Lekarze mówili jej, że Bartek nie przeżyje. Teraz jej syn jest wolontariuszem i pomaga innym
Bartek ma 14 lat, a w swoim życiu przeszedł już 15 operacji, niemal po jednej na każdy rok życia. Uratowała go kombinacja: świetni lekarze, sprzęt zakupiony w ramach WOŚP plus wielka miłość i wsparcie rodziny. Teraz Bartek jest wolontariuszem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
13.01.2017 | aktual.: 13.01.2017 12:41
Bartek urodził się z zespołem wad wrodzonych, m.in. ciężką wadą serca, patologią żeber i kręgosłupa. Nic na to nie wskazywało, do momentu porodu wszystko było w porządku. - Lekarze mówili mi, że syn nie przeżyje. Praktycznie cały pierwszy rok życia spędził w szpitalu - opowiada w rozmowie z WP.PL Grażyna Szcześniak, mama chłopca.
Jak rodzina radziła sobie w tej ekstremalnie trudnej sytuacji? - Wspieraliśmy się nawzajem, starszy, 6-letni wówczas syn Mateusz mówił mi: mamo, damy radę. To pomagało. Wtedy uświadomiłam też sobie, jak wielki może być strach. Dopóki Bartek nie skończył pięciu lat, żyliśmy w permanentnym lęku o każdy dzień i każdą noc. Bałam się wyjść, z domu, bałam się nocy, snu – mówi Grażyna Szcześniak.
W 2006 roku Bartek przeszedł skomplikowaną operację serca, która na szczęście się powiodła. Dopiero po niej rodzice odetchnęli z ulgą.
Dziś Bartek chodzi do szkoły, jest energiczny, samodzielny, na nic nie narzeka. Mimo że ma chore serce i jest mniej sprawny od rówieśników, chętnie pomaga innym. W szpitalu zawsze służy pomocą młodszym dzieciom. Piąty rok z rzędu jest wolontariuszem WOŚP i rekordzistą. Ostatnio zebrał najwięcej z całej gminy Resko, gdzie mieszka! Przez cały rok czeka na finał akcji. Jego wielką pasją jest też historia, szczególnie interesuje go II wojna światowa.
W październiku ubiegłego roku poznał Jerzego Owsiaka podczas jego wizyty Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Bartek był zaproszony i wręczył dyplom pomysłodawcy Orkiestry. - Wszyscy się wtedy popłakaliśmy. Bartek czuje ogromną wdzięczność za to, co otrzymał. Pokazujemy mu zdjęcia z dzieciństwa, on pyta nas, kto go leczył, jak bardzo był chory – opowiada jego mama. Co prawda czeka go jeszcze wiele operacji (w listopadzie operacja rozszczepienia złączonego podniebienia), ale rodzice mają świadomość, że najgorsze jest już za nimi.
Takich wzruszających historii jest więcej. Gdy Sara urodziła się w piątym miesiącu ciąży, ważyła 690 gram, a w drugiej dobie 500 gram. - Sara mogła nie przeżyć. Drugiego dnia po porodzie lekarze pytali nas, czy zgadzamy się na podanie morfiny. Na jej małym ciałku wszędzie były igły i rurki – mówi nam Marzenna Kotarska-Puerto, mama dziewczynki.
Od początku leżała w inkubatorze z czerwonym serduszkiem. - Przeżyła dzięki lekarzom i Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, która zakupiła inkubatory – przyznają jej rodzice. Mama Sary i dziewięcioletnia dziś dziewczynka zachęcają do wspierania WOŚP. - Sara jest zdrową i radosną dziewięciolatką. Mówi trzema językami. Dzięki akcji Jerzego Owsiaka i mądrości lekarzy można ratować dzieci. Słyszę, że to państwo powinno zapewnić ten sprzęt, ale nie zawsze się to udaje – mówi. - Jesteśmy wdzięczni lekarzom i Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Sara co roku w styczniu nosi serduszko, a jak podrośnie, zamierza być wolontariuszką – dodaje jej mama.
Przypomnijmy, pierwszy finał WOŚP odbył się w styczniu 1993 roku. Na pacjentów z chorobami serca uzbierano wtedy ponad 2,4 mln złotych. Rok później pieniędzy w puszkach było dwa razy więcej. Z każdym kolejnym finałem sumy rosły. 1998 rok – 12,4 mln złotych, 2000 rok – 25 mln złotych. Po 9 latach kwoty przekraczały już 40 mln złotych. Rok temu udało się zebrać rekordowe 72, 6 mln złotych. W sumie w ramach akcji zebrano ponad 720 mln złotych.
- Trzeba mieć świadomość tego, że kiedy zaczynaliśmy, większość oddziałów praktycznie nie miała nowoczesnego wyposażenia. Ten sprzęt wciąż w wielu miejscach jest w bardzo złym stanie. Można pokusić się o stwierdzenie, że gdyby nie WOŚP, to poziom opieki w polskich szpitalach byłby znacząco niższy. Taka jest nasza rzeczywistość – przyznaje w rozmowie z WP Krzysztof Dobies, rzecznik WOŚP.