Ma 25 lat i zmniejszyła piersi. "Śpię lepiej, czuję się lepiej, wyglądam lepiej, lubię się bardziej..."
– Już w szkole mówili na mnie Pamela – od Pameli Anderson. Różnica polegała na tym, że ona chciała mieć ogromny biust, a ja nie – mówi Magda, która w wieku 25 lat poddała się mammoplastyce, zabiegowi zmniejszającemu piersi. Wcześniej, przy wzroście 165 cm, nosiła rozmiar 75J.
01.03.2020 | aktual.: 01.03.2020 13:30
– Tak naprawdę odkąd pamiętam, musiałam wysłuchiwać przykrych komentarzy na swój temat. Poza Pamelą były jeszcze inne przymioty, typu "cyc", "dojce", "wymiona" i wiele, wiele innych – zwierza się Magdalena, która już w gimnazjum sięgała po biustonosze o nieproporcjonalnym do całej sylwetki rozmiarze J. – W pracy też traktowano mnie mniej poważnie, oceniając przez pryzmat biustu, bo "co taka 'cycatka' może umieć?" A gwizdy niektórych panów do dziś słyszę w głowie – wspomina.
"Ale wielkie dojce!"
- Na trzy tygodnie przed operacją, wracałam z chłopakiem z zakupów. Na klatce schodowej spotkaliśmy dwóch chłopców, którzy nie mieli więcej niż 10 lat. Patrzyli się na mnie, jakby zobaczyli UFO. Kiedy ich minęliśmy, jeden z nich powiedział do drugiego: "Widziałeś, jakie miała ogromne cyce? Ale wielkie dojce!" –opowiada. To jednak nie przykre komentarze i kpiący wzrok nieznajomych sprawiły, że podjęła decyzję o poddaniu się redukcji piersi, a kwestie zdrowotne.
– Mam to szczęście, że z charakteru jestem twardą babką i nie brałam sobie tych przykrych komentarzy do serca. Znacznie bardziej doskwierał mi ból fizyczny – wyjaśnia. Pierwsze problemy zdrowotne pojawiły się u niej bowiem już w wieku 16 lat. To właśnie wtedy zaczęła odczuwać silny ból kręgosłupa, który z czasem tylko narastał, by w wieku 25 lat towarzyszyć jej niemal bez ustanku, znacząco wpływając na jakość życia. – Odczuwałam ból przez cały dzień, już od wstania z łóżka. Nie potrafiłam umyć naczyń czy wyprasować ubrań bez zrobienia sobie chociaż jednej przerwy, a w pracy kładłam się na plecach na twardej podłodze i leżałam tak przez kilka minut.
Wyczerpana ciągłym bólem szukała pomocy u wielu specjalistów - bezskutecznie. Ćwiczenia, rehabilitacje i masaże nie przynosiły ulgi, a Magda z każdym dniem coraz bardziej bała się o swoją przyszłość. Jako posiadaczka obfitego biustu, była narażona nie tylko na zwyrodnienia kręgosłupa, ale też osłabienie mostka czy większe ryzyko zachorowania na nowotwór. Niestety, brak zrozumienia spotkał ją także ze strony lekarzy.
– Jeden z ortopedów, któremu skarżyłam się na potworne bóle kręgosłupa, powiedział, żebym zaczęła chodzić na basen. Kiedy powiedziałam mu, że ta opcja odpada, bo nie mogę znaleźć stroju kąpielowego, który odpowiednio utrzymałby moje piersi, usłyszałam, że powinnam go sobie uszyć sama. Byłam bezsilna – wyznaje Magda.
Problem z doborem ubrań też nie był bez znaczenia dla jej decyzji. Jak wspomina, dobranie odpowiedniej bielizny było dla niej nie lada wyzwaniem. – Kupienie biustonosza w rozmiarze 65J jest naprawdę problematyczne. Żadna z sieciówek nie oferuje staników w takich rozmiarach, więc kiedy już coś udało mi się znaleźć, cena zwalała z nóg.
Kompleksy szły w parze z problemami zdrowotnymi
I chociaż starała nie przejmować się komentarzami nieznajomych, nieproporcjonalne do całej sylwetki piersi były przedmiotem wielu jej kompleksów. – Kompleksy naturalnie szły w parze z problemami zdrowotnymi. Podczas kąpieli nigdy nie patrzyłam na swoje odbicie w lustrze – przyznaje. – Rozstępy, zaburzone proporcje, problem z ubraniami, które z jednej strony były za duże, a z drugiej ledwie opinały moje piersi… To wszystko, poza bólem fizycznym, także miało wpływ na moją decyzję.
W lecie, by zakryć się przed wzrokiem wścibskich, ukrywała się pod warstwami ubrań, nawet kiedy temperatura sięgała 35 stopni Celsjusza. – Oczywiście, jako kobieta chciałam wyglądać atrakcyjnie, a gigantyczne piersi karykaturalnie zaburzały moje proporcje i znacznie utrudniały dobór ubrań, które musiały nie tylko zmieścić moje piersi, co już było wyzwaniem, ale także je "schować".
Pierwsze myśli o operacji pojawiły się w głowie Magdy już w wieku 17 lat. – Przez lata sukcesywnie odkładałam pieniądze na zabieg, ale wciąż nie czułam się na siłach, by podjąć ostateczną decyzję. Dopiero w połowie 2019 roku poczułam, że ten moment nadszedł i nareszcie jestem gotowa, zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznym. Mimo że Narodowy Fundusz Zdrowia w uzasadnionych przypadkach oferuje bezpłatną redukcję piersi, cały proceder jest skomplikowany i wiąże się z długim czasem oczekiwania, dlatego Magda zdecydowała się na operację w prywatnej klinice. – Nie chciałam już dłużej z tym zwlekać i wciąż tego analizować. Zależało mi też na konkretnym specjaliście – argumentuje swoją decyzję.
Podczas konsultacji w klinice, lekarz krok po kroku wytłumaczył Magdzie, na czym polega zabieg i z czym się on wiąże – jakie są jego możliwe powikłania i zagrożenia. Po rozmowie ze specjalistą zdecydowała się na zalecaną w jej przypadku opcję zmniejszenia piersi z przeszczepem brodawki. Z tego powodu nie może karmić piersią i być może nigdy nie odzyska w nich czucia, jak jednak podkreśla, doskonale zdawała sobie sprawę z konsekwencji zabiegu.
– W dzień operacji towarzyszyło mi wiele skrajnych emocji – od radości i ekscytacji, aż po strach i zniecierpliwienie – wspomina. – Kiedy jednak już znalazłam się na stole, pozostała tylko radość, że moja męczarnia nareszcie się skończy. Zawdzięczam to wspaniałemu zespołowi, który zadbał o atmosferę na sali. Czułam, że to odpowiednie osoby i w pełni im ufałam.
Operacja - z rozmiaru J na D
Operacja Magdaleny, podczas której odjęto jej po 2,5 kg z każdej piersi, trwała aż 4 i pół godziny. – Podczas operacji okazało się, że skóra na moich piersiach była w fatalnym stanie i istniało ryzyko, że rany będą się źle goić. Z tego względu zamiast do miseczki E, jak początkowo zakładaliśmy, moje piersi zmniejszono do rozmiaru D.
Po operacji, pomimo bólu, czuła już tylko ulgę. – Zniknęło aż 5 kg zbędnego balastu, który przez lata był powodem wielu moich męczarni. Byłam w naprawdę świetnym humorze i cały czas żartowałam z rodzicami – wspomina. Z kliniki wypisano ją już na następny dzień. – Przez pierwsze dwa tygodnie po operacji musiałam na siebie bardzo uważać. Ból może nie był zabójczy, ale mocno mnie ograniczał. Nie mogłam podnosić rąk, więc musiałam zapomnieć o myciu włosów, a ubieranie się czy branie prysznica było naprawdę uciążliwe – wspomina. Zaznacza jednak, że efekt wart był poświęceń.
Śpię lepiej, czuję się lepiej, wyglądam lepiej, lubię się bardziej...
Po miesiącu od mammoplastyki wróciła do pracy, a po dwóch na siłownię. Dziś, po 3 miesiącach, czuje się fantastycznie i w pełni korzysta z nowego życia. – Śpię lepiej, czuję się lepiej, wyglądam lepiej, lubię się bardziej, jestem weselsza, zdecydowanie pewniejsza siebie i po prostu szczęśliwa. Blizny w ogóle mi nie przeszkadzają, byłam zresztą na nie przygotowana. Czymże one są w porównaniu z ogromną ulgą i zmianą komfortu życia, jakie daje redukcja piersi! A wkroczenie do świata ślicznych, kolorowych, kobiecych biustonoszy jest wisienką na torcie.
Podkreśla jednak, że do decyzji o poddaniu się mammpolastyce dojrzewała przez lata. – To poważna operacja i trzeba brać pod uwagę wszystkie za i przeciw. Każda kobieta powinna to zrobić dla samej siebie, nie dla kogoś innego czy pod naciskiem otoczenia.
Jak tłumaczy dr n. med. Daria Charytonowicz, specjalista chirurgii plastycznej z Kliniki Dr Szczyt, decyzja Magdaleny o poddaniu się operacji była jak najbardziej zasadna. – Redukcja piersi to operacja wykonywana zarówno ze względów estetycznych, jak i leczniczych. Przerost piersi uniemożliwia normalne funkcjonowanie – pacjentki skarżą się na problemy z kręgosłupem, mają odparzenia pod piersiami, nie są w stanie pójść na fitness czy jogging. W takich przypadkach wiek nie ma znaczenia. Pacjentka odzyskuje natomiast możliwość normalnego funkcjonowania i pewność siebie.
W przypadku Magdaleny wszystko potoczyło się błyskawicznie – operację przeprowadzono już na 4 miesiące po pierwszej konsultacji. Jak zaznacza, proponowano jej jednak znacznie wcześniejszy termin – już 2 miesiące od pierwszego spotkania. To jednak opcja dla osób, które mogą sobie pozwolić na taki wydatek. Koszt operacji w prywatnej klinice waha się bowiem od okołu 7 do 25 tys. złotych.
Inaczej wygląda to w przypadku operacji w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. O bezpłatne operacje mogą ubiegać się wszystkie kobiety, którym duży biust przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu lub negatywnie wpływa na ich zdrowie i uzyskają one skierowanie na zabieg od neurologa, ortopedy, onkologa lub psychiatry. Po spełnieniu wszystkich wymogów i związanych z nimi procedur NFZ ustala termin operacji – czas oczekiwania jest jednak znacznie dłuższy niż w przypadku operacji w prywatnej klinice i może wynieść nawet kilka lat.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl