Miłość w czasach koronawirusa. "To nie samotność jest najgorsza, ale ta niepewność"
– Planowaliśmy wspólny poród w radości, bo to nasze pierwsze dziecko, a teraz przez to wszystko pewnie nawet własnego dziecka nie zobaczy w najbliższym czasie – żali się Kasia. Jest w 8. miesiącu ciąży. Jej plany, podobnie jak plany wielu par, pokrzyżował koronawirus.
12.03.2020 | aktual.: 12.03.2020 17:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna mieszka w małej wiosce nieopodal Rzeszowa. Jej mąż, Kamil, pracuje od dwóch lat w Niemczech. Jeszcze niedawno planowali, że wkrótce powróci do Polski – spodziewają się dziecka. Kamil obiecał, że będzie przy żonie w trakcie porodu. Dla Kasi było to szczególnie ważne, ponieważ cierpi na nerwicę lękową.
Z daleka od dziecka
W codziennych obowiązkach Kasi pomaga rodzina. Tata robi zakupy, brat troszczy się o to, żeby niczego jej nie brakowało. Kobieta stara się nie wychodzić z domu, bo w ciąży ma obniżoną odporność.
– Chodziłam w każdą niedzielę do kościoła, jestem wierząca, ale przez tę całą sytuację chwilowo przestanę. Wolę pomodlić się w domu i nie narażać mojego maleństwa. Przed ciążą nie pamiętam, kiedy byłam chora. Teraz dopiero skończyłam się kurować, a to był już szósty raz. Tu mam wszystko, czego mi potrzeba – mówi. Martwi ją jednak to, że poród zbliża się wielkimi krokami, a jej mąż utknął w Niemczech. Chciałaby, żeby wrócił i był bezpieczny w domu przy niej i dziecku, ale nie mogą sobie na to pozwolić.
– Jesteśmy po ślubie cywilnym, kościelny mamy w przyszłym roku. Musimy mieć na to pieniądze, a i mieszkanie będziemy chcieli wyremontować, bo wyprowadzamy się później od rodziców. Tak się złożyło, że ja jestem bezrobotna, więc tym bardziej nie może teraz wrócić i szukać pracy za 1600 zł. Dziecko tuż, tuż – martwi się.
Kasia i Kamil zdecydowali, że ze względów bezpieczeństwa, jeśli sytuacja się nie uspokoi, mężczyzna nie przyjedzie na poród. – To, że będę rodzić sama przy nerwicy lękowej, jest ogromnym wyzwaniem. Z twoim ciałem dzieją się wtedy rzeczy, na które nie masz wpływu – mówi. Mimo wszystko pogodziła się z myślą, że męża nie będzie obok i nie będzie jej uspokajał. Martwi się jednak o to, czy jeszcze się zobaczą. Nie potrafi wyzbyć się lęku, że przy porodzie coś pójdzie nie tak.
– Wiem, to głupie, ale tak mam. Martwi mnie też to, że swoje pierworodne dziecko pierwszy raz zobaczy na zdjęciu albo przez kamerkę – wzdycha.
Najważniejsze jest dla niej to, że cały czas są w kontakcie. Najczęściej korzystają z opcji wideorozmowy w popularnym komunikatorze. Mąż wtedy pociesza ją, że do terminu porodu może się dużo zmienić, że może niebezpieczeństwo związane z koronawirusem minie. Mówi, że nie wyobraża sobie, że nie będzie go obok w tak ważnym momencie.
– Mi się płakać chce, a on mnie pociesza, bo nie chce, żebym się martwiła, ale znam go i widzę, że cierpi. Całe szczęście moja rodzina była i jest od początku przy mnie. Bez nich nie dałabym sobie rady. Mam najlepszą rodzinę, jaką mogłam mieć – wyznaje Kasia.
Karolina Jarmołowicz, psychoterapeutka, podkreśla, że nie powinniśmy koncentrować się na tym, czego nie możemy w danym momencie mieć i czego nie możemy robić, ale na tym, co jest możliwe – i z tego racjonalnie korzystać.
– Możemy korzystać z dobrodziejstw nowoczesności. Jeżeli mamy narażać się na rozprzestrzenianie wirusa, to możemy podejść do tego jako do takiego czasu, który jest nam dany i który możemy spędzić z rodziną – albo na żywo, albo możemy z nimi porozmawiać telefonicznie. Możemy także dawać sobie taki system wsparcia, który jest możliwy tu i teraz, np. za pośrednictwem aplikacji czy komunikatorów. Jeżeli ktoś nie może zobaczyć się z drugą osobą, to korzysta z tego, co dostępne i możliwe – zachęca ekspertka.
Dzieliła ich cała Polska, teraz dzieli ich koronawirus
Iga ma 24 lata, Adam 21. Poznali się dwa lata temu na Woodstocku, gdzie oboje byli wolontariuszami. Mimo tego, że mieszkali na dwóch końcach Polski, zaczęli się spotykać. 7-godzinne dojazdy pociągiem w obliczu miłości nie były dla nich żadnym wyzwaniem.
We wrześniu 2019 roku Adam dostał się do szkoły pożarniczej w mieście, w którym studiuje Iga. Na południu Polski. – Generalnie to szkoła, w której na co dzień mieszkają, uczą się i do tego mają jednostkę ratowniczo-gaśniczą, gdzie pełnią służby. Mniej więcej wypadają na osobę jakieś 2 służby w ciągu miesiąca, bo to bardziej w ramach praktyk niż czystej pracy – opowiada Iga.
System pracy w szkole wygląda tak, że co 3 dni Adam ma wolne popołudnie, w czasie którego może opuszczać teren szkoły, a przepustki dostaje co drugi weekend. Nieraz zdarzało się też, że Iga odwiedzała go w placówce. Jednak ich szczęście ze wspólnego życia w tym samym mieście nie trwało długo.
Zobacz także: Koronawirus a seniorzy. Rodzice stanęli przed dylematem
Jak informuje 24-latka, w poniedziałek 9 marca komendant główny zadecydował, że wszystkie przepustki, urlopy i zmiany "wolne" mają zostać odwołane na czas nieokreślony. Odwiedziny również. Nie podano powodu tych zaostrzeń. Nie mówią też, ile to może potrwać. Adam i jego koledzy domyślają się, że chodzi o stan podwyższonej gotowości.
– Świadomość tego, że nie wiem, czy zobaczymy się za tydzień, miesiąc czy może jeszcze dłużej, jest bardzo przykra. Szczególnie że poza nim nie mam nikogo bliskiego w mieście, w którym mieszkamy – żali się Iga i dodaje, że najgorsza jest niepewność.
– Nie wiem, dlaczego ich tam trzymają. Nie wiem, czy ktoś był chory na koronawirusa i robią im kwarantannę czy naprawdę chodzi o to, żeby byli w gotowości. Mam dużo pytań, na które nikt nie jest w stanie odpowiedzieć – mówi.
Iga i jej partner głównie kontaktują się przez internet, ale to nie to samo. Poza tym ich rozmowy kręcą się wokół jednego tematu. – To nie samotność jest najgorsza, ale ta niepewność, bo nikt nie ma pojęcia, jak to się potoczy i ile czasu nie będziemy się widzieć – podsumowuje.
Karolina Jarmołowicz apeluje o rozwagę i nierobienie niczego, co szkodzi odporności. Jednym z takich negatywnie wpływających na nią czynników jest stres.
– Nie ma co tej spirali paniki i lęku nakręcać, tylko robić to, co możemy robić. A z każdej sytuacji czerpać możemy dobre wnioski. Na pewno na przyszłość będziemy bardziej dbali o higienę. Z całą pewnością aktualna sytuacja z kornawirusem nas zmieni i na pewno da nam refleksję na temat tego, w jaki sposób funkcjonujemy, jak dbamy czystość, jak dbamy też i o nasze relacje. Przede wszystkim trzeba patrzeć na to, jak wygląda sytuacja i adekwatnie w niej się poruszać – zaznacza.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl