Blisko ludzi"Mam nadzieję, że nie byłem najgorszym pacjentem". Michał Figurski w Dniu Donacji i Transplantacji

"Mam nadzieję, że nie byłem najgorszym pacjentem". Michał Figurski w Dniu Donacji i Transplantacji

"Mam nadzieję, że nie byłem najgorszym pacjentem". Michał Figurski w Dniu Donacji i Transplantacji
Źródło zdjęć: © East News | Artur Zawadzki/REPORTER
Przemysław Bociąga
26.10.2018 17:28, aktualizacja: 26.10.2018 19:12

Po udarze i ryzykownym przeszczepie dwóch organów, Michał Figurski zmienił się na dobre - dosłownie i w przenośni. W Dniu Donacji i Transplantacji opowiedział więcej o tym, co można zrobić dla innych oczekujących na przeszczep.

– Po raz pierwszy w czterdziestokilkuletnim życiu mogę powiedzieć, że czuję się zdrowy – mówi znany dziennikarz Michał Figurski. Na spotkanie przyszedł o lasce, twarz ma lekko pokiereszowaną, a kiedy chce założyć nogę na nogę, pomaga sobie prawą ręką. Lewa jest bezwładna – kilka lat temu Figurski przeszedł wylew. Przypomniała o sobie długo niezdiagnozowana cukrzyca. Jej powikłania: nefropatia, w wyniku której poddał się operacji przeszczepu nerki. Groziła mu też retinopatia i angiopatia, czyli odpowiednio: ślepota i stopa cukrzycowa. Ich udało się uniknąć, poddał się też jednak drugiemu przeszczepowi: trzustki.

– Od lekarzy prowadzących słyszałem, że to nie jest dobry pomysł. Że jeżeli by mieli polecić taki zabieg bliskim osobom, to by go nie polecili. Mimo to przystąpiłem do przeszczepu, zakwalifikowałem się po dwóch latach oczekiwania i przy trzeciej próbie. Trzustka przyjęła się dobrze i po dwóch tygodniach wyszedłem do domu, samodzielnie przygotowując święta, bo zawsze lubiłem gotować.

Dwie strony sławy

Figurski długo próbował utrzymać swój stan zdrowia w tajemnicy. W końcu zdecydował się na coming out. – Dla środowiska związanego z przeszczepami dobrze mieć po swojej stronie człowieka z mediów – zgaduję.

– Oczywiście i czasem go "wykorzystujemy" – odpowiada prof. Maciej Kosieradzki, chirurg, który operował redaktora. Jak podkreśla, "sława" Figurskiego miała jednak swoją ciemną stronę. – Śledziliśmy wpisy w mediach społecznościowych. Oczywiście wiadomość, że Michał Figurski miał przeszczepioną trzustkę natychmiast trafiła do mediów, chociaż ani on, ani my nie puściliśmy farby. I tyle, ile on miał takiego czarnego pijaru! Ludzie pisali, że niepotrzebnie ratowaliśmy mu życie. Sugerowali, że to nieprawdziwa wiadomość, bo nigdzie na świecie nie przeszczepia się trzustki. Jakaś dziennikarka podawała się za jego siostrę, żeby dostać się do szpitala. To druga strona jego rozpoznawalności.

Rzeczywiście, w swoim przedchorobowym medialnym wcieleniu Figurski nie miał najlepszej prasy. Razem z Kubą Wojewódzkim prowadzili audycję, w której szydzili z otaczającej ich rzeczywistości. Czasem zbyt mocno. Po audycji, w której nabijali się ze swoich ukraińskich pomocy domowych, Figurski stracił pracę w radiu Eska Rock. Interweniował Związek Ukraińców w Polsce i Ambasada Ukrainy. Podobno Figurski wyleciał, żeby stacja mogła ocalić stanowisko Wojewódzkiego, znacznie bardziej atrakcyjnego dla reklamodawców.

Po kilku miesiącach bez pracy u boku znanego partnera dziennikarz poskarżył się na swoją sytuację materialną. I znów zawrzało. "Liczymy, na czym oszczędzić. Przestaję chodzić co tydzień na sushi, kupować w drogich sklepach. Zauważam też, ile kosztuje benzyna" – po tym wyznaniu internauci zaczęli robić ironiczne zrzutki na sushi dla Figurskiego. Hejt był na tyle intensywny, że przeciągnął się na chorobę Michała.

Gwarancja moralności

W piątek, w Dniu Donacji i Transplantacji, Figurski spotyka się z lekarzami, by opowiedzieć im o swoim leczeniu z perspektywy pacjenta. Wśród jest jeden z tych, którzy uratowali mu życie: Maciej Kosieradzki. Nie udaje mi się niestety spotkać drugiego, Wojciecha Lisika. – Wojtek wyczuł, jakiego rodzaju bodźca potrzebuje Figurski – powie mi później prof. Kosieradzki. Co powiedział?

– Profesor Lisik, dzisiaj dla mnie Wojtek, to był pierwszy lekarz, który rozmawiał ze mną absolutnie szczerze. Patrząc prosto w oczy powiedział, że ludzie, którzy kwalifikowali mnie do przeszczepu, mieli duże wątpliwości. Że to on sam odrzucił mnie parokrotnie, ponieważ jego zdaniem byłem pacjentem zbyt wysokiego ryzyka pod względem zarówno medycznym, jak i psychologicznym. Te informacje uświadamiały mi, na jakim etapie życia byłem – opowiadał zgromadzonym Figurski. – Nie zapomnę tej pierwszej rozmowy po przeszczepie, kiedy niewyspany Lisik z podkrążonymi oczami powiedział mi: "masz dzieci, więc może wreszcie pomyśl o nich, a przestań żyć tylko dla siebie". Skoro ktoś inny musiał umrzeć, żebym ja mógł żyć, to czy mam żyć tak, jak żyłem do tej pory?

To rzeczywiście zobowiązanie. Jak informuje biuletyn Poltransplantu, organizacji koordynującej przeszczepy w Polsce "w 2017 r. do krajowej listy osób oczekujących na przeszczepienie (KLO) zgłoszono 4530 potencjalnych biorców komórek, tkanek i narządów". Przeszczepiono zaś tego roku 1,6 tys. narządów. Odpowiednie dopasowanie dawcy i biorcy wymaga nie tylko spasowania grupy krwi, wykluczenia pacentów z przeciwwskazaniem i uzyskania zgody dawcy lub – w wypadku pobrania po śmierci – jego rodziny. Trzeba dodatkowo zabezpieczyć się przed przeszczepieniem cennego organu "nieodpowiedniej" osobie. Profesor Roman Danielewicz tłumaczy:

– Jako przykład mogą służyć pacjenci kwalifikowani do przeszczepienia wątroby. Część z nich to alkoholicy, którzy doprowadzają do marskości wątroby. Wtedy warunkiem przeszczepienia jest sześciomiesięczny udokumentowany okres abstynencji i leczenie w specjalistycznej poradni. Dopiero po sześciu miesiącach pacjent przynosi papiery z AA, z podpisem do psychologa. Bo jeśli ta osoba wróci później do nałogu, to zniszczy wątrobę, którą otrzyma, a sama wątroba zniknie z systemu.

Wątroba z systemu

Każdy przekazany do przeszczepu organ, każdy dawca, którego uda się pozyskać, jest cennym dobrem z punktu widzenia i potencjalnego biorcy, i społeczeństwa. Odpowiedzialnością koordynatorów transplantacji i lekarzy jest, by odpowiednia "część zamienna" trafiła na odpowiedniego nowego właściciela. To duża odpowiedzialność. – Wielokrotnie słyszałem rozmowy o tym, czy przeżyję przeszczep. Niektórzy robili już zakłady, czy przyjdę po miesiącu na morfologię. Mam jednak nadzieję, że nie byłem najgorszym przypadkiem, z jakim mieliście do czynienia – powiedział Figurski. Regionalna koordynator transplantacji w szpitalu na Lindleya w Warszawie ochoczo potrząsnęła głową: nie był. Jego przemiana pokazała, że lekarze mieli rację, stawiając na niego.

Dziś Figurski sam uczy młodych cierpiących ludzi. Szczególnie tego, by nie podchodzić do choroby z nadmiernym pesymizmem, ale też z nadmiernym optymizmem, bagatelizując ją, ukrywając, ostatecznie też przed samym sobą. Oczywiście równie ważne jest to, by się nie poddawać. – Nie dalej jak przedwczoraj zadzwoniła do mnie partnerka 34-latka, podobnie jak ja po udarze, z paraliżem lewej strony ciała. Prosiła, żebym z nim pogadał. Był w stanie absolutnej rozsypki. Obcy mi człowiek wył do słuchawki, że chce ze sobą skończyć, że się zabije.

Michał Figurski rozumie, co dostał dzięki transplantologii. Nie jest już chłopakiem od trudnych do zniesienia radiowych żartów. Transplantolodzy podkreślają, że organy do przeszczepu działają na trochę innej zasadzie niż samochodowe części do wymiany. A jednak, jak się okazuje, po wymianie niektórych części można stać się innym człowiekiem.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (160)
Zobacz także