Martwe nie będziemy rodzić
- Wciąż krwawiłam, gdy mnie zabierali. To cud, że przeżyłam. Nie otrzymałam żadnej opieki medycznej. To było jak koszmar. Nigdy nie myślałam, że mogliby wsadzić mnie do więzienia – mówi jedna z mieszkanek Salwadoru, państwa, gdzie poronienie traktowane jest jako zbrodnia. Restrykcyjne prawo antyaborcyjne, jakie tam obowiązuje, zaczęto przytaczać w polskim dyskursie. Kobiety od lat zmagają się z widmem takich ustaw, nie tylko w Ameryce Łacińskiej.
- Wciąż krwawiłam, gdy mnie zabierali. To cud, że przeżyłam. Nie otrzymałam żadnej opieki medycznej. To było jak koszmar. Nigdy nie myślałam, że mogliby wsadzić mnie do więzienia – mówi jedna z mieszkanek Salwadoru, państwa, gdzie poronienie traktowane jest jako zbrodnia. Restrykcyjne prawo antyaborcyjne, jakie tam obowiązuje, zaczęto przytaczać w polskim dyskursie. Kobiety od lat zmagają się z widmem takich ustaw, nie tylko w Ameryce Łacińskiej.
„Piekło kobiet trwa”, „Wyślij wieszak pani premier”, „Macice wyklęte”, „Martwe nie będziemy rodzić” – to tylko kilka z haseł, które pojawiły się ostatnio w tłumach protestujących Polek.
- Nie ma naszej zgody na to, by kobiety były zmuszane do tego, że przez dziewięć miesięcy żyły w świadomości, że urodzą płód, który jest bez głowy, bez płuc albo serca. ONZ jasno mówi: jest to torturowanie kobiet. Nie ma naszej zgody na torturowanie ich fizyczne, na torturowanie ich psychiczne - mówiła pod Sejmem członkini zarządu krajowego partii Razem Marcelina Zawisza.
To, przed czym protestują kobiety w Polsce, dzieje się już na świecie.
Salwador
Mirna Ramirez była w siódmym miesiącu ciąży, gdy zaczęła odczuwać bóle. Któregoś dnia nasiliły się do tego stopnia, że była zmuszona urodzić swoje dziecko przedwcześnie. Poród odebrał sąsiad, w jej małej łazience. Później doniósł na nią na policję. Powiedział, że pewnie chciała zabić to dziecko. Wyrok? 15 lat pozbawienia wolności.
- Wciąż krwawiłam, gdy mnie zabierali. To cud, że przeżyłam. Nie otrzymałam żadnej opieki medycznej. To było jak koszmar. Nigdy nie myślałam, że mogliby wsadzić mnie do więzienia – wspominała w jednym z wywiadów.
Mirna wyszła po 12 latach. Drakońskie prawo zniszczyło jej życie, a podobnych historii jest w kraju znacznie więcej. Policyjne akta pękają w szwach od takich historii. BBC opisywało historię 17-letniej Carmen Vasquez. Dziewczyna została zgwałcona przez sąsiada swojej pracodawczyni. Z oprawcą zaszła w ciążę. Gdy nadszedł termin porodu, zaczęła obficie krwawić. Niestety, straciła dziecko. Następne co pamięta, to jak obudziła się w szpitalu, przykuta kajdankami do łóżka. Oficer, który ją pilnował powiedział, że gdyby miał taką żonę, to już by nie żyła. Skazano ją na 30 lat więzienia. Głośno było też o sprawie 22-letniej Beatrize, która prosiła lekarzy o przeprowadzenie aborcji. Wcześniej stwierdzono, że dziecko nie ma w pełni wykształconego mózgu, a jeśli dojdzie do porodu, to pewne jest, że kobieta umrze. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który nie pozwolił wtedy na zabieg. Zgodzono się później jedynie na cesarskie cięcie. Dziecko zmarło 5 godzin później, a matkę udało się odratować.
W latach 70. władze Salwadoru dopuszczały przeprowadzenie aborcji, jeśli kobieta została zgwałcona lub jej życie było zagrożone przez płód. Po rewizji przepisów w 1998 roku konserwatywny rząd wprowadził nowe zasady. Aborcje zostały całkowicie zabronione, a ci, którzy nie przestrzegają prawa, stają natychmiast przed sądem. To jednak nie powstrzymuje wielu kobiet, przed szukaniem tych nielegalnych rozwiązań. Według Amnesty International w latach 2005-2008 „w podziemiu” przeprowadzono ponad 20 tys. aborcji.
Dominikana
- Życie mojej córki jest najważniejsze. Wiem, że aborcja jest grzechem i jest niezgodna z prawem… ale życie mojej córki jest najważniejsze - powtarzała Rosa Hernandez, matka nastolatki, która zmarła blisko 3 lata temu. Ciężarną dziewczynę wykańczał nowotwór, ale przerwanie ciąży było niemożliwe ze względu na obowiązujące na Dominikanie prawo. Leczenie matki byłoby jednoznaczne z przerwaniem ciąży.
Przypadek nastolatki na nowo ożywił debatę publiczną związaną z aborcją, jaka toczy się w Republice Dominikańskiej, a niektórzy z parlamentarzystów wezwali władze, by na nowo rozważono obowiązujący w tym kraju całkowity zakaz aborcji.
Do 2012 roku w kraju nie karano kobiet, które zdecydowały się na aborcję. Sytuacja zmieniła się diametralnie właśnie w październiku 2012 roku, kiedy to wprowadzono poprawki do konstytucji. Od tej pory zabieg ten traktowany jest jako przestępstwo. Kara pozbawienia wolności (od 2 do 3 lat więzienia) czeka zarówno na kobietę, jak i tych, którzy jej pomogli. Nie uwzględnia się przypadków, w których kobieta jest ciężko chora, jest ofiarą gwałtu czy też dziecko jest bardzo chore.
- Chciałbym, żeby nasi szanowni rządzący powiedzieli mi, co mam zrobić, jeśli na mój oddział trafi chora, zwijająca się w konwulsjach kobieta. Co mamy zrobić? Patrzeć jak umiera, by zachować się zgodnie z jakąś ustawą? – mówił w jednym z wywiadów dr Aldrian Almonte, przewodniczący dominikańskiego Gynecology and Obstetrics Society.
Stany Zjednoczone
Amerykanie od wielu lat toczą bitwę o ustawę antyaborcyjną. W Stanach Zjednoczonych aborcja jest legalna na mocy wyroku Sądu Najwyższego, który w sprawie Roe v. Wade w 1973 uznał, że próby ograniczenia kobiecie dostępu do aborcji są sprzeczne z Konstytucją USA, a płód nie jest osobą w rozumieniu XIV poprawki do Konstytucji. Nieco inaczej sytuacja wygląda w poszczególnych stanach.
- To były najgorsze skurcze i prawdopodobnie największy ból, jaki kiedykolwiek czułam. Do tego doszła niepewność – robiłam to w domu, nie wiedziałam jak to powinno wyglądać – mówiła jedna z Amerykanek. Dziewczyna, by przerwać ciążę, wzięła tabletki hormonalne. Była jedną z wielu kobiet, do których dotarli pracownicy Uniwersytetu w Teksasie.
Ile teksańskich kobiet dokonuje podobnych aborcji w domu? Zebrane przez pracowników uniwersytetu dane mówią o 100 lub nawet 240 tysiącach przypadków przerwania ciąży wśród kobiet w wieku 18-49 lat. Dotyczą okresu od 2013 roku, wtedy też zaostrzono przepisy aborcyjne w Teksasie. Wówczas zakazano przeprowadzania aborcji po 20 tygodniu ciąży i dodano, że lekarz przeprowadzający zabieg musi być akredytowany przy konkretnym szpitalu, a każdy zabieg ma być wykonany tylko w warunkach szpitalnych.
Ustawa antyaborcyjna wywołała lawinę krytyki ze strony zwolenników zabiegu, ale też doprowadziła do stosowania nielegalnych praktyk przez mieszkanki stanu. Kobiety, które nie mają środków finansowych, aby dostać się do odpowiedniej kliniki i boją się krytyki ze strony społeczeństwa dokonują aborcji w domu. Jak to robią? Zioła, alkohol, dostępne w internecie tabletki, nawet samookaleczenie w postaci uderzenia pięścią w brzuch, to najpopularniejsze sposoby.
Głos w sprawie zabrała wtedy prezes organizacji Whole Woman’s Health, Hagstrom Miller: Aborcja w tym kraju jest legalna. Każda kobieta zasługuje na dostęp do bezpiecznych sposobów przerywania ciąży.
Ostatnio głośno było o akcji #ShoutYourAbortion, która opierała się na tym, że kobiety, które dokonały aborcji, opisywały swoje historie w sieci. Wszystko to po doniesieniach, że rząd planuje zaprzestać finansowania kliniki Planned Parenthood, która od wielu lat pomagała rodzinom w tak delikatnych sprawach.
- Prawie rok temu zdecydowałam się na aborcję w klinice Planned Parenthood i pamiętam, jak bardzo byłam im wdzięczna. Wielu chce zamknąć to miejsce. Uważają, że aborcja to temat, o którym nie powinno się głośno mówić . Wierzą, że skoro jesteś dobrą osobą, to aborcji powinien towarzyszyć ci wstyd, smutek i żałoba. Ale wiecie co? Mam dobre serce, ale ten zabieg uczynił mnie szczęśliwą w niewyobrażalny sposób. Dlaczego nie miałabym się cieszyć, że nie zmuszono mnie do bycia matką? - pisała na swoim Facebooku Amelia Bonow, pomysłodawczyni akcji.
md/ WP Kobieta