Koszmarny poród w Gdańsku. Pacjentka szpitala rodziła w niedopuszczalnych warunkach
"Gdy mam odsłoniętą dolną połowę ciała, rozłożone nogi, to jako pacjentce należy mi się zachowanie intymności" – mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" kobieta, która rodziła w towarzystwie przypadkowych osób drukujących dokumenty.
14.02.2019 | aktual.: 14.02.2019 10:39
Gazeta Wyborcza opisuje przypadek pacjentki, która zdecydowała się urodzić swoje pierwsze dziecko w szpitalu św. Wojciecha w Gdańsku. Tuż przed samym porodem kobieta usłyszała w szkole rodzenia, że warto przygotować plan porodu, czyli dokument, w którym przyszła mama może opisać swoje oczekiwania. Kobieta chciała m.in. aby w trakcie jej porodu na sali był tylko lekarz, jej mąż oraz położna. Jak podaje "Gazeta Wyborcza" pacjentka usłyszała w szpitalu, że plan nie jest potrzebny, ponieważ placówka przestrzega wszystkich standardów i oczekiwania kobiety są oczywiste i na pewno zostaną uwzględnione.
Pacjentka spędziła na sali porodowej 5 godzin. Ostatecznie urodziła poprzez cesarskie cięcie. Niestety, okazało się, że z jej planu porodowego nici. W trakcie porodu na sali przebywało bowiem wiele przypadkowych osób. Dlaczego? Ponieważ korzystali oni z ustawionej w sali drukarki.
"Kilka razy osoby wchodziły do sali, by coś wydrukować. Drukowały i rozmawiały. Z położną na tematy zupełnie niezwiązane z jej pracą. Była dyskusja o sprzedaży lub kupnie samochodu. Były żarty i narzekanie, że jakaś inna drukarka nie działa, jak powinna (…) Mąż, by wejść do sali porodowej musiał mieć specjalny strój. Tamte osoby ani nie zakładały nowego obuwia, ani nowego ubrania, nie myły rąk. Wchodziły, drukowały i wychodziły” – mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" pacjentka.
Po wyjściu ze szpitala mąż pacjentki napisał skargę do dyrekcji. Z odpowiedzi placówki wynika, że sytuacja związana z drukowaniem dokumentów była całkowicie niedopuszczalna i nie powinna mieć miejsca. Podobnie zresztą jak rozmowy personelu niezwiązane w żaden sposób z porodem. Okazuje się takżę, że kobieta nie przebywała w tradycyjnej sali porodowej, a w sali cięć cesarskich. Rzeczniczka placówki Katarzyna Brożek poinformowała "Gazetę Wyborczą", że pacjentka wiedziała o tym, że w pomieszczeniu znajdować będzie się sprzęt biurowy. Świeżo upieczona mama odpiera jednak ten argument, twierdząc, że nigdy nie zdecydowałaby się na takie warunki.
Sprawę komentuje Joanna Pietrusiewicz z fundacji "Rodzić po ludzku". W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" zaznacza, że opisywana sytuacja przypomina "Cyrk Monty Pythona".
"Szpital ma prawny obowiązek zagwarantować intymność i godność kobiecie rodzącej (...) Żadna osoba, która nie jest bezpośrednio związana z porodem, nie powinna wchodzić do sali porodowej" – tłumaczy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl