Kto naprawdę kupuje pigułkę "dzień po"? Wcale nie nastolatki
Antykoncepcja awaryjna, czyli tzw. pigułka "dzień po" jest dostępna w aptekach od marca 2016 roku. Być może już niedługo, bo minister zdrowia wkrótce przedstawi projekt, który ma uniemożliwić jej sprzedaż. Według niego pigułka szkodzi głównie nastolatkom, które łykają ją za często i nieodpowiedzialnie. Jak pokazują najnowsze badania, to nieprawda.
Od marca 2016 roku sprzedano w Polsce około 180 tys. tabletek EllaOne. Dla wyjaśnienia pigułki te działają ok. 72 godziny po stosunku i mają za zadanie nie dopuścić do zapłodnienia. Nie wywierają wpływu na zagnieżdżony już embrion, nie powodują jego uszkodzenia ani poronienia. To, jak mówi wiele kobiet, "ostatnia deska ratunku" w sytuacji awaryjnej, np. gdy pęknie prezerwatywa.
Minister zdrowia chce jednak uniemożliwić sprzedaż pigułek bez recepty. Jego zdaniem stały się zbyt łatwo dostępne dla najmłodszych dziewcząt, które kupują je w sposób nieodpowiedzialny. Z najnowszych badań przeprowadzonych przez Millward Brown wynika jednak, że nastolatki to najmniej liczna grupa klientek. Dziewczęta w wieku poniżej 18 lat to zaledwie 2 proc. kupujących EllaOne. Największą grupą nabywców pigułki (45 proc.) są osoby w wieku 25-30 lat. Kobiety w wieku 30-35 lat – stanowią ok. 18 proc. klientów.
Badania wykazują, że EllaOne i tak nie jest dostępna masowo - sprzedaje ją niecałe 40 proc. aptek w całym kraju. W dodaktu Polki sięgają po antykoncepcję awaryjną rzadko: w tym roku skorzystało z niej ok. 2,9 proc. kobiet w wieku 15-49 lat. To jeden z najniższych wskaźników w Europie (22 miejsce na 24 badane kraje – w których tzw. penetracja rynku przez lek wynosiła średnio 6,4 proc. wg QuintilesIMS).
Według badań TNS Polska z 2015 r. ponad połowa Polaków jest za swobodnym dostępem do antykoncepcji awaryjnej. EllaOne to środek dopuszczony do sprzedaży na terenie Unii jako lek bez recepty na mocy decyzji Komisji Europejskiej ze stycznia 2015 r. Polski rząd, który dostosował się do tych przepisów w 2016 roku, teraz chce to zmienić.
Informacje o możliwym zakazie sprzedaży EllaOne bez recepty zaniepokoiły same zainteresowane, czyli kobiety:
- Póki jeszcze mogę, wykupię kilka opakowań na wszelki wypadek - mówi Dagmara, 39-letnia matka ośmioletniej Matyldy. Zabezpiecza się z mężem za pomocą prezerwatywy, ale jak mówi, "przypadki chodzą po ludziach".
Podobnego zdania jest Nikola, studentka z Warszawy, która często jeździ na staż do Brukseli:
- Tam "pigułkę po" można kupić bez recepty. Teraz przywiozę zapas dla koleżanek w Warszawie. Już zrobiły u mnie zamówienia.