Macierewicz protekcjonalnie potraktował dziennikarkę. Dobrotliwy seksizm to w polskiej polityce chleb powszedni [OPINIA]
- To pani się kłóci, kochanie! Tymi słowami zwrócił się Antoni Macierewicz do dziennikarki Justyny Dobrosz-Oracz, która zapytała go o domniemany konflikt z Mateuszem Morawieckim. Lekceważący stosunek podkreślił protekcjonalnym tonem i znaczącym gestem – jakby odganiał głośno bzyczącą muchę. Czy w taki sam sposób polityk potraktowałby mężczyznę? Liczne przykłady męsplikacji i dobrotliwego seksizmu z polskiego (i nie tylko) podwórka każą myśleć, że płeć ma tutaj niestety kluczowe znaczenie.
09.02.2022 | aktual.: 11.02.2022 09:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Justyna Dobrosz-Oracz miała prawo pytać o relacje Morawieckiego i Macierewicza. Co więcej, gdyby były minister MON potraktował jej pytanie poważne, miałby szansę uciąć spekulacje i, nierzadko niepozbawione humoru, insynuacje dotyczące tego, co wydarzyło się w poniedziałek na Cmentarzu Wojskowym w Warszawie. Nagranie, na którym widzimy premiera doskakującego z groźną miną do starszego kolegi, stało się bowiem viralem i pożywką dla polityków opozycji, komentatorów i twórców memów.
Niestety, doświadczony polityk jakim bez wątpienia jest Macierewicz, zamiast szczerości wybrał doskonale znaną strategię odbierania kobietom powagi, deprecjonowania ich zdania, ignorowania, "usadzania" i pokazywania, że to mężczyzna decyduje, czy zamierza udzielić odpowiedzi, wejść w dialog, usłyszeć jej słowa.
Chociaż aktywistek protestujących przeciwko wtłaczaniu od najmłodszych lat cech i zachowań przyporządkowanych stereotypowo danej płci jest coraz więcej (wspomnieć warto chociażby Magdę Korczyńską i jej projekt edukacyjny "Jak wychowywać dziewczynki"), lata przyzwyczajeń robią swoje. Nawet jeśli współczesnym dziewczynkom pozwala się na inną ekspresję i uczy je, że płeć niczego nie determinuje, pokolenie współczesnych, aktywnych zawodowo, 30, 40, 50-latek dorastało w przekonaniu, że płeć zobowiązuje je do bycia grzecznymi, pilnymi, cichymi.
Kara za odwagę
Gdy któraś z nich, często po latach studiów i zawodowych doświadczeń, ośmiela się jednak zadać pytanie, szczególnie problematyczne, wielu mężczyzn natychmiast wczytuje protokół obrony pełen strategii umniejszania i wspomnianego usadzania, będący karą za transgresję, wyście z roli potulnej i uśmiechniętej. Tak zachował się Antoni Macierewicz, tak zachował się również jego partyjny kolega Ryszard Terlecki, który w listopadzie 2021 roku kobietę negatywnie oceniającą politykę Prawa i Sprawiedliwości nazwał kretynką.
Odzywki te (celowo używam podwórkowej nomenklatury) ufundowane są nie tylko na różnicach w wychowaniu chłopców i dziewczynek oraz politycznej bucie, ale latach mitologizowania szkodliwych stereotypów. W wypowiedziach Macierewicza i Terleckiego pobrzmiewa przecież mocno ton, który doskonale znamy z amerykańskich filmów czy seriali (chociażby "Mad Men"), których akcja dzieje się w latach 50. czy 60. Protagonista – najczęściej zapracowany biznesmen – wraca zmęczony do domu, wymagając od znużonej żony błyskawicznego podania zupy. Gdy natomiast ta zaczyna zgłaszać jakieś pretensje lub zadawać zbyt dużo pytań, zbywa ją pełnym irytacji i zniecierpliwienia zdaniem w stylu "kochanie, to nie są sprawy dla kobiet".
Krzywdę robimy sobie oczywiście także my same, jak w masło wchodząc w schematy, które przygotował dla nas świat. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego podczas spotkań towarzyskich kobiety błyskawicznie grupują się w kuchni, by, krzątając się wokół jedzenia, rozmawiać o "babskich sprawach", tymczasem mężczyźni w innym pomieszczeniu debatują o polityce, ekonomii, bo przecież nie dzieciach i uczuciach. Zastanówmy się, ile kobiet prowadzi debaty z politykami, zadaje trudne pytania, dociska, chwali się swoją erudycją?
Męskie, kobiece i strategie "usadzania"
Silne podziały na stereotypowo męskie i kobiece są bronią obosieczną ułatwiającą męsplikację, czyli przekonanie o wyższości sądów wygłaszanych przez mężczyzn. Nierzadko podlane zresztą sosem z seksizmu – kolejnej strategii "usadzania".
O tym, jak wysoki koszt emocjonalny ponoszą kobiety, które decydują się przemilczeć przytyk, a na seksistowski komentarz odpowiedzieć wymuszonym uśmiechem pisze w swojej książce "Czuła przewodniczka" Natalia de Barbaro.
Pod takim właśnie uśmiechem skryła swoje prawdziwe emocje Caitríona Perry – waszyngtońska korespondentka irlandzkiej stacji RTE, gdy Donald Trump poprosił ją, by podeszła do jego biurka. W tym samym czasie prowadził rozmowę z Michaelem D. Higginsem, prezydentem Irlandii, do którego zażartował, patrząc w oczy dziennikarce i mówiąc: "Ma miły uśmiech na twarzy, więc założę się, że dobrze cię traktuje". Oczywiście rozbawił wszystkich zgromadzonych i zawstydził Perry, dokonując oceny wyłącznie na podstawie jej wyglądu.
Podobne przykłady można mnożyć - Annalena Baerbock – niemiecka minister spraw zagranicznych podczas wizyty na Ukrainie została określona przez dziennikarza Christopha von Marschalla "młodą damą, która pełni funkcję ministra spraw zagranicznych i nie czuje się z tym dobrze".
Z kolei na rodzimym podwórku ofiarą dobrotliwego seksizmu (jak sama go zdefiniowała) padła posłanka lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. W programie publicystycznym "Tak jest" usłyszała od Lecha Jaworskiego, polityka Porozumienia: "bardzo ubolewam, że nie mogę, wypowiadając się, patrzeć na panią poseł, bo zawsze robię to z przyjemnością".
Choć obie z prowadzącą Małgorzatą Łaszcz zareagowały natychmiast, mężczyzna był niestrudzony. "Ma pani ładny uśmiech, niech się pani śmieje" – dodał. Tym samym skutecznie odciągnął uwagę od merytorycznej wartości dyskusji i argumentów swojej interlokutorki. Upupił ją, usadził, wypełnił swoją rolę jako mężczyzna, który przecież "z babami nie będzie gadał na poważnie".
Komentowanie wyglądu dotyczy głównie kobiet
- Komentowanie wyglądu kobiet, polityczek jest szowinistyczne – pisała na swoim Twitterze Katarzyna Lubnauer w odpowiedzi na post, w którym Tomasz Stanisławski zestawił ze sobą dwa zdjęcia Beaty Mazurek: jedno z plakatu wyborczego: w makijażu i po retuszu, drugie bez ingerencji grafika. - I nie ma tu nic do rzeczy przynależność partyjna. Każdy ma złe i dobre zdjęcia. Lepiej komentować działaniami poglądy – dodała polityczka, której nie sposób nie przyznać racji.
W tym kontekście warto spytać jednak, ile razy media oceniały ubrania Beaty Szydło, przyglądając się uważnie wybieranym przez nią broszkom? Ile razy pisano z nutką ironii o roboczych mundurkach Angeli Merkel lub fryzurze Krystyny Pawłowicz? Z pewnością każdy z nas przypomina sobie takie sytuacje, których próżno szukać w przypadku polityków, będących przecież często – powiedzmy sobie szczerze – na bakier z kanonicznymi zasadami mody męskiej.
Cóż, chociaż od wypowiedzi Leszka Millera o "brzydkich kobietach, które odstraszają wyborców" minęło już ponad 10 lat, niewiele się na arenie politycznej zmieniło. Co więcej, wiele wskazuje na to, że parytety, świetne wykształcenie i przygotowanie kobiet do obejmowania eksponowanych stanowisk, a nawet próby sprzeciwu na niewiele się tutaj zdają.
Chyba że na próby dyskredytacji, takie jak w wykonaniu Macierewicza, Terleckiego czy Jaworskiego, spojrzymy właśnie jak na ostatnie podrygi, kompulsywne próby obrony dyktowane strachem, że ich czas – mężczyzn, którzy mogą pozwalać sobie na wszystko – bezpowrotnie przeminął. Chciałabym myśleć, że tak właśnie jest. Proces ten przyspieszymy natomiast tylko wtedy, gdy podczas każdej próby zbycia, lekceważenia, oceny wyglądu będziemy głośno protestować. I do tego gorąco zachęcam.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl