Mamy supermoc, uczymy wasze dzieci
Statystyczny polski nauczyciel to kobieta w wieku około 40 lat z wyższym wykształceniem. Politycy nie pytają ich o zdanie. Podejmują decyzje bez uzgodnień. Dla kogo jest edukacja? - pytają nauczycielki, które tracą nadzieję na lepszą przyszłość.
14.10.2016 | aktual.: 22.04.2019 16:54
*Iza, 38 lat, nauczycielka języka angielskiego w liceum i gimnazjum *
Na konto co miesiąc wpływa mi niecałe 2500 zł. W tym jest wliczone wychowawstwo w gimnazjum, czyli dodatkowe 200 zł. Do 18 godzin etatowych dochodzą nadgodziny. Gdybym nie prowadziła klasy i nie nadrabiała nadgodzinami, na rękę miałabym 1800 zł. W gimnazjum już uczę na dwa sposoby, tak jak wcześniej, i tak jak należy uczyć zgodnie z nowymi podręcznikami, które weszły. To burdel. Jeden wielki burdel. Koledzy i koleżanki boją się, że stracą pracę. Nie wiadomo, co dalej.
Z jednej strony dziś uczniowie mają więcej okazji do wyrażania swoich opinii, są zachęcani do wyszukiwania informacji, uczeni logicznego myślenia, i - paradoksalnie - coraz częściej nie mają okazji, by z tego korzystać. Jest coraz więcej próbnych egzaminów, coraz mniejsze wymagania edukacyjne. Umożliwia się młodym wypowiadanie się na temat swoich potrzeb, ale jakoś nikt specjalnie ich nie słucha. Duży nacisk kładzie się na edukację kulturalną, na indywidualizację.
Dzieci mają łatwiejszy dostęp po materiałów: banki scenariuszy lekcji, materiały do ściągnięcia online. E-learning, wideokonferencje - dużo się dzieje. A z drugiej strony, było tyle zmian, niepotrzebnych, nieprzemyślanych, że nie potrafię znaleźć w sobie ani krzty strachu przed tym, co będzie. Od dawna nikt nas nie pyta o to, co powinno być zmienione. Mnożą się procedury.
Marta, 34 lata, nauczycielka języka niemieckiego w gimnazjum i liceum
Nauczyciele są grupą najmniej zgraną i wołającą zdecydowanie zbyt cicho o pomoc. Więc ostatni strajk mnie zaskoczył, pozytywnie. Ale niestety nie mogę dołączyć, pracuję. Jestem nauczycielką od ponad 10 lat. Od zawsze chciałam pracować w szkole z dziećmi i młodzieżą. Mój tata jest emerytowanym nauczycielem, moja starsza siostra też pracuje w szkole - to taka nasza rodzinna tradycja.
Zdecydowanie za wiele wymaga się od nauczycieli. A za mało się nam daje. Nasze pensje są upokarzająco niskie. Warunki pracy tragiczne.
Nie jestem typowym belfrem, nie lubię marudzić, ale zgadzam się często z koleżankami po fachu. Gimnazja to nie był dobry pomysł, ale likwidowanie ich teraz wiąże się z ogromnymi kosztami, zwolnieniami. Co ważne, zwalniani będą nie tylko nauczyciele, ale także pracownicy administracyjni. Trwa rządowa przepychanka polityków kosztem nauczycieli i dzieci.
Z perspektywy widzę, jak wiele zmian okazało się zmianami na gorsze. Upadek autorytetu nauczyciela - pedagoga, większa władza rodzica, a nawet ucznia, obarczanie nauczycieli coraz większą ilością obowiązków, co wpływa demotywująco. Dziś uczeń nie uczy się myślenia twórczego, a jedynie zadań potrzebnych do zdania egzaminu. 3 x Z- zakuć, zaliczyć, zapomnieć.
Obawiam się, że poziom naszego szkolnictwa, który był wysoki w stosunku do innych krajów europejskich, znacząco spadnie. E-booki, e-Panel, e-dziennik, e-szkoła... Mamy być tacy nowocześni, a przecież uczniowie i tak już nie rozmawiają ze sobą na przerwach, ponieważ zapatrzeni są w swoje smartfony. Czy nie lepsza jest tradycyjna książka, czy dziennik? Chociaż jestem “w miarę młodą nauczycielką”, to cenię sobie tradycję i starą szkołę.
Obecnie w polskiej szkole brakuje pieniędzy na wszystko, a jak wiadomo zmiany pochłoną sporą część budżetu, co spowoduje jeszcze większą biedę.
Monika, 42 lata, nauczycielka matematyki w gimnazjum
Nie wiem, co dalej. Boję się, że nie będzie dla mnie pracy. Byłam przeciwniczką gimnazjów, teraz jestem przeciwniczką ich likwidacji. Gdybym mogła, poszłabym dorobić, nawet do kawiarni. Ale kto to widział - nauczycielka, która sobie dorabia. A jak bym miała swojego ucznia obsługiwać w kawiarni? Poza tym mam swoje dzieci. Jeśli biorę nadgodziny, to dla nich już w ogóle nie mam czasu. Mam wrażenie, że nikomu na tej szkole już nie zależy. Używają edukacji jak papieru toaletowego. Nikogo nie obchodzą ani dzieci, ani nauczyciele. To tylko nośny temat, tylko pretekst do gadania o tym, co dobre, a co złe.
Tak na logikę, po co likwidować te gimnazja? Wielu nauczycieli wyleci z pracy. I co robić? Przecież człowiek ma jakiś zawód, wkłada w coś serce. Co ja zrobię, jak mnie zwolnią? Wiele osób zostanie na lodzie. Ale kogo to obchodzi? Co mnie interesuje e-learning, co mnie interesują zmiany programowe, jak ja zarabiam tyle co nic? Może powinnam nic nie robić i tylko brać 500+? Mam troje dzieci. Na dwoje mi się należy. Po co się męczyć? Po co się bać? Jestem załamana. Proszę mi wierzyć, człowiek nie może być nauczycielem na „odwal się”. Nie da się tak, to praca z olbrzymią odpowiedzialnością. Jesteśmy więźniami procedur. Mnie nic nie wolno w szkole, jak tylko głos podniosę, to od razu dyrektor mnie terroryzuje i grozi, że odejmie mi dodatek motywacyjny. A ile tego dodatku? 50 zł. W myślach sobie powtarzam: a weź sobie te 50 zł wsadź w d…