"Mam ugotowane, posprzątane i podane". Polak na all inclusive czuje się jak król życia
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zagraniczny wyjazd do egzotycznego kurortu, gdzie wszystko jest wliczone w cenę, to nadal dla wielu Polaków synonim idealnych wakacji. W końcu kto pogardziłby spaniem do południa, jedzeniem po kokardę i niekończącym się alkoholem.
Kinga z Olsztyna przyznaje, że w zeszłym roku poleciała na swoje pierwsze zagraniczne wakacje i od razu postawiła na all inlcusive. Wcześniejsze urlopy ograniczały się do kilkudniowych wypadów nad morze lub do odpoczywania nad jeziorami, których nie brakuje w jej rodzinnych okolicach. - Odkładaliśmy z moim chłopakiem pieniądze przez cały rok - mówi 29-latka.
Kinga i jej partner szybko wybrali destynację. - Polecieliśmy do Tunezji. Pani w biurze poleciła nam kurort Hammamet. To był strzał w dziesiątkę - opowiada.
Na pytanie, co najbardziej podobało jej się w Tunezji, Kinga kwituje: "było ciepłe morze i pyszne drinki w barze". Gdy dopytuję, czy wychodziła poza ogrodzenie hotelu, słyszę oburzenie. - Oczywiście. Co wieczór szliśmy na spacer i potańczyć. W Hammamet jest mnóstwo fajnych klubów – wyjaśnia.
Kinga nie brała pod uwagę zwiedzania Tunezji. Oglądanie meczetów czy starożytnych ruin było poza zakresem jej zainteresowań. - Poleciałam tam, żeby odpocząć. Wystarczająco nachodzę się w pracy - tłumaczy 29-latka, która nie chce zdradzać w jakiej branży konkretnie pracuje.
"Czego chcieć więcej?"
Marek również stawia na all inclusive. - Raz w roku mogę sobie pożyć jak prawdziwy pan. Mam ugotowane, posprzątane i podane pod nos - mówi 38-latek, który od lat jeździ z żoną i zaprzyjaźnionym małżeństwem na tygodniowy urlop do Egiptu. – Lataliśmy tam nawet, gdy było niebezpiecznie. Nie miałem oporów, bo przecież w hotelu nic mi nie grozi - wyjaśnia.
Mężczyzna wybiera Egipt, ponieważ odkąd pamięta właśnie to państwo kojarzy mu się z określeniem "ciepły kraj". - Hotele są na wysokim poziomie. Jest różnorodne jedzenie, zawsze po minimum dwa baseny, dookoła rosną palmy, no i upalna pogoda zagwarantowana - wyjaśnia.
Marek twierdzi, że zawsze wraca zadowolony. - Jeździmy we czwórkę, więc jest wesoło. Razem z kumplem pijemy sobie drineczki nad basenem, nasze żonki opalają się na leżakach, w tle cały czas gra muzyczka. Czego chcieć więcej? - pyta retorycznie.
Niektórzy chcieliby np. zobaczyć piramidy i ruiny miasta. Marek zapewnia, że raz wybrali się na przejażdżkę wielbłądami po pustyni. - Był przerażający upał. Nie da się funkcjonować w takich warunkach. W hotelu to nie dosyć, że mam basen, to jeszcze i klimatyzację w pokoju - analizuje.
Zdrowy rozsądek zostaje w Polsce
Nie ma nic złego w kalkulacji Marka czy Kingi. W końcu, gdy ktoś pracuje na co dzień fizycznie, to perspektywa wysypiania się bez budzika, leżenia plackiem nad basenem i jedzenia tego, co hotelowa obsługa wyłoży na podgrzewacze, jest bardziej atrakcyjna niż przemierzanie miasta w celu zapoznania się z obcą kulturą.
Jednak stwierdzenie "Polak na wakacjach" nie wzięło się znikąd. Często po założeniu na rękę hotelowej opaski, ludzie zachowują się jakby automatycznie stracili zdrowy rozsądek i kulturę osobistą. Na jednej z facebookowych grup zapytałam, czy jest coś w zachowaniu naszych rodaków, co wkurza nas, gdy jesteśmy na wakacjach all inclusive. Na odpowiedzi nie musiałam długo czekać.
- Bar był czynny od 8:00 i oczywiście od 8:00 mnóstwo Polaczków. Po paru drinkach darli się do kelnera: "Misiaczku lej więcej", albo sami przechylali sobie butelkę, by nalać więcej alkoholu. Było mi wstyd, że ludzie z mojego kraju tak się zachowują - twierdzi Karolina.
- Mnie denerwuje to przeklinanie. Potem jak się spotka kogoś zza granicy i mu się powie, że jest się z Polski, to tylko kojarzy nas ze słowem "k...a" - mówi Marlena.
- Tarasowanie drogi na szlaku albo w innych ciasnych przejściach, gdzie sprawne poruszanie jest kluczem. Powód? Bo tak. Bo moja Iwonka koniecznie musi mieć sesje zdjęciową właśnie na tych konkretnych schodkach i nie daj Boże, żeby na zdjęciu był ktoś inny niż ona – zauważa Kamil.
- Skoro można jeść bez limitu, to nakładają jakby nigdy makaronu czy sałaty nie widzieli. Później oczywiście zostają prawie pełne talerze. Zastanawiam się, co ci kelnerzy myślą sobie o takich ludziach? - pyta Maria.
Specyficzny klient
Polacy pukający do drzwi biur podróży w poszukiwaniu najbardziej atrakcyjnej wycieczki all inclusive, przede wszystkim pytają do której będzie czynny hotelowy bar. - Sprzedają wyjazdy od siedmiu lat i kwestia dostępu do nielimitowanego alkoholu jest nadrzędną sprawą dla moich klientów - mówi Joanna z biura podróży w Łodzi.
Kobieta podkreśla, że nie chce źle wypowiadać się o osobach, które u niej kupują, ale nie raz zdarzyło jej się, że jeszcze w trakcie przedstawiania oferty domyśliła się, co będzie działo się na wyjeździe.
- Raz przyszła do mnie grupka młodych chłopaków. Mieli maksymalnie po 25 lat. Zażyczyli sobie najbardziej "wypasionego" hotelu w Turcji, gdzie będzie mocny alkohol i dużo Europejek. Powiedzieli, że lecą na kawalerski i chcą zaszaleć. Podobno były na nich skargi w hotelu, bo hałasowali do rana i w wulgarny sposób zaczepiali kobiety. - mówi Joanna.
- Nie widzę nic złego w spędzeniu tygodnia nad hotelowym basenem, ale proszę pamiętajmy, że za granicą również jesteśmy ludźmi i swoim zachowaniem robimy reklamę, bądź antyreklamę, Polsce - dopowiada.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl