdalena podkreśla, że epidemia koronawirusa jest trudną sytuacją dla usługodawców, którzy zostali pozbawieni głównego źródła dochodu. Część koleżanek z branży długo wstrzymywała się z decyzją o zawieszeniu działalności.

– W obecnej sytuacji możemy chodzić do aptek, sklepów, by załatwiać sprawy pierwszej potrzeby. Nie da się jednak ukryć, że rzęsy pierwszą potrzebą nie są. Brak klientów oznacza brak pieniędzy, a przecież za coś trzeba żyć – mówi stylistka rzęs. – Jestem jednak świadoma, że odpowiadam nie tylko za siebie, ale też za rodzinę, klientki, pracownicę. Nie chcę narażać siebie i innych, dlatego nie czekałam na decyzję państwa i sama postanowiłam zamknąć salon – tłumaczy Dudek.

Paniom, które w okresie kwarantanny mają przedłużone rzęsy, a nie mogą ich uzupełnić ani zdjąć, zaleca nakładanie olejku rycynowego na noc lub nakładanie grubszej warstwy na 15 min, a następnie zmywanie go wodą.

– Rzęsy nie odpadną wszystkie od razu, ale po paru dniach. Trzeba oczywiście uważać, aby olejek nie dostał się do oczu, gdyż może je podrażnić – podkreśla.

Ukrywała powrót z Włoch, by umówić się na paznokcie

Karolina, podobnie jak Magdalena, prowadzi własny salon stylizacji paznokci. Gdy tylko usłyszała o epidemii koronawirusa za granicą, postanowiła zastosować w swoim salonie wszelkie środki ostrożności.

– Dbanie o czystość i dezynfekowanie sprzętu to u mnie norma. Mimo wszystko jeszcze przed zamknięciem salonu zaczęłam rozdawać klientkom maseczki, pilnować, aby przed usługą umyły ręce i dokładnie wszystko dezynfekowałam, włączając w to klamki od drzwi. Nie wszystkie klientki rozumiały moją postawę.

Karolina wspomina, że chociaż już po feriach robiło się głośno o trudnej sytuacji we Włoszech, problem bagatelizowano. Zdarzały się przypadki klientek, które próbowały ukryć fakt, że wróciły zza granicy w obawie, że stylistka odmówi im wykonania usług.

– Niektóre panie próbowały mnie okłamywać, twierdząc, że jednak nigdzie nie były, chociaż w mediach społecznościowych publikowały zdjęcia, na których pozowały w Rzymie lub zjeżdżały z górskich stoków we Włoszech. Pamiętam również klientkę, która przyszła do salonu niedługo po powrocie z Francji. Nazwała mnie "idiotką" po tym, jak na drzwiach zobaczyła kartkę z prośbą o dokładnie umycie rąk. Była oburzona, twierdząc, że przecież dba o higienę. Wyśmiała mnie, gdy chciałam, aby założyła maseczkę, ograniczyła rozmowę do minimum i nie korzystała nadmiernie z telefonu podczas zabiegu – wspomina Karolina.

Właścicielka salonu zamknęła lokal jeszcze przed ogłoszeniem stanu epidemii. Niepokoiła ją lekceważąca postawa klientek, nawet po wprowadzaniu przez rząd kolejnych zakazów.

– Wiele osób nie rozumie, że ten wirus bardzo łatwo się przenosi. Uważają, że zakaz wychodzenia z domów dotyczy tylko starszych, nie myślą o rodzicach i dziadkach, z którymi mogą mieć kontakt – zapewnia.

Mimo pojawiających się informacji o kolejnych rządowych obostrzeniach, klientki próbowały dodzwonić się do Karoliny lub zasypywały ją wiadomościami prywatnymi z prośbą, by przyjęła je "na paznokcie". – Martwią się tym, jak będą wyglądać na święta, bo przecież mają taki nieestetyczny odrost. Narzekają, że z "takimi" paznokciami trudno im funkcjonować – opisuje Karolina.

– Dla nas, stylistek paznokci, to bardzo trudny okres pod względem finansowym. Był moment, że rozważałam powrót do pracy i postawienie specjalnej ścianki z plexi, która by mnie odgradzała, zmniejszając ryzyko zachorowania. Na szczęście wielkim wsparciem okazały się stałe klientki, dla których zdrowie jest ważniejsze. Poprosiły, bym spokojnie na nie zaczekała i zapłaciły za kilka wizyt z góry tylko po to, żeby firma przetrwała finansowo. Póki co nie bankrutuję i miło mi ze świadomością, że będę mieć klientki, gdy sytuacja wróci do normy.

Karolina nie zostawia jednak klientek na lodzie i wyjaśnia, jak można zdejmować hybrydę w domowych warunkach, aby w większym stopniu nie uszkodzić paznokcia.

– Najważniejsze, aby nie odrywać, nie podważać i nie zrywać zębami żelu lub lakieru. Myślę, że każda z nas ma w domu jakikolwiek pilnik. Można spiłować kolor, ale zostawiając bazę. Nie ściągamy produktów do gołej płytki, ponieważ łatwo można ją przepiłować i narobić sobie bólu. Teraz jest mnóstwo filmików znanych instruktorek, które pokazują, jak skutecznie usunąć stylizację w domu. Podsyłam je moim klientkom, gdy o to poproszą – podkreśla.

Zaleca zdroworozsądkowe podejście

Marta, również właścicielka salonu kosmetycznego, przyznaje, że wiele innych obiektów tego typu prosperowało jeszcze po zamknięciu placówek oświatowych. Kobieta jest świadoma faktu, że taka postawa może wynikać z trudnej sytuacji finansowej usługodawców.

– Nie zrzucałabym tu winy tylko na dobijające się do nas klientki, bo niestety niektóre kosmetyczki chciały zarobić i same zapraszały je na zabiegi także w okresie kwarantanny – zauważa.

Sama zdała sobie sprawę, że prędzej czy później będzie musiała zamknąć salon. Nie ukrywa jednak, że długo zwlekała z ostateczną decyzją.

– Szkoły zamknięto w środę 11 marca, w czwartek pracowałam ostatni dzień, a później wszystkie klientki zostały odwołane – mówi. – Oczywiście zdarzały się później panie, które prosiły, bym je przyjęła, ale zdecydowana większość pochwała moją decyzję i doskonale zrozumiała sytuację.

Choć niektóre klientki nalegały, by Marta przyjęła je "po cichu w domu", stylistka była nieugięta. Cały czas bacznie monitoruje dynamicznie zmieniającą się sytuację i wychodzi z założenia, że bezpieczeństwo jej i klientek jest znacznie ważniejsze od potrzeby wykonania zabiegu.

Oddały maseczki do szpitali, potem kazano im wrócić do pracy

Podczas wideoczatu, który miał miejsce w czwartek 26 marca, minister rozwoju Jadwiga Emilewicz przyznała, że dostała wiele pytań od kosmetyczek niepewnych swojej sytuacji w okresie epidemii koronawirusa. Wówczas ogłosiła, że salony nie będą zamknięte z mocy rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia.

"Panie kosmetyczki to są te osoby, których do higieny przekonywać na pewno nie trzeba" – mówiła Emilewicz, choć zaznaczyła, że niezbędne jest wprowadzenie do salonów wzmożonych środków związanych z dezynfekcją narzędzi.

Pod fragmentem nagrania z konferencji opublikowanym w mediach społecznościowych pojawiły się setki komentarzy. Pracujące w branży beauty internautki nie były zadowolone z takich wytycznych.

– Wiedziałam, że mogę zamknąć swój salon, ale nie dostanę żadnej pomocy finansowej od państwa. Była akcja wśród nas, osób pracujących w branży beauty, aby oddać swoje maseczki do szpitali. Część z nas tak zrobiła, chcąc wspomóc służbę zdrowia – tłumaczy Magdalena Dudek. Kosmetyczki nie mogły wracać do pracy bez środków higienicznych. Wkrótce pojawiły się nowe ustalenia rządu, a problem z maseczkami czy środkami do dezynfekcji niejako rozwiązał się sam.

Sytuacja zmienia się dynamicznie

We wtorek 31 marca wprowadzono kolejne kroki w walce z koronawirusem, sprzeczne z wypowiedzią minister rozwoju. 1 kwietnia zamknięto plaże, parki, bulwary, zmieniono zasady robienia zakupów w sklepach stacjonarnych i zawieszono działalność salonów fryzjerskich, kosmetycznych oraz salonów tatuażu.

Kosmetyczki, fryzjerzy i masażyści znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji, a propozycje rozwiązań dedykowanych konkretnie branży beauty nie zostały jeszcze przedstawione. ZUS opublikował jednak zasady dotyczące niepłacenia obowiązkowych składek w okresie od marca do maja 2020 roku.

Wiele osób pracujących w branży beauty złożyło lub zamierza złożyć wniosek do ZUS-u z nadzieją, że dzięki temu uda im się zaoszczędzić chociaż część środków. Jedną z tych osób jest właśnie Magdalena Dudek. Z powodu przeciążenia strony internetowej ZUS-u nie udało jej się tego jeszcze zrobić.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (333)
Zobacz także