ModaMaria czułości pełna

Maria czułości pełna

Maria czułości pełna
Źródło zdjęć: © Fashion Magazine
08.07.2009 08:48, aktualizacja: 21.06.2010 13:14

Maria Awaria zmysłowym szeptem narobiła dużo hałasu. Poszła na wojnę ze skrępowaną seksualnością i napisała nowy słownik polsko-intymny. Dobrze wie, że sama jest sobie winna, bo jest inna, niż powinna. Na kanapie Fashion wolna artystka i hedonistka – Maria Peszek.

Maria Awaria zmysłowym szeptem narobiła dużo hałasu. Poszła na wojnę ze skrępowaną seksualnością i napisała nowy słownik polsko-intymny. Dobrze wie, że sama jest sobie winna, bo jest inna, niż powinna. Na kanapie Fashion wolna artystka i hedonistka – Maria Peszek.

Agnieszka Puchalska: Mario, mam wrażenie, że spotykamy się już po Twoim medialnym orgazmie. To dla mnie dyskomfort, bo pewnie zamiast znowu tłumaczyć się z kolekcjonowania wzwodów wolałabyś odpocząć?

Maria Peszek: Nigdy dość mówienia o sobie!(śmiech) Ale sprowadzanie mojej wypowiedzi tylko do wzwodów i depilowanych łon mnie zaskoczyło. Na tej płycie i w książce jest wiele innych odcieni sensualności – jak czułość, tęsknota, oddanie. Ale wszyscy jakoś rzucili się na wzwody…

Z nikim, może z wyjątkiem polityków, dziennikarze nie rozmawiali ostatnio równie chętnie. Niszowa, offowa Maria u Moniki Olejnik?

Moja płyta poprzez swoją otwartość jest bardzo silną wypowiedzią. Nie chodzi nawet o temat, który w żadnym sensie nie jest rewolucyjny czy niebezpieczny. Chodzi o sposób, w jaki ja o tym mówię. Okazało się, że nie wszyscy są gotowi na taką radykalność, że wolność może być drażniąca. Cieszy mnie jednak, że ludzie wiedzą sami, co jest dla nich dobre. Nie potrzebują do tego mediów ani kościoła, ani żadnej innej instytucji predestynowanej do tego, żeby mówić im, co jest dobre, a co złe.

Wszędzie: od polityki po fora internetowe toczy się bezceremonialna, wulgarna walka słowna. A tu nagle płyta o kochaniu okazuje się bulwersującą sensacją. Jak sądzisz, dlaczego?

Tak naprawdę tu nie chodzi o wulgarność czy pikantność tylko o otwartość w mówieniu o sobie. O bezwstyd w nazywaniu swoich emocji i pragnień, który dla mnie jest wolnością. Przypuszczam, że to mogłoby nie dotyczyć seksu, a reakcja byłaby taka sama. Po pierwszej płycie byłam przez swoją publiczność uwielbiana. Traktowana z czułością. Myślę, że teraz jej część jest zaskoczona, zdziwiona tą zmianą we mnie. To jest cena tej wolności. Chociaż mam też rzeszę nowych fanów.

Nie dadzą Cię spalić na stosie?

Zawsze na to straszenie stosem odpowiadam – jaki kraj taki stos. Co ja tak naprawdę robię? Często czytam, że ta płyta jest pełna przekleństw. Bzdura! Tam nie ma jednego przekleństwa. Jest wyraz „fuck”, który jest użyty jako dźwięk. Rozumiem, że te teksty to opis Twojej intymności. Napisany w Twojej estetyce i z Twoją wrażliwością. Ale pisząc, że „Ci mokro” i „pukasz i fuckasz” i „czułością namakasz” musiałaś zdawać sobie sprawę, że to będzie odebrane jako prowokacja?

Oczywiście, że tak. Nie jestem nieinteligentna i spodziewałam się, że radykalność tej wypowiedzi spotka się z jakimś odzewem. To nie ma jednak nic wspólnego z marketingową kalkulacją. W najśmielszych wyobrażeniach nie mogłam przewidzieć, że temperatura tych reakcji będzie tak wysoka. Żywy odbiór jest dla sztuki czymś fantastycznym. Ten ferment powoduje, że coś dzieje się dalej.

Intryguje mnie Twój sposób pracy, z jednej strony matematyczna dokładność, dyscyplina, z drugiej zabawa znaczeniami.

Żeby cokolwiek zacząć, musi pojawić się natchnienie. Musi wydarzyć się coś, co spowoduje, że wszystko inne przestanie się liczyć. Na początku jest zeszyt z zapiskami, jakieś słowa, fragmenty, strzępy inspiracji. Ten proces trwa bardzo długo, pół roku, czasem rok. Dopiero potem następuje męka selekcji. To matematyczne, precyzyjne oddzielanie tego, co jest lepsze od tego, co jest gorsze. To jest trudne, bo jestem osobą bardzo niezdecydowaną. Często mi żal jakiegoś słowa.

Tak, pamiętam z bezwstydnika - „Nad wyraz przeżuwam każdy wyraz”. Ktoś Ci wtedy pomaga?

Oczywiście, że są ludzie, którzy pomagają mi muzycznie i tekstowo. Uważam, że wszystko co najlepsze w sztuce robi się z kimś. To bardzo pomaga, przenosi pracę w zupełnie inny wymiar. Zamknięcie się samemu ze sobą jest ograniczające i pyszne.

W Twoich tekstach trudno przecenić rolę skojarzeń. A ze skojarzeniami tak czasem bywa, że wyprowadzają na manowce.

Uwielbiam, gdy coś wyprowadza mnie na manowce grafomaństwa. Totalna odwaga, rodzaj bezczelności, niezastanawianie się co się robi – to są bardzo ważne elementy w sztuce. Nic nie może być do końca przemyślane. Trzeba pozwolić sobie zwariować. Intuicja jest dla mnie rzeczą podstawową w tworzeniu. Dlatego często pozwalam sobie na rzeczy, które inni mogą uznać za grafomaństwo czy brak talentu. To jest odwaga bycia głupim.

Kiedy ktoś czuje się artystą, to już nim jest?

Pewnie, że nie. Tak jak nie można być piekarzem, nie piekąc chleba. Samo artystowskie życie, pewien rodzaj wrażliwości i przeczulenia na świat, nie wystarczy. Trzeba po prostu wytwarzać ten chleb.

I trzeba jeszcze mieć odbiorców.

Tak. Mnie bez publiczności nie ma. Wszystko, co robię, robię dla ludzi. Nie jestem artystą, który może być szczęśliwy siedząc w domu i pisząc do szuflady. Ja potrzebuję widzów. Najlepiej, żeby było ich dużo i żeby krzyczeli! (śmiech)

W życiu prywatnym to bycie artystą daje Ci jakieś szczególne prawa?

Powinnam odpowiedzieć, że absolutnie nie. Ale prawdziwa odpowiedź brzmi – tak. Jestem trudną osobą, ale wydaje mi się, że warto się ze mną męczyć. Musi być we mnie coś takiego, co jestem w stanie wygenerować i dać komuś, żeby ten ktoś chciał tak strasznie cierpieć. Tak, potrzebuję tych praw od osób, z którymi żyję czy pracuję, żeby w ogóle móc egzystować. Jesteś zazdrosna, zaborcza, posesywna?

Jestem potworem. To dotyczy wszystkich sfer mojego życia. Jestem zazdrosna o ludzi. Wymagam od nich absolutnego poświęcenia się, podporządkowania wszystkiego mojej osobie.

Czujesz się czasem słaba?

Ależ oczywiście. Teraz mam taki moment niepewności. Zawsze, kiedy nad czymś intensywnie pracuję, jestem w kokonie bezpieczeństwa. To stan wojny i walki. Nie mam wtedy czasu na roztkliwianie się nad sobą. Nie interesują mnie codzienne sprawy. Jestem w zbroi. Moment, kiedy wojna się kończy, jest bardzo niebezpieczny. To czas rozchwiania i bezbronności. Jedynym lekarstwem na to jest… rozpoczęcie nowej pracy.

Jesteś heretyczką miłości?

Hmm, fajna nazwa, ale chyba nie.

A patologicznie wręcz kochliwa?

To jest akurat cecha, którą w sobie uwielbiam. Coś kompletnie irracjonalnego. Do tego jeszcze bywa niebezpieczne i groźne. W związku z czym nie powinno się tak bawić (śmiech). Ale mnie zawsze pociąga coś, co jest niemożliwe, nieosiągalne. Jest w tym coś z dziecięcych pragnień robienia rzeczy zakazanych. W gruncie rzeczy to jest niewinne.

Edward nie ma z tym żadnego problemu?

Rozumie. Nasz związek charakteryzuje się tym, że oparty jest na wolności. Edward pozwala mi być tym, kim jestem.

Czy pożądanie może prowadzić do miłości?

W moim przypadku nie. Jedyną rzeczą, która wyzwala we mnie wibracje erotyczne, jest zawsze uczucie. Jak mówi bohater „Pożegnania Jesieni” Witkacego opisując jedną z różnic między kobietami a mężczyznami: „ My wkładamy tylko to w tamto, one wkładają w to (w co?) uczucie”. Nigdy mi się nie zdarzyło szaleństwo z pożądania, jeśli nie było to podszyte miłością albo czymś, co za miłość brałam.

Piszesz – „bezpańska z wyboru”, „spuszczona ze smyczy”, „zerwana z łańcucha”. To są argumenty za konkubinatem?

Nie, ja po prostu żyję w konkubinacie, bo małżeństwo nie jest mi do szczęścia potrzebne. Nie uważam, że w konkubinacie ma się większe prawa niż w małżeństwie. W końcu w obu przypadkach jest to umowa między dwojgiem zakochanych ludzi.

Gotujesz niedzielne obiady?

Tak. Ja w ogóle gotuję codziennie. Chyba, że mam dużo pracy albo jesteśmy w podróży. Mam wrażenie, że Twój kobiecy wizerunek się wyostrza. Coraz mniej w Tobie tego chłopca-chuligana, a więcej zmysłowości. Widziałam Cię już w szpilkach, ze szminką na ustach.

Jest jakaś zmyła w tym, jak kobiety myślą o sobie. Ja czuję się atrakcyjna w dresach, bez tych atrybutów dodanych typu kiecki czy obcasy. To są przyjemności dla mężczyzn ale też i dla nas, żeby się pobawić. Ja bawię się gadżetami, które są kulturowo uznane za fetysze. Nawet jeśli używam czerwonej szminki, to kiedy do tego zakładam bawełniane majtki, to już nie jest stereotypowa kobiecość. To jest żart. Uważam, że seksualność i sensualność zupełnie na serio nie jest dla mnie. Byłabym w tym śmieszna.

Wiem, że jesteś tytanem pracy. A jak Ci wychodzi zarabianie pieniędzy?

Kiedyś to nie miało znaczenia. Teraz ponieważ bardzo dużo pracuję, uważam, że to powinno mieć swoją gratyfikację w tym, ile zarabiam. W Polsce jeszcze dużo musi się jednak zmienić, żeby praca artysty była w odpowiedni sposób doceniana. Na razie mam wielką radość z tego, że tyle ludzi kupiło płytę i książkę. Oczywiście, że część z nich zrobiła to ze snobizmu, część z ciekawości, ale pozostałym musiało się naprawdę podobać. To daje mi wielką satysfakcję.

Jako zdeklarowana hedonistka sprawiasz sobie pewnie królewskie przyjemności.

Moją jedyną wielką słabością jest rozpieszczanie ciała. Jak mówi jeden z utworów: „ciało pielęgnuje, bo jest domem duszy i gdy mi jest dobrze, moja dusza mruczy”. Uwielbiam chodzić do tych wszystkich miejsc, w których dopieszcza się ciało masażami, olejami itp. To chyba jedyna rzecz, na którą mogę wydać dużo pieniędzy. Lubię też dobre jedzenie. Dlatego jem dużo różnych pysznych rzeczy. I uwielbiam alkohol. Ale to już przyjemność, na którą mogę sobie pozwolić zdecydowanie rzadziej.

A moda?

To jest dla mnie teren kompletnie nierozpoznany. W ogóle nie wydaję pieniędzy na ciuchy. Natomiast mam absolutnego fioła na punkcie strojów, w których występuję. To jest element języka. Komunikat dla publiczności. W życiu mogę chodzić obojętnie w czym. Czasem zaszaleję z butami i uwielbiam ultrawygodne rzeczy do spania.

Wartość jest w spełnieniu czy niespełnieniu?

Jestem hedonistką, dlatego nie lubię cierpieć. Powinnam więc powiedzieć, że w spełnieniu. Ale to jest błędne koło, bo tylko niespełnienie motywuje nas do tego, że pragniemy, by coś się spełniło.

[

]( http://fashionmagazine.pl )

Źródło artykułu:WP Kobieta