GwiazdyLiteratura jest niebezpieczna

Literatura jest niebezpieczna

Z książek i fikcji literackiej przeskakuję do działań w realu – mówi Kazimiera Szczuka. Ale jak każdy człowiek piszący, marzę o tym, że kiedyś stworzę coś takiego, co dotrze do wszystkich: i tych wymagających, i do "mas".

Literatura jest niebezpieczna
Źródło zdjęć: © WP.PL

31.03.2006 20:40

Z książek i fikcji literackiej przeskakuję do działań w realu – mówi Kazimiera Szczuka.

* – Eseista Jose Ortega y Gasset swoją książkę, w której krytykował upadek wysokiej kultury, zatytułował „Bunt mas”. Czy dziś można mówić o buncie elit, które zaczęły romans z kulturą popularną i doprowadziły do całkowitego wymieszania stylów w sztuce i literaturze?*

Kazimiera Szczuka: – To ciekawie postawiony problem. Chociaż w dalszym ciągu istnieją odrębne obiegi kultury, w zasadzie niemające żadnej styczności, jak filharmonia i muzyka dance, artyści garściami czerpią z popkultury, kiczu, tabloidów, przerabiając to wszystko na wyrafinowaną zabawę formą. Takie jest kino Pedra Almodovara, pisarstwo Doroty Masłowskiej czy muzyka Tymona Tymańskiego. Często nawet przetworzenie nie jest konieczne – kiedy oglądamy film Wojtka Smarzowskiego „Wesele”, obcujemy ze współczesnym folklorem polskiej wsi, z czymś bardzo plebejskim, ale muzyka, na przykład nieśmiertelny przebój „Biały miś”, wykonywana jest w tym filmie przez zespół Tymańskiego, związany na co dzień ze sceną niezależną, i sam ten fakt nadaje całości dodatkowy wymiar. Dziś już trudno mówić o „masach” i „elitach”, w końcu wszyscy żyjemy w globalnej wiosce tworzonej przez media, pod presją mechanizmów komercyjnych.

* – Jesteś kobietą bardzo wykształconą. Za pracę magisterską otrzymałaś ogólnopolską nagrodę. Ukończyłaś studia doktoranckie – Szkołę Nauk Społecznych przy IFiS PAN. Biegle władasz językami obcymi. Bardzo dobrze zarabiasz. Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą. Inna na twoim miejscu…*

– Miło mi to słyszeć, ale są to wieści bardzo przesadzone. Wykształcenie dziurawe, po francusku ledwo coś przeczytam ze słownikiem, nagrody akademickie to stare dzieje. Owszem, pracowałam dwa lata w miejscu nietypowym dla takich ludzi jak my. Prowadziłam rozrywkowy teleturniej „Najsłabsze ogniwo” w komercyjnej stacji telewizyjnej TVN i dzięki temu moje zarobki na jakiś czas podskoczyły gwałtownie, ale ta produkcja została już zamknięta. Dzięki przygodzie z „Ogniwem” stałam się znana i… czasami nielubiana, bo występowałam tam jako niemiła pani, która ochrzania i wyśmiewa ludzi za ich niewiedzę, ktoś w rodzaju wrednej nauczycielki. Przy okazji poczytałam na forach internetowych, jaka jestem stara, brzydka i obleśna, więc z tą atrakcyjnością też sprawa względna. Inna na moim miejscu...? Nie mam pojęcia. Pewnie zrobiłaby to samo, to znaczy wzięła dobrą pracę, skoro taka propozycja się zjawiła.

– Książki, które wydałaś, „Kopciuszek, Frankenstein i inne” czy „Milczenie owieczek”, swoimi tytułami przyciągają uwagę, ale to „ciężkie księgi”, lektury trudne – dla najlepszych. Czy chciałabyś, aby te księgi trafiły pod strzechy?

– Szczerze mówiąc, nie liczyłam specjalnie na to. Zdawałam sobie sprawę, pisząc, że robię to raczej dla wąskiego grona, zwłaszcza „Kopciuszek” to książka stricte akademicka. Ale jak każdy człowiek piszący, marzę o tym, że kiedyś stworzę coś takiego, co dotrze do wszystkich: i tych wymagających, i do „mas”. Pewnie zrobię to pod koniec życia, bo na razie chcę nadrobić zaległości akademickie. – Intelektualnie jesteś wychowanką prof. Marii Janion – legendy polskiej humanistyki. Różnica polega na stylu. Kazia Szczuka to chuliganka (oblała piwem redaktora naczelnego „Playboya”), Kazia Szczuka to łobuzica, która wyszła na ulice i inne buntuje (Manify). Zawsze byłaś niepokorna?

– Tak, zawsze. Ale to właśnie profesor Janion podkreśla często, że humanistyka i literatura to bardzo niebezpieczne zajęcia. Pojawiają się dręczące pytania, różne rzeczy nie dają nam spokoju. Pisarze, a zwłaszcza pisarki, często traktowani byli bardzo źle przez otocznie, łącznie z zamykaniem w szpitalach psychiatrycznych przez najbliższą rodzinę i temu podobne. Ja oczywiście nie jestem „poetką przeklętą” ani „galernicą wrażliwości” w stylu Janionowskich „Transgresji”, ale na pewno cechuje mnie silna potrzeba przeskakiwania z książek i fikcji literackiej do działania w realu. To przypadłość feminizmu, łączącego refleksję nad kulturą z zaangażowaniem społecznym. Jeśli chodzi o moje przygody towarzyskie, typu piwo plus Marcin Meller, była to drobna ekstrawagancja, nieporównywalna z wyczynami pisarzy w stylu Marka Hłaski, Ireneusza Iredyńskiego czy, dziś, Sławomira Shuty.

– Sądzi się, że z „Pegaza” zostałaś zwolniona za użycie kilku niecenzuralnych słów w wywiadzie z Manuelą Gretkowską. Inna wersja głosi, że za pocałowanie w rękę ówczesnego szefa TVP 1 Sławomira Zielińskiego... Media komentowały, że to koniec Kazimiery Szczuki a tu – niespodzianeczka – „Wydanie II poprawione”.

– Nie, to zupełnie nie tak. „Pegaz” i tak, jak się wkrótce okazało, był skazany na śmierć, bardzo zresztą niesprawiedliwie, jak sądzi wielu, wielu ludzi. Ja oczywiście też. „Wydanie drugie poprawione”, program literacki, który prowadzę wspólnie z Krzysztofem Kłosińskim, powstaje w TVN 24, a nie, jak „Pegaz”, w TVP. Jesteśmy naprawdę bardzo szczęśliwi, że możemy robić „Wydanie”, zwłaszcza że dostaliśmy nagrodę stowarzyszenia wydawców za najlepszy program o książkach w mediach elektronicznych. To niesamowite, że stację komercyjną, jaką jest TVN, stać na ambitny, stricte misyjny program, a telewizji publicznej nie.

– Z salonów weszłaś do popularnego teleturnieju „Najsłabsze ogniwo” i jesteś częstym gościem wielu innych programów. Czy myślałaś o stworzeniu programu np. na temat literatury popularnej, masowej, żeby zapytać Michała Wiśniewskiego czy Dodę, co czytają do poduszki?

– Nie wiem, niekoniecznie. Byłoby fantastycznie, gdyby udało się zrobić wielki show o tematyce literackiej, ale szczerze mówiąc, nie bardzo to jest prawdopodobne. Literatura nie jest medialna, lubi spokój, długie rozmowy, dziwaków, którzy rozpoznają się nawzajem, ale mało kto ich rozumie. Jasne, że można tu szukać sensacji i wielkich afer, oscarowych adaptacji, klątw fanatyków religijnych i tak dalej. Tylko po co? Ale może coś się uda wymyślić, coś edukacyjnego, zabawnego i zadziornego, coś, co zainteresuje inteligentnych widzów. Może...

Rozmawiała Grażyna Ocipka

Komentarze (0)