Blisko ludziMało brakowało, a by mnie zgwałcił. Uratowały mnie przyjaciółki. Tak działa pigułka gwałtu

Mało brakowało, a by mnie zgwałcił. Uratowały mnie przyjaciółki. Tak działa pigułka gwałtu

Mało brakowało, a by mnie zgwałcił. Uratowały mnie przyjaciółki. Tak działa pigułka gwałtu
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Helena Łygas
13.04.2018 16:53, aktualizacja: 13.04.2018 18:59

Był przystojny, miły, postawił drinka. Reszty wieczoru nie zapamiętasz. Nie da się powiedzieć "stop" pigułce gwałtu. Zmienia cię w uległą, nieprzytomną ofiarę. Kiedy dochodzisz do siebie, jest często za późno, żeby znaleźć dowody przemocy.

Taka właśnie jest historia Marleny. Skończyła się dobrze, ale od samego słuchania robi się słabo. Coś takiego mogło przytrafić się każdej dziewczynie, której zdarzyło się pójść do klubu, czy nawet na zwykłe piwo z przyjaciółkami. Trzy lata temu 28-latka postanowiła opijać z koleżankami zakończenie studiów. We cztery udały się do jednego z poznańskich klubów. W lokalu odbywał się wieczór kawalerski. Marleną zainteresował się jeden z mężczyzn biorących w nim udział. Kiedy koleżanki szalały na parkiecie, ona rozmawiała z nim przy stoliku. Było jeszcze wcześnie, nie wypiła jeszcze pierwszego piwa. I to właściwie ostatnie, co zapamiętała z tego wieczoru. Resztę odtworzyła z opowieści znajomych i historii połączeń w telefonie.

Dziewczyny postanowiły wrócić do stolika, zajrzały też do Marleny. Była zajęta rozmową, ale wydawała się odrobinę nieobecna. Na pytanie, czy chce usiąść z nimi, zaprzeczała niemrawo. Koleżanki pomyślały, że może chce je spławić, chociaż takie zachowanie im do niej nie pasowało. Wróciły na parkiet, gdzie była reszta towarzystwa z wieczoru kawalerskiego. Kilkanaście minut później z luźnej rozmowy wynikło, że facet, który siedzi z Marleną jest przyszłym panem młodym. Jedna z koleżanek poszła odciągnąć Marlenę na chwilę od stolika i podzielić się odkryciem.

Poszły razem do łazienki. Marlena zataczała się, miała przeszklone oczy, każde zdanie trzeba było powtarzać jej po kilka razy, żeby zrozumiała jego sens. Od przyjścia do klubu nie minęło więcej niż półtorej godziny. Mimo to nie chciała iść do domu. Pod łazienką czekał pan młody. Od razu objął ja i zaprowadził do stolika. Dziewczyny nie chciały robić zadymy. Przyniosły Marlenie wodę i powiedziały facetowi, że za godzinę wychodzą, bo mają inne plany. Wróciły na parkiet. Kiedy niecałe 40 minut później zbierały się do wyjścia, po Marlenie nie było śladu. Zaczęły do niej dzwonić, raz za razem.

Po 10 połączeniu odebrał pan młody. Powiedział, że jadą do niego i że wszystko okej, kiedy zażądały, żeby dał telefon dziewczynie, rozłączył się. Wiedziały, że coś jest nie tak. Dzwoniły dalej, a o całym zajściu poinformowały obsługę klubu. Pomógł im chłopak z ochrony. Zadzwonił do Marleny z innego numeru, a kiedy mężczyzna odebrał zaczął straszyć go policją i nagraniami z monitoringu. Facet wystraszył się na tyle, że wysadził dziewczynę z taksówki. Była na drugim końcu miasta, odebrała i powiedziała koleżankom przy jakiej ulicy się znajduje, nie była w stanie sama zamówić sobie taksówki. Następnego dnia w kieszeni kurtki znalazła 300 zł. Nie wie, co miały oznaczać pieniądze.

- Wiem to wszystko, od dziewczyn, obudziłam się następnego dnia rano, miałam przekrwione oczy, pękał mi łeb, było mi słabo. Moje koleżanki złożyły zeznania na policji i usłyszały od funkcjonariuszy, że podobnych do naszych zgłoszeń w weekendy mają mnóstwo. Jedynym sposobem na złapanie sprawcy jest zrobienie następnego dnia badania moczu, w nadziei, że substancja będzie wykrywalna. Potem możemy tylko liczyć, że właściciele lokalu nie będą robili problemu z udostępnieniem nagrań z monitoringu i że moment wrzucenia substancji do szklanki się nagrał. Jeśli wszystko się uda, policja może zacząć szukać sprawcy – opowiada Marlena.
Kobiety rzadko decydują się podjąć takie kroki. Z jednej strony to mnóstwo zachodu, a efekt poszukiwań jest niepewny. Do tego nic nie pamiętają i często czują się winna, że nie były ostrożniejsze albo w ogóle, że zaczęły rozmawiać z obcym mężczyzną.

Marlena na policje nie poszła. Rano czuła się źle, była przytłoczona całą tą historią, do tego wieczorem miała randkę z chłopakiem, z którym umawiała się od kilku tygodni, nie chciała pakować się w takie historie. Od tamtej pory niemal przestała imprezować, a jeśli już wychodzi ze znajomymi pije tylko fabrycznie zamknięte piwo.

Pigułka gwałtu w chemii znana jest pod nazwą GHB (kwas gamma-hydroksymasłow) . To bezbarwna, bezzapachowa substancja bez wyraźnego smaku, świetnie rozpuszczająca się w płynach i nie zmienia ich koloru. Występuje w organizmie jako neuroprzekaźnik, ale w nadmiarze powoduje kilkugodzinną amnezję. Jej dodatkowym działaniem może być silne pobudzenie seksualne, oderwane od wyższych uczuć, potrzeb czy nawet od oceny sytuacji. Dlatego tak łatwo nakłonić osobę będącą pod wpływem tego środka do zbliżenia seksualnego.

Problem ze zgłaszaniem podejrzeń co do tego, że ktoś podał nam bez naszej wiedzy pigułkę gwałtu, polega na tym, że jest ją niezwykle trudno wykryć. Jako substancja występująca naturalnie w organizmie, jest bardzo szybko przyswajana i metabolizowana. Może być niewykrywalna już po 4 godzinach od zażycia i niemal nie zdarza się, żeby udało się ją wykryć, jeśli od podania upłynęło więcej niż 12 godzin.

Zanim wykorzystana pod wpływem GHB osoba zrozumie, co właściwie się stało, jest już za późno na zebranie dowodów. GHB może być też niebezpieczny dla zdrowia, jeśli zostanie podany osobie bardzo pijanej lub przyjmującej depresanty (leki przeciwlękowe, nasenne, tabletki uspokajające). W najgorszym przypadku może to doprowadzić do zatrzymania akcji oddechowej.

Wbrew pozorom pigułki gwałtu lądują nie tylko w szklankach kobiet. Pod wpływem działania GHB ma się wyłączony trzeźwy osąd sytuacji i jest się podatnym na sugestie, więc to idealny środek, żeby kogoś okraść nie stosując przemocy. Ofiary często same powierzają oprawcom karty wraz z numerami PIN.

Zła wiadomość jest taka, że jeśli już napiliśmy się drinka zawierającego substancję nie bardzo możemy cokolwiek zrobić. Są jednak środki prewencyjne. Przede wszystkim nie należy wyprawiać się samotnie lub w bardzo słabo znanym towarzystwie do klubów. Jeśli już mamy humor na bawienie się w ćmę barową w pojedynkę powinniśmy strzec swojego napoju, jak oka w głowie. Na stronach aptek internetowych można znaleźć testery przy pomocy których można sprawdzić czy nikt nam niczego nie dosypał. Nie jest to może równie wygodne, co opatentowany kilka miesięcy temu w Stanach lakier do paznokci zmieniający kolor pod wpływem GHB, ale zawsze to jakieś rozwiązanie.

Idziesz do łazienki, a szklankę zostawiasz na stole? Po powrocie lepiej z niej już nie pić, zwłaszcza, jeśli jesteś kobietą. W sytuacji, w której miły nieznajomy postanawiam postawić ci drinka, lepiej obserwować jak jest robiony i brać go bezpośrednio od barmana. Brzmi paranoicznie? Witajcie w XXI wieku.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (45)
Zobacz także