"Mam ugotowane, posprzątane i podane". Polak na all inclusive czuje się jak król życia
Zagraniczny wyjazd do egzotycznego kurortu, gdzie wszystko jest wliczone w cenę, to nadal dla wielu Polaków synonim idealnych wakacji. W końcu kto pogardziłby spaniem do południa, jedzeniem po kokardę i niekończącym się alkoholem.
30.06.2019 | aktual.: 01.07.2019 19:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kinga z Olsztyna przyznaje, że w zeszłym roku poleciała na swoje pierwsze zagraniczne wakacje i od razu postawiła na all inlcusive. Wcześniejsze urlopy ograniczały się do kilkudniowych wypadów nad morze lub do odpoczywania nad jeziorami, których nie brakuje w jej rodzinnych okolicach. - Odkładaliśmy z moim chłopakiem pieniądze przez cały rok - mówi 29-latka.
Kinga i jej partner szybko wybrali destynację. - Polecieliśmy do Tunezji. Pani w biurze poleciła nam kurort Hammamet. To był strzał w dziesiątkę - opowiada.
Na pytanie, co najbardziej podobało jej się w Tunezji, Kinga kwituje: "było ciepłe morze i pyszne drinki w barze". Gdy dopytuję, czy wychodziła poza ogrodzenie hotelu, słyszę oburzenie. - Oczywiście. Co wieczór szliśmy na spacer i potańczyć. W Hammamet jest mnóstwo fajnych klubów – wyjaśnia.
Kinga nie brała pod uwagę zwiedzania Tunezji. Oglądanie meczetów czy starożytnych ruin było poza zakresem jej zainteresowań. - Poleciałam tam, żeby odpocząć. Wystarczająco nachodzę się w pracy - tłumaczy 29-latka, która nie chce zdradzać w jakiej branży konkretnie pracuje.
"Czego chcieć więcej?"
Marek również stawia na all inclusive. - Raz w roku mogę sobie pożyć jak prawdziwy pan. Mam ugotowane, posprzątane i podane pod nos - mówi 38-latek, który od lat jeździ z żoną i zaprzyjaźnionym małżeństwem na tygodniowy urlop do Egiptu. – Lataliśmy tam nawet, gdy było niebezpiecznie. Nie miałem oporów, bo przecież w hotelu nic mi nie grozi - wyjaśnia.
Mężczyzna wybiera Egipt, ponieważ odkąd pamięta właśnie to państwo kojarzy mu się z określeniem "ciepły kraj". - Hotele są na wysokim poziomie. Jest różnorodne jedzenie, zawsze po minimum dwa baseny, dookoła rosną palmy, no i upalna pogoda zagwarantowana - wyjaśnia.
Marek twierdzi, że zawsze wraca zadowolony. - Jeździmy we czwórkę, więc jest wesoło. Razem z kumplem pijemy sobie drineczki nad basenem, nasze żonki opalają się na leżakach, w tle cały czas gra muzyczka. Czego chcieć więcej? - pyta retorycznie.
Niektórzy chcieliby np. zobaczyć piramidy i ruiny miasta. Marek zapewnia, że raz wybrali się na przejażdżkę wielbłądami po pustyni. - Był przerażający upał. Nie da się funkcjonować w takich warunkach. W hotelu to nie dosyć, że mam basen, to jeszcze i klimatyzację w pokoju - analizuje.
Zdrowy rozsądek zostaje w Polsce
Nie ma nic złego w kalkulacji Marka czy Kingi. W końcu, gdy ktoś pracuje na co dzień fizycznie, to perspektywa wysypiania się bez budzika, leżenia plackiem nad basenem i jedzenia tego, co hotelowa obsługa wyłoży na podgrzewacze, jest bardziej atrakcyjna niż przemierzanie miasta w celu zapoznania się z obcą kulturą.
Jednak stwierdzenie "Polak na wakacjach" nie wzięło się znikąd. Często po założeniu na rękę hotelowej opaski, ludzie zachowują się jakby automatycznie stracili zdrowy rozsądek i kulturę osobistą. Na jednej z facebookowych grup zapytałam, czy jest coś w zachowaniu naszych rodaków, co wkurza nas, gdy jesteśmy na wakacjach all inclusive. Na odpowiedzi nie musiałam długo czekać.
- Bar był czynny od 8:00 i oczywiście od 8:00 mnóstwo Polaczków. Po paru drinkach darli się do kelnera: "Misiaczku lej więcej", albo sami przechylali sobie butelkę, by nalać więcej alkoholu. Było mi wstyd, że ludzie z mojego kraju tak się zachowują - twierdzi Karolina.
- Mnie denerwuje to przeklinanie. Potem jak się spotka kogoś zza granicy i mu się powie, że jest się z Polski, to tylko kojarzy nas ze słowem "k...a" - mówi Marlena.
- Tarasowanie drogi na szlaku albo w innych ciasnych przejściach, gdzie sprawne poruszanie jest kluczem. Powód? Bo tak. Bo moja Iwonka koniecznie musi mieć sesje zdjęciową właśnie na tych konkretnych schodkach i nie daj Boże, żeby na zdjęciu był ktoś inny niż ona – zauważa Kamil.
- Skoro można jeść bez limitu, to nakładają jakby nigdy makaronu czy sałaty nie widzieli. Później oczywiście zostają prawie pełne talerze. Zastanawiam się, co ci kelnerzy myślą sobie o takich ludziach? - pyta Maria.
Specyficzny klient
Polacy pukający do drzwi biur podróży w poszukiwaniu najbardziej atrakcyjnej wycieczki all inclusive, przede wszystkim pytają do której będzie czynny hotelowy bar. - Sprzedają wyjazdy od siedmiu lat i kwestia dostępu do nielimitowanego alkoholu jest nadrzędną sprawą dla moich klientów - mówi Joanna z biura podróży w Łodzi.
Kobieta podkreśla, że nie chce źle wypowiadać się o osobach, które u niej kupują, ale nie raz zdarzyło jej się, że jeszcze w trakcie przedstawiania oferty domyśliła się, co będzie działo się na wyjeździe.
- Raz przyszła do mnie grupka młodych chłopaków. Mieli maksymalnie po 25 lat. Zażyczyli sobie najbardziej "wypasionego" hotelu w Turcji, gdzie będzie mocny alkohol i dużo Europejek. Powiedzieli, że lecą na kawalerski i chcą zaszaleć. Podobno były na nich skargi w hotelu, bo hałasowali do rana i w wulgarny sposób zaczepiali kobiety. - mówi Joanna.
- Nie widzę nic złego w spędzeniu tygodnia nad hotelowym basenem, ale proszę pamiętajmy, że za granicą również jesteśmy ludźmi i swoim zachowaniem robimy reklamę, bądź antyreklamę, Polsce - dopowiada.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl