Blisko ludziMam homoseksualne dziecko. Spójrz mi w oczy i powiedz, że jest "chorym zboczeńcem"

Mam homoseksualne dziecko. Spójrz mi w oczy i powiedz, że jest "chorym zboczeńcem"

Marsz Równości w Gdańsku. Telewizja Trwam tego dnia relacjonowała: "W Gdańsku odbył się skandaliczny i obsceniczny festyn, w samo południe z kolei odbyła się Manifestacja Normalności". Manifestanci normalności rozwiesili plakaty. "Zakaz pedałowania". "Budyń do więzienia". Pedały, zboczeńcy, dewianci...

Mam homoseksualne dziecko. Spójrz mi w oczy i powiedz, że jest "chorym zboczeńcem"
Źródło zdjęć: © iStock.com
Magdalena Drozdek

03.08.2017 | aktual.: 03.08.2017 13:01

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Bardzo chciałabym, żeby te osoby poznały moje dziecko - mówi mi Bożena. Szła wtedy w marszu równości nie pierwszy raz. Wspiera syna. Osobę homoseksualną, nie zboczeńca. - Ci, którzy tak głośno krzyczą o dewiacji, być może nigdy nie poznali osoby homoseksualnej. Nie dopuszczają do siebie wiadomości, że może tak właśnie żyje sąsiad za ścianą, a może nawet ktoś bliski, może ksiądz, u którego się spowiadają. Poznaj moje dziecko, a potem je oskarżaj.

Mój kochany

Coming out Michała był dziełem przypadku. Nie planował, że zwierzy się Bożenie. To było kilka lat temu. Zobaczyli się akurat tuż po spotkaniu Michała z chłopakiem, w którym się zakochał. Błyszczały mu oczy, poliki miał rozpalone. Wiedziała, że coś musiało się stać. Tak tylko zapytała syna, czy coś się wydarzyło.

- Zakochałeś się? - rzuciła.

- Nie, mamo, skąd - odpowiedział od niechcenia.

Rozmowa potoczyła się w innym kierunku. Potem do tego wrócili.

- No dobra mamo, skoro zapytałaś.... On ma na imię.... - powiedział.

Michał miał wtedy 15 lat. To było dla niego tak emocjonujące, że znalazł w sobie odwagę, by opowiedzieć o tym mamie.

- A jak pani na to zareagowała? - pytam.

- Szok. Jechaliśmy wtedy razem na koncert. Ja prowadziłam auto. Chcąc nie chcąc musiałam nad sobą zapanować. W pierwszej chwili pomyślałam, że to niemożliwe, że to nie dzieje się naprawdę. Na zewnątrz byłam spokojna i nie dałam nic po sobie poznać. W środku... cała masa uczuć. Po chwili byliśmy w tłumie ludzi, więc nawet nie mogliśmy porozmawiać. Przez jakiś jeszcze czas toczyliśmy podwójne życie. Bo niby nic się nie zmieniło, a w środku każdy zmagał się ze sobą i swoimi myślami.

Najpierw jest żałoba

- Domyślałam się - opowiada Anna. - Cały czas powtarzałam sobie, że to niemożliwe. Ale wiedziałam, że jak Kamila będzie pewna, to mi o wszystkim powie. Powiedziałam jej wtedy, że przyjmę kogokolwiek przyprowadzi do domu. Wiedziałam natomiast, że to nie może być tak, że zrobię ten jeden wyjątek dla córki. Przecież ona zaraz miała przyjść do domu ze swoją dziewczyną. Potem mogły pojawić się ich znajome.

Są etapy przeżywania i one muszą trwać. Pierwszy etap? Żałoba. Trzeba nagle rozstać się z pielęgnowanym przez lata obrazem przyszłości rodziny.

- Wie pani, każdy rodzic jakoś wyobraża sobie życie dziecka. I tu nagle trzeba się z tym pożegnać. Było mi może łatwiej, bo miałam w swoim otoczeniu osoby homoseksualne. Ale co innego mieć koleżankę nieheteronormatywną, a co innego, gdy jest nią twoje dziecko. Krew z krwi. Jedyne dziecko - przyznaje Bożena.

Najpierw była więc żałoba, a zaraz po niej przyszedł lęk.

Jak my będziemy teraz żyć?

- To pytanie zadawałam sobie często. A potem życie toczy się dalej. I jest praktycznie tak samo - mówi Bożena.

Jej mąż dowiedział się o orientacji syna po jakimś czasie. Michał potrzebował czasu, żeby powiedzieć o wszystkim tacie. Cała reszta rodziny dowiedziała się dużo później. Najtrudniej miało być z rodzicami Bożeny.

- Rodzice są starszymi ludźmi... Myślałam, że może to będzie dla nich ciężkie do zaakceptowania, bo są z zupełnie innego pokolenia. Okazało się, że trzeba było im to wcześniej powiedzieć. Do tej pory jest im z tym trudno, ale bardzo kochają Michała. To wymaga czasu. Moja mama mówi, że nie chce rozmawiać z wnukiem o jego orientacji, bo boi się go zranić - opowiada.

Mama Anny z trudem przyjęła do wiadomości, że Kamila jest osobą homoseksualną. - Mama ma trzy siostry. Wszystkie panie wiedzą, że moja córka jest lesbijką. Ale o tym nie mówią, bo "przecież nie ma o czym". Ja przeszłam już okres buntu. Chciałam o tym mówić głośno, wytykać im tę bierność. Przeszło mi. Nie walczę z nimi. Mama wie, że chodzę na parady, że mam w szafie tęczową flagę. Ale w rodzinie omijamy ten temat - mówi mi Anna.

Bo coming out dziecka, to początek konfrontacji rodzica z samym sobą. A potem z religią.

W imię Boga

- Wydaje się, że trzeba wybrać. Albo zostaję w swoim Kościele, który wyklucza ze wspólnoty żyjące w zgodzie ze sobą osoby homoseksualne - co za tym idzie - trzeba odwrócić się od własnego dziecka. Albo druga opcja. Wspieram swoje dziecko i jestem w konflikcie z naukami Kościoła. To nie jest łatwe. Każdy chciałby, żeby jego dziecko miało dobrze w życiu. W naszym kraju będzie miało lepiej, jeśli będzie hetero - przyznaje Bożena.

I ze społeczeństwem też trzeba się skonfrontować.

- Paradoksalnie mamy poczucie zagrożenia w kraju katolickim, gdzie religia opiera się na miłości bliźniego. Kochamy cię, jeśli jesteś taki sam jak my. Różnisz się - nie należysz do naszej wspólnoty - mówi Bożena.

To, co rodzic przede wszystkim czuje, to lęk. Usłyszycie to zarówno od Bożeny, jak i Anny, jak i wielu innych rodziców osób nieheteronormatywnych. Boją się o szczęście dziecka, o jego zdrowie i życie. Szczególnie, jeśli słyszy się obelgi od ludzi, którzy powołują się na Boga.

- Wie pani, tego lęku trudno się pozbyć. Rodzic zawsze boi się o swoje dziecko, ale wydaje mi się, że my, rodzice osób LGBT, mamy więcej powodów do jego odczuwania. Zdarzyło się, że syn wracał z matury - długie włosy ma - jakiś mężczyzna w kolejce obraził go i opluł. Przy ludziach. I nikt nie zareagował. I jak tu się nie bać, skoro takie sytuacje dzieją się w codziennym życiu, a nie tylko na marszach równości? - pyta Bożena. - Chcę, żeby moje dziecko było akceptowane przez społeczeństwo. Żeby pozwolono mu normalnie żyć.

Bo córka chodziła w spodniach.

LGBT, uchodźcy, aborcja - wszystko wpada dziś do jednego wora. Wymieszane z nienawiścią i niezrozumieniem. Jest tylko jeden ton, w którym można się wypowiadać i nie ma miejsca na rzeczową dyskusję. A rodziców osób LGBT całkowicie się pomija.

- Co czuje rodzic, który słyszy o swoim dziecku: "chory zboczeniec"? - pytam Bożenę.

- Lęk i sprzeciw. Podoba mi się fragment filmu "Moje jest inne", w którym dziadek jednego z bohaterów mówi o naszych dzieciach: "to są czterolistne koniczyny". Tak, nasze dzieci są skarbami. Bo urodzić się w tym kraju i być tak innym, odkryć to w sobie, mieć odwagę mówić o tym głośno - nie jest łatwo. Nasze dzieci często mają dużo większą świadomość siebie samych niż osoby heteroseksualne. To są naprawdę czterolistne koniczyny.

- Ile razy zadawała sobie pani pytanie: "może zrobiłam coś nie tak"? - to pytanie zadaję z kolei Annie.

- Och, żeby to raz. Przejawiało się to też w rozmowach z mężem, z przyjaciółmi. Zadawałam sobie pytania: co zrobiłam nie tak? Czego nie zrobiłam? Na co pozwalałam? Co można było zrobić inaczej? Słyszałam wtedy: "może za często pozwalałaś córce chodzić w spodniach". Serio? Niech sobie chodzi, w czym chce. Przecież najważniejsze jest to, że Kamila jest szczęśliwa. Ma kogoś, kogo kocha i kto kocha ją - mówi mi.

- W którymś momencie zrozumiałam, że orientacja jest tak głęboko w człowieku, że chyba jest częścią osobowości. I jeżeli Kamila byłaby hetero, to byłaby po prostu inną osobą. A ja chcę moją Kamilę. Taką, jaka jest - dodaje.

Obraz
© PAP

Akademia Zaangażowanego Rodzica

Bożena i Anna działają dziś u boku Kampanii Przeciw Homofobii. Po tym, gdy ich dzieci podzieliły się z nimi informacjami o swojej orientacji, szukały w tym swojej drogi. Próbowały zrozumieć. Przeglądały fora internetowe. Tyle że tam za dużo jest obelg. Portale internetowe - za dużo wydumanych teorii.

Obie trafiły na warsztaty do Akademii Zaangażowanego Rodzica. Bożena dobrze pamięta pierwszy raz, gdy szła na spotkanie i była przekonana, że na czole ma wypisane: "mama geja". - Myślałam, że każdy wie, kim jestem i po co tam idę. Czułam lęk, że stanie mi się krzywda. Nie godzę się na coś takiego. Właśnie dlatego z panią o tym rozmawiam - przyznaje. Wyjść ze strefy komfortu nie jest łatwo. Ale spotkanie z innym rodzicem i rozmowa, dają więcej niż jakikolwiek artykuł przeczytany w sieci.

- Miałam poczucie, że przez stereotypowe myślenie nie poznałam dobrze swojego dziecka. Nie byłam dość uważna. Byłam zaskoczona, że nie dostrzegłam tej "inności" mojego syna - mówi dziś i zastanawia się przy tym: - Co musi czuć osoba, która odkrywa w sobie, że jest homoseksualna, a żyje w tak homofobicznym społeczeństwie? Trzeba jej pokazać, że to jest OK. Potrzebna jest rzetelna edukacja seksualna oparta na współczesnej wiedzy naukowej i medycznej, na którą w tej chwili w naszym kraju jest coraz mniej przestrzeni. Jest natomiast przyzwolenie na nienawiść, a nawet narodowy nakaz, by dyskryminować odmienności.

Obraz
© PAP

Nienawiść

Z badań przeprowadzony przez Kampanię Przeciw Homofobii we współpracy z Centrum Badań nad Uprzedzeniami wynika, że 3 na 10 osób LGBT doświadczyło przemocy. W skali roku to dwa razy częściej niż osoby heteroseksualne. Wśród osób LGBT z przemocą najczęściej spotykają się osoby transpłciowe - niemal połowa z nich. Aż 57 proc. osób LGBT było zniechęcane przez policję do zgłaszania przestępstw motywowanych homo-, bi- lub transfobią.

Polska zajmuje przedostatnie miejsce w rankingu równouprawnienia w Unii Europejskiej. W tęczowym rankingu ILGA-Europe gorzej wygląda już tylko sytuacja na Litwie, Łotwie i Białorusi.

Przykładów aktów tej nienawiści mogłabym wypisać tu przynajmniej kilkadziesiąt z ostatnich lat. Lipiec 2017 - para homoseksualistów całuje się na basenie w Sopocie. Kilka minut później zostają wyrzuceni przez ratownika. Wrzesień 2016 - Dawid i Jakub publikują teledysk do piosenki "Roxette". Przez kolejne tygodnie zalewa ich fala nienawiści. Lipiec 2015 - samobójstwo popełnia 14-letni Dominik. Koledzy w szkole nazywali go "pedziem".

- Inne dzieciaki czytają te przerażające komentarze i czego się uczą? Żeby nikomu absolutnie nie mówić o sobie. Przecież nie chcą skończyć w grobie. Jedyna szansa - wyjechać na studia do dużego miasta. A nie wszyscy mają takie możliwości, nie wszyscy tego chcą - mówi Anna.

- Mechanizm wydaje się prosty. Najpierw trzeba pokazać, że ktoś jest inny. Potem, że można go obrazić. Potem można go popchnąć, zranić, a na końcu jest przyzwolenie, by taką osobę zabić. To spirala nienawiści, która się cały czas nakręca. Nie można lekceważyć tych pierwszych przejawów dyskryminacji. Popatrzmy na naszą historię światową. Przyzwolenie na takie zachowania to najgorsza rzecz, do jakiej dopuściliśmy - opowiada.

I dodaje: - Dzisiaj dyskryminuje się osoby LGBT, niepełnosprawnych, kobiety już też. Zaraz połowa ludzkości będzie objęta tą nienawiścią. Dlaczego? W imię czego? Mam wrażenie, że skręcamy na drogę ksenofobii i przyzwolenia na nienawiść do drugiej osoby. Nie zawsze łatwo zareagować. Może lepiej nic nie powiedzieć, machnąć ręką... To jak z dowcipami o blondynkach. To nie jest coś powierzchownego. To siedzi nam pod skórą.

Obraz
© PAP

Ci, którzy się odwracają

W tym roku na Marszu Równości w Gdańsku było kilkanaście rodziców osób LGBT. Jeszcze jakiś czas temu chodziło ich siedem, jak mówi Anna. Obecność, pojawianie się na paradach wytrąca mnóstwo argumentów kontrmanifestantom. - Bo jeśli stoję z transparentem "Równe prawa dla naszych dzieci", to łatwiej tej drugiej osobie zrozumieć, że rani nie tylko moje dziecko, ale i jego rodzinę - mówi Anna.

Bożena i Anna mają w szafach tęczowe flagi i parasole. Ale są rodzice, którzy odwrócili się od swoich dzieci w minucie, w której dowiedzieli się, że te dzieci kochają osoby tej samej płci. Anna bardzo dobrze pamięta swoją pierwszą paradę równości. Stała z plakatem, na którym napisała: "Żądamy równych praw dla naszych dzieci". Kolega stał z plakatem, na którym było napisane z kolei: "Jestem dumnym ojcem geja". Podeszły do nich dzieciaki. Miały może po 15, 16 lat. - Podchodzą i pytają, czy mogą nam zrobić zdjęcie. Chcieli swoim mamom pokazać - wspomina.

Są jeszcze tacy rodzice, którzy swoją postawą i słowami nigdy nie pozwolą na to, żeby dziecko się ujawniło. Kategoria: dramat.

- Kiedy człowiek uświadamia sobie, że woli chłopaków czy dziewczyny? Pewnie tak w wieku 15 lat? I takie dzieciaki nie mają żadnego wsparcia od osób, które są najważniejszymi w ich życiu. Słyszą o osobach homoseksualnych, że to zboczeńcy i degeneraci. Co powie to dziecko? Hej, to ja? Może zważ na słowa, bo mówisz tak o swoim dziecku - mówi Anna.

Mają cały świat przeciwko sobie i do tego jeszcze najbliższych rodziców.

- Taki świat stworzyliśmy naszym dzieciom. Nie dla wszystkich jest przyjazny. Dla niektórych jest zwyczajnie straszny. Dziś jedyne, co mogę zrobić, to chodzić z tęczową flagą na parady. Ale tej samej flagi na balkonie nie wywieszę. Bardzo blisko mam drugi blok, z którego pewnie leciałyby w moją stronę różne rzeczy. Może osądzam sąsiadów zbyt krzywdząco, ale obawa jest. Zastanawiam się, kto rzuci jajkiem, kto zgniłym pomidorem, a kto kamieniem - przyznaje Anna.

Ci, którzy wspierają

Anna i Bożena wspierają dziś innych rodziców. Zgłosić można się do nich za pośrednictwem Kampanii Przeciw Homofobii, znaleźć można też ich na blogu rodziców LGBT. Pomagają, świadczą swoim życiem, doradzają, uspokajają inne mamy. Jest tylko jedno "ale".

- Nie podam swojego nazwiska. Boję się - mówi Bożena. - Mąż ma firmę, nie może stracić klientów. Podjęliśmy decyzję, że będziemy angażować się w działalność rodziców przy KPH, ale nie pod nazwiskiem. Walka o akceptację i prawa dla osób LGBT jest potrzebna, ale są różne drogi, by zwiększać społeczną świadomość. Jedną z nich jest dzielenie się swoim życiem i doświadczeniem w otoczeniu, w którym się przebywa. Przyjdź do mnie, napij się kawy, poznaj chłopaka mojego syna. I co z tym zrobisz? Taka jest rzeczywistość - dodaje.

Komentarze (380)