Maria Rotkiel o nasilającym się hejcie. "To nasza decyzja, po której stronie staniemy"
- Ważne, żebyśmy starali się należeć do tej grupy, która daje wsparcie i wymienia się dobrymi informacjami. To da nam poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad sytuacją. To nasza decyzja, po której stronie staniemy – alarmuje psycholożka Maria Rotkiel. Tłumaczy też, że kwarantanna to tylko wymówka, by usprawiedliwić narastający hejt.
21.03.2020 | aktual.: 22.03.2020 07:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Dobrzyńska, WP Kobieta: Publikując w internecie, zauważamy, że z każdym kolejnym dniem kwarantanny nasilają się negatywne komentarze w sieci. Czy możemy to tłumaczyć spędzaniem więcej czasu w domu?
Maria Rotkiel, psychoterapeuta: To jest droga do zrozumienia, ale nie do usprawiedliwienia. Tłumaczenie nie powinno być synonimem usprawiedliwienia. Możemy zrozumieć tę sytuację, że hejtu jest więcej przez pryzmat okoliczności. Jesteśmy często w małej przestrzeni z ograniczoną możliwością do działania, ekspresji i kontaktu. Narasta w nas napięcie i lęk. A nierozładowany lęk prowadzi do złości. W jakiś sposób musimy to odreagować. Niestety, niektórzy wybierają tę drogę. Ja namawiam do odreagowywania niepokoju poprzez konstruktywne działania. Ważne, żebyśmy starali się należeć do tej grupy, która daje wsparcie i wymienia się dobrymi informacjami. To również da nam poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad sytuacją. To nasza decyzja, po której stronie staniemy.
Niedawno usłyszeliśmy o tragicznej śmierci profesora Rokity. Czy uważa pani, że można było temu zapobiec?
Ja unikam takiego gdybania, "co by było, gdybyśmy w przeszłości wiedzieli, co się wydarzy w przyszłości". To było trudne do przewidzenia, ale nie zwalnia nas z pamiętania, że osoby wrażliwe, dobre i pozytywnie nastawione do świata, dotkliwiej przeżywają hejt. Są bardziej narażone na jego konsekwencje. Teraz z perspektywy czasu, wiedząc, że taka tragedia miała miejsce, możemy doszukiwać się zaniedbań.
Pamiętajmy o tym, żeby wyciągnąć wnioski, które kiedyś w przyszłości mogą komuś pomóc. Reagujmy, gdy widzimy, że ktoś jest atakowany, zaszczuwany i pomawiany. Znajdźmy w sobie siłę, żeby stanąć w jego obronie. To ważna konkluzja, która kiedyś może komuś pomóc, a nawet uratować życie.
Patrząc na obecną sytuację, czy ma pani obawy, że takich sytuacji może być więcej?
Kierując się swoją wiedzą i doświadczeniem, uważam, że będziemy intensyfikować skrajne postawy. Pojawią się osoby, które będą się angażowały w konstruktywne działania i pomoc. Ta trudna sytuacja wydobędzie z nich najlepszy potencjał. Może nawet będą robić rzeczy, o które siebie nigdy nie podejrzewali. Pomagać, wspierać i koncertować się na tym, co najlepsze. Niestety, będą też osoby, które nie będą mogły poradzić sobie z tą sytuacją. I pod wpływem lęku i napięcia będą agresywne. Kryzys ma to do siebie, że wydobywa z nas wszystkie emocje i musimy się z nimi liczyć. Będą też osoby, które zaczną zachowywać się autoagresywnie, czyli tę złość będą kierować przeciwko sobie.
Zobacz także: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Zobacz także
Jak sprawić, by ludzie przestali obrzucać błotem innych?
Pierwszy krok to zdanie sobie sprawy z tego, że to tylko nasza złość, frustracja czy inne złe emocje. Drugi krok to zastanowienie się, jaką to pełni funkcję. I co mi to da. Jeżeli ma to służyć tylko obniżeniu napięcia, to trzeba pomyśleć, w jaki inny sposób mogę to zrobić. Może posprzątam i poćwiczę? To przyniesie podobne, albo lepsze efekty.
Trzecia ważna kwestia, to wyobrażenie sobie, że patrzę w oczy osoby, którą za chwilkę chcę tak ocenić. Pomyśleć sobie, czy gdybym patrzył w twarz tej osobie, to powiedziałbym to, co teraz chcę napisać. Hejter, kiedy ma obrazić swoją ofiarę w codziennym życiu, zdecydowanie częściej się wycofuje ze swoich słów i nie może wypowiedzieć tego, co chciałby napisać. Ludzie nie są z natury źli. Po prostu czasem nie radzą sobie z uczuciami. Bardzo często, gdy konfrontujemy się z naszą ofiarą, poziom emocji opada i nie potrafimy podjąć agresywnego działania. To bardzo optymistyczny wniosek.
Uwielbiamy wytykać sobie wszelkie błędy i przewinienia w niestosowaniu się do zaleceń. Jak radzić sobie z tą frustracją?
Dużo zależy od tego, jak będziemy potrafili zarządzać naszą obecną rzeczywistością. Dlatego uważam, że nie należy wybiegać w przyszłość, bo my nie wiemy, jak długo będziemy w tej sytuacji. Dlatego zachęcam, żeby koncentrować się na dzisiejszym dniu. Starajmy się, żeby nasza codzienność miała stałe punkty, pory, cele. Pielęgnujmy w sobie poczucie, że mogę ten dzień wykorzystać dobrze i czerpać z niego. Myślmy o tym, co tu i teraz.
Czy teraz w pani gabinecie goszczą częściej osoby, które nie mogą poradzić sobie z nową rzeczywistością?
Oczywiście, że tak. Bardzo szybko reagujemy na to, co tu i teraz. Na dalszy plan zeszły nasze kryzysy, które towarzyszyły nam przez dłuższy czas. Jest to bardzo intensywne i ciężkie, wiele osób odczuwa wysoki poziom lęku. Wielu z nas zauważa u siebie obniżenie nastroju. Nasilają się takie schorzenia, jak na przykład nerwica natręctw i symptomy, które dotyczącą trudnych emocji.
Uważa pani, że ta sytuacja zmieni nas jako społeczeństwo?
W krótkiej perspektywie może dać nam wiele korzyści. Zadbamy o nasze zdrowie, poczucie psychofizyczne, czy relacje. Nauczymy się cieszyć codziennością i docenimy to, co do tej pory nam unikało. Zobaczymy, jak ważne jest dla nas wyjście na kawę, do restauracji czy nawet na plac zabaw z dziećmi. Przez parę tygodni będziemy potrafili się tym cieszyć. A w jakim stopniu te pozytywne konsekwencje kryzysu zbudują w nas trwałe zmiany, zależy tylko od nas.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl