Krecia robota Wendzikowskiej. Polki oburzyły się tym, co zrobiła świeżo upieczona mama
Ania Wendzikowska po sześciu dniach od porodu przyszła do pracy. Dziennikarka pojawiła się przez kilkanaście minut na wizji popularnej śniadaniówki i to wystarczyło, by wywołać burzę w sieci. Słowa krytyki zakrawające na narodowe oburzenie zalały profile społecznościowe Wendzikowskiej.
Pod koniec października dziennikarka pochwaliła się radosną nowiną. Na świat przyszło jej drugie dziecko – Antonina. Internautki rozpływały się w zachwytach nad maleństwem i wstawiały setki komentarzy z gratulacjami: "Wspaniałe maleństwo. Brawo Aniu", "Cudowna córeczka. Gratulacje!".
Sześć dni później Wendzikowska opublikowała na Instagramie zdjęcie ze studia telewizyjnego. Wtedy się zaczęło: „Po pierwszym dziecku nie mogłam mrugać, a co dopiero gdzieś wyjść”, "bolało mnie nawet siedzenie na fotelu", „Jak ja sobie siebie przypomnę od razu po porodzie, to szczerze mówiąc praca była ostatnią rzeczą, o której myślałam. Poprawka: nie myślałam wcale”.
Internautki również zarzuciły dziennikarce, że zaniedbała dziecko, bo w pierwszych dniach po porodzie powinna być nieustannie przy nim. „W połogu do programu? Sama niedawno rodziłam i nie wyobrażam sobie nawet po cc (cesarskie cięcie - przyp. red.) lecieć do pracy. Szykować się, malować, tracić czas na wszystko, zamiast być z dzieckiem”, „Współczuje. Parę dni po porodzie liczy się cisza, spokój i łapanie więzi z dzieckiem. A tu pyk - szpilki i do TV", "Nie wyobrażam sobie, jak można zostawić kilkudniowego noworodka".
Widok wyszykowanej kobiety, która jeszcze kilka dni temu leżała wymęczona na szpitalnym łóżku i rodziła dziecko, nijak nie pasuje do wizerunku Matki Polki. To boli bardziej niż skurcze porodowe. Internautki uznały, że w czasie kilkutygodniowego połogu każda kobieta, niezależnie od tego, jak dobrze by się czuła, lub jak bardzo byłaby zdeterminowana do pracy, nie nadaje się do wyjścia z domu.
"Czułam, jak non stop lała się ze mnie krew"
Ginekolog dr Piotr Raczyński przyznaje, że tuż po urodzeniu dziecka organizm jest wyniszczony i potrzebuje kilkudziesięciu dni, aby móc w pełni się zregenerować. – W tym czasie nie należy się przemęczać ani wykonywać ciężkiej pracy fizycznej – wyjaśnia doktor.
W trakcie sześciotygodniowego połogu kobiecie doskwierają różne dolegliwości. Bóle podbrzusza, zaparcia, dyskomfort podczas poruszania się czy siedzenia, to tylko kropla w morzu krępujących problemów. Doskonale wie o tym Joanna, 35-latka z Gdańska. – Tydzień po urodzeniu teściowie zapowiedzieli się, że przyjdą do nas na obiad. Próbowałam doprowadzić się do porządku, żeby już na starcie nie pokazywać, jak źle się czuję – wspomina kobieta. – Ubierając się, nie mogłam założyć stanika, bo tak potwornie bolały mnie piersi od karmienia synka. W końcu wyciągnęłam z szafy miękką, czarną bluzę i nałożyłam ją na gołe ciało – dopowiada.
Joanna, słysząc o sytuacji z Anią Wendzikowską w roli głównej, dziwi się, jak ona była fizycznie w stanie przyjść do pracy. – Ja, pomimo tego, że poród przebiegł bez komplikacji, przez pierwsze cztery dni nie mogłam ruszyć się z łóżka. Leżałam owinięta w gigantyczne podpaski i czułam, jak non stop lała się ze mnie krew – przyznaje 35-latka. – Pomalowanie się, wyjście i praca były ostatnimi rzeczami, na które miałam ochotę – dodaje.
Praca pracy nierówna
Jednak jest różnica między pracą na taśmie przez 8 godzin, a przesiedzeniem kilku chwil w studiu telewizyjnym. – Z medycznego punktu widzenia pani Wendzikowska nie zrobiła nic, co mogłoby zakłócić prawidłowy przebieg połogu. Jeśli jedynie siedziała przed kamerą, to nie przeciążyła fizycznie organizmu – twierdzi doktor Raczyński. – Poza tym nie jest powiedziane, że tuż po urodzeniu dziecka trzeba przykuć się do łóżka i odsiedzieć tyle, ile wynosi książkowy czas regeneracji – dodaje Raczyński.
Jedne kobiety przechodzą łagodnie ten czas, w związku z tym chcą i mogą zająć się czymś innym niż tylko opieka nad dzieckiem. Dla drugich to trudne dni, w których ciężko jest im nawet dojść do łazienki. – To bardzo indywidualna kwestia, nie można generalizować – zaznacza ginekolog.
Argument dla roszczeniowych szefów
Anna Kalinowska, która pracuje jako położna w jednym z warszawskich szpitali i sama jest matką, twierdzi, że w dużym stopniu rozumie oburzenie internautek. – Pani Wendzikowska jest osobą znaną, dlatego powinna zdawać sobie sprawę, że niektóre jej zachowania mogą mieć przełożenie na postawy społeczne. Pokazując zdjęcie z pracy, kilka dni po porodzie, daje mocny argument pracodawcom, którzy niechętnie podchodzą do urlopów macierzyńskich – opowiada położna.
Zdaniem Kalinowskiej w Polsce mamy chwiejne prawo pracy, dlatego wciąż jest wiele kobiet, które walczą o przyznanie im tego, co teoretycznie jest oczywistością. Każdej matce nowo narodzonego dziecka przysługuje 20 tygodni podstawowego urlopu macierzyńskiego.
Później można go przedłużyć i wtedy często zaczynają się schody. – Znam kobiety, którym szef wprost mówił: albo przyjdziesz do pracy, albo po macierzyńskim nie będziesz mieć do czego wracać – twierdzi położna. – Taki szef zobaczy, że pani Wendzikowska siedzi uśmiechnięta i ochoczo pracuje, więc będzie miał argument w kieszeni: „Zobacz, ona mogła wrócić, to i ty możesz” – podkreśla położna. - To krecia robota – dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl