ModaKrótka historia mody: T-shirty jako manifest poglądów

Krótka historia mody: T‑shirty jako manifest poglądów

Krótka historia mody: T-shirty jako manifest poglądów
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aleksandra Wołejsza

Gładkie, opatrzone buntowniczymi sloganami czy te z komiksowymi grafikami – dziś każdy z nas ma je w szafie i nie bez powodu nazywane są najbardziej demokratycznym elementem stroju. Poznajcie najciekawsze fakty z historii kultowego już T-shirta!

Od gładkich, opatrzonych buntowniczymi sloganami, po te z komiksowymi grafikami – T-shirty w latach 80. stały się dostępne dla wszystkich i na stałe weszły do popkultury. Dziś każdy z nas ma je w swojej szafie i nie bez powodu nazywane są najbardziej demokratycznym elementem stroju. Ich historia to tak naprawdę wspólna historia nas wszystkich. Noszą je zarówno ludzie ze świata polityki, gwiazdy rocka czy studenci. Mogą być komentarzem otaczającej nas rzeczywistości, manifestem naszych poglądów i przynależności do danej grupy społecznej czy elementem autoprezentacji.

Hillary Clinton zasłynęła T-shirtem z napisem „Bill Clinton to facet, który był mężem tej sławnej Hillary", nie rozstaje się z nim jeden z najbogatszych ludzi na świecie Bill Gates, a na ulicach możemy zobaczyć jego rozmaite interpretacje.

Zajrzyjcie do naszej galerii i poznajcie najciekawsze fakty z historii tego kultowego już elementu garderoby!

1 / 8

Zaczęło się od bielizny

Obraz
© Getty Images

Zanim T-shirty zaczęto nosić jako samodzielny strój, funkcjonowały one pod nazwą „union suit”. Obowiązkowo wykończone zapięciem na guziki i w białym kolorze były wówczas traktowane jako element męskiej bielizny.

Ich losy od początku były związane z wojskiem. Koszulki w kształcie litery T nosili europejscy żołnierze w trakcie I wojny światowej. Co ciekawe, produkowane one były przez amerykańską firmę Henes, ale nie przyjęły się one w rodzimym kraju i poniosły – przynajmniej na początku - klęskę w pojedynku z koszulką połączoną z majtkami. Szybko pozazdrościli im ich jednak amerykańscy sprzymierzeńcy, którzy w trakcie II wojny światowej zaadaptowali je do swoich potrzeb.

2 / 8

Tramwaj zwany pożądaniem

Obraz
© Getty Images

Do spopularyzowania T-shirtów, w znanej nam dziś formie, przyczynił się film „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” z 1939 roku. Pojawiły się w nim dzieci ubrane w koszulki, które potraktowano jako idealny strój do zabawy czy wypoczynku.

Do prawdziwego szaleństwa doszło jednak parę lat później za sprawą dwóch ikon i buntowników amerykańskiego kina. Najpierw w obcisłym i pobrudzonym potem T-shircie pojawił się Marlon Brando w filmie „Tramwaj zwany pożądaniem”, a już cztery lata później w 1955 roku dumnie nosił go James Dean w „Buntowniku bez powodu”. W towarzystwie spranych dżinsów, trampek i skórzanej ramoneski na dobre wszedł do garderoby jako samodzielny element stroju. Choć ten zawadiacki i nieco niedbały strój nie spodobał się części społeczeństwa, a nawet został potępiony, młodzi ludzie naśladowali wizerunek swoich idoli. Dzięki temu biała koszulka na dobre wyzwoliła się z swej dotychczasowej bieliźnianej roli.

3 / 8

Potencjał reklamowy

Obraz
© Getty Images

Koszulki z powodzeniem stawały się nośnikiem różnych haseł i manifestem protestu czy poparcia dla danej idei. Jako pierwszy siłę tę dostrzegł i docenił kandydat na prezydenta Thomas Dewey w 1948 roku. Wówczas na T-shircie pojawiło się hasło zachęcające do zagłosowania i coraz więcej firm zaczęło zwracać uwagę na jego marketingowy potencjał.

Koszulki były doskonałą przestrzenią do nadrukowywania napisów związanych z filozofią marki, umieszczania loga, a dodatkowo kojarzyły się one z autentycznością – w końcu nosili je ludzie z własnego wyboru. Jedną z pierwszych marek, która doskonale wykorzystała potencjał tego masowego i taniego medium, był Budweiser. Rozdawał on darmowe T-shirty związane ze swoim produktem, a wiele ludzi zakładało je bezrefleksyjnie i nie zwracało uwagi na znajdujące się na nich hasła. Tak stawali się darmowymi i bardzo skutecznymi billboardami reklamowymi.

4 / 8

Slogan t-shirts

Obraz
© Facebook.com | Ryszard Janowski

O koszulce jako narzędziu do manifestu swych poglądów zrobiło się głośno za sprawą brytyjskiej projektantki Katharine Hamnett. Na spotkanie z Margaret Thatcher w 1984 roku założyła ona wymowny T-shirt z hasłem „58% nie chce pershinga”. Nie był to pierwszy i ostatni raz, gdy w ten sposób wykorzystała T-shirt. Na innych umieściła takie slogany jak „Zakaz broni nuklearnej na świecie – teraz”, „Edukacja nie pociski” czy „Używaj skoncentrowaną energię słoneczną”.

Hamnett dążyła do popularyzowania swojego pomysłu w branży modowej, ta jednak wolała skutecznie go komercjalizować i wypaczać. Jak trafnie komentowała tę sytuację i działania projektantów: „Umieszczali jakieś bezmyślne slogany. A T-shirt dawał szansę na przekazanie wiadomości, którą można odczytać z odległości 35 stóp, w tym tematy objęte tabu. Być może takie T-shirty same w sobie nie zmieniały niczego, ale napisane na nich deklaracje skłaniają innych do myślenia” – czytamy w książce „100 idei, które zmieniły modę uliczną”.

5 / 8

Fenomen „I love NY”

Obraz
© Facebook.com | Ryszard Janowski

W latach 70. T-shirty są już produkowane na masową skalę. Ich rola jest równie różnorodna, jak różne osoby, które po nie sięgają. Mogą być prześmiewcze, buntownicze, a nawet artystyczne. Niektóre z nich symbolizują związek z danym miastem czy stanowią pamiątkę z wyjazdu. Tak jak w przypadku koszulki „I love NY”, która stała się jednym z najczęściej kopiowanych fenomów na skalę światową. Autorem tego prostego i jednocześnie szalenie chwytliwego pomysłu był Milton Glaser w 1976 roku. Wkrótce ze zwykłej taniej pamiątki stał się symbolem ociekającej kiczem popkultury.

W tym też czasie zaczęły pojawiać się pierwsze koszulki fanowskie jak charakterystyczny język z ustami związany z zespołem The Rolling Stones czy armata i ACDC.

„T-shirt równie dobrze nadaje się do manifestowania odrębności, jak i przynależności do wspólnoty – może być znakiem rewolty i konformizmu, indywidualizmu i instynktu stadnego. T-shirt stał się swego rodzaju publiczną twarzą tego, kto go nosi, a czasem jest maską” – napisała amerykańska badaczka kultury Diana Crane.

6 / 8

Wielcy kreatorzy i „Policjanci z Miami”

Obraz
© Getty Images

Były i takie przypadki, gdy koszulki stawały się prawdziwym dziełem sztuki. Mowa o niezwykłych T-shirtach zaprojektowanych przez takich artystów jak Ken Brown czy Jennifer Berman. Wkrótce także wielcy projektanci pochylili się nad tym elementem garderoby. Wśród nich był Giorgio Armani, który stworzył designerskie koszulki na potrzeby kultowego w latach 80. serialu „Miami Vice”. To właśnie tam T-shirty po raz pierwszy zastąpiły koszule pod marynarkami i na dobre wpisały się w kanon mody męskiej. Tym sposobem - niczym jak za dotknięciem magicznej różdżki - garnitur został odformalizowany.

7 / 8

Brandalizm, czyli atak na reklamę

Obraz
© Getty Images

Zamiast znanego i opatrzonego na całym świecie „Enjoy Coca-Cola” pojawiało się „Enjoy Cocaine”, a nazwę „Adidas” zastępowało „Adihash”. Mowa o brandaliźmie czyli działaniach prowadzonych przez artystycznych partyzantów, którzy czynili w ten sposób zamach na największe światowe korporacje. W ten sposób manifestowali oni swoją niezgodę na reklamy czy bojkotowali nielubiane przez siebie przedsiębiorstwa. Jednym z naczelnych przedstawicieli tej działalności jest Rock Klotz, założyciel marki Freshjive, która słynie z manipulowania znanymi hasłami reklamowymi i tworzeniem z nich zupełnie nowych komunikatów. Jak mówił: „Lubię używać grafiki do wyrażenia dezaprobaty, paradoksalnie, wobec komercjalizacji mody.” – czytamy w książce „100 idei, które zmieniło modę uliczną”.

8 / 8

Współczesne protest t-shirty

Obraz
© Facebook.com | Ryszard Janowski

Choć idea T-shirtów jako ubrań protestu systematycznie jest wypaczana i sprowadza się często wyłącznie do celów komercyjnych, wiele marek wciąż ją kultywuje. Najlepszym tego przykładem jest działalność polskich niszowych firm, które wyrosły z mody ulicznej. Wystarczy spojrzeć na Local Heroes założone przez Aretę Szpurę i Karolinę Słotę. Dziewczyny w swej najnowszej kampanii wyraziły solidarność z polskimi dziewczynami, a całą kolekcja miała silny feministyczny wydźwięk. Tym razem flagowe projekty marki w postaci rozmaitych koszulek i kurtek zostały opatrzone wymownym hasłem „pussy power”. I nie jest to tylko pusty frazes, a komentarz do obecnej sytuacji w Polsce.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (1)