Masaż biurowy podbija warszawskie korporacje. Owocowe czwartki przeszły do lamusa
Obecnie wielkomiejskie korporacje prześcigają się w pomysłach na pozapłacowe benefity. Karnety na siłownię, owocowe czwartki, prywatna opieka medyczna, food trucki pod biurem. Jeszcze tylko masaż biurowy… i tak można żyć!
06.02.2020 | aktual.: 07.02.2020 09:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie od dziś wiadomo, że praca siedząca negatywnie wpływa na zdrowie pracowników, dlatego na rynku pojawia się coraz więcej firm oferujących usługi masażu biurowego. "Zyskujesz dzięki temu lepsze samopoczucie pracowników, które przekłada się bezpośrednio na ich efektywność i wyniki" – można przeczytać w komunikacie do pracodawców zamieszczonym na stronie masujmnie.pl
Pracodawca płaci za relaks w pracy
– W porównaniu z innym benefitami, takimi jak prywatna służba zdrowia czy karta Multisport, masaż biurowy nigdy się nie marnuje. Zawsze jest spore zainteresowanie. Naprawdę rzadko bywa tak, że ktoś nie przychodzi na umówioną wizytę, ponieważ ludzie po prostu cenią sobie taką możliwość – wyjaśnia Katarzyna Jaszek-Paluch, właścicielka firmy Masuj Mnie.
Fizjoterapeutka tłumaczy, że każdy z pracowników przy trybie 8-godzinnej pracy siedzącej przed komputerem ma jakiś problem. Zazwyczaj są to bóle głowy, szyi, barków lub pleców.
Pytam więc, jak w praktyce wygląda masaż biurowy. – Czas masażu zależy od budżetu pracodawcy. Zazwyczaj trwa od 10 do 15 minut. Dział HR ustala, gdzie mają się one odbywać, po czym pracodawca pokrywa koszty. Zazwyczaj rezerwowana jest mała salka, ale zdarzyło się nam również pracować na open space – tłumaczy masażystka.
– Jeśli jest taka sposobność, to przestrzeń zakryta jest np. parawanem. Wówczas istnieje opcja masażu bez ubrania, ale rzadko ktoś z niej korzysta. Dlatego przed wykonaniem masażu mówimy pracownikom, aby odpowiednio się przygotowali, np. pod swetrem mieli T-shirt i zdjęli wszelkie ozdoby – dodaje.
Dopytuję Katarzynę Jaszek-Paluch, czy w ciągu tych 10 minut, faktycznie można się zrelaksować. – Do tej pory żaden z pracowników nie miał pretensji. Zdarzali się tacy, którzy byli roszczeniowi. Skarżyli się, że im niewygodnie, ale to naprawdę rzadkość. Pracownicy są zachwyceni taką formą relaksu fundowaną przez pracodawców – odpowiada.
Zobacz także: Kasa otwarta. Czas! Start! Ofiary kolejki… sklepowej
Masażysta masażyście nierówny
Basia pracuje w agencji PR-owej w Warszawie. Praca nad projektami po kilkanaście godzin dziennie i chodzenie na spotkania to jej chleb powszedni. W firmie jest od prawie roku, ale już poznała uroki korporacji…
– To siedzenie na tyłku przez 9-10 h i ciągły stres daje się we znaki. Teraz w okresie zimowym, kiedy nie mam umówionych spotkań, moja aktywność fizyczna jest praktycznie zerowa. Trzyminutowy spacer na przystanek, dojazd tramwajem na "Mordor" i z powrotem. Na tym koniec – wyjaśnia 26-latka.
Pracodawca Basi ma świadomość, że praca siedząca negatywnie wpływa na zdrowie pracowników. Dlatego prawie rok temu postanowił, że w ostatni piątek miesiąca będą odbywały się masaże biurowe. – Na dwa dni wcześniej musimy się zapisać. Masaż wykonywany jest w trakcie pracy. Trwa 15 minut. To naprawdę rozluźnia. Nie trzeba się wcześniej przygotowywać. Nie trzeba się rozbierać, siada się w specjalnym fotelu i masują kark, plecy i ręce – opowiada Basia.
– Raz trafiłam na faceta, który cały czas gadał. Opowiadał o swojej narzeczonej i o tym, jak na co dzień masuje zawodowych łyżwiarzy. Po tych 15 minutach wyszłam wkurzona, a nie zrelaksowana. Dodatkowo tak mocno uciskał, że przez trzy dni bolały mnie plecy. Myślałam, że jak go spotkam następnym razem, to normalnie rozszarpię. Teraz sprawdzam, który masażysta będzie… – kwituje.
Zobacz także: Ucieczka z Mordoru, czyli życie po korporacji
50 złotych za 30-minutowy masaż w pracy
56-letnia Małgorzata pracowała przez 14 lat w jednej z warszawskich korporacji. Wtedy masaże nie były jeszcze tak popularne, jak są obecnie. Jednak zachodnia korporacja szybko wprowadziła swoją politykę na polski rynek. Tylko że na innych zasadach…
Do biura przyjeżdżał prywatny masażysta. Miał udostępniany pokój, a koszt masażu pokrywał pracownik. – Wszystko ustalało się indywidualnie. Masaż wykonywany był przez pana X i trwał 30 minut. Płaciło się od razu 50 zł w gotówce. Pan X przyjeżdżał do firmy dwa razy w tygodniu. Mogliśmy normalnie korzystać z jego usług w trakcie pracy, ale to nie był 8-godzinny tryb pracy, zostawało się znacznie dłużej – opowiada 56-latka. Pani Małgorzata już nie pracuje w tej korporacji, więc wypowiada się swobodnie. Dodaje, że większość pracowników korzystała z usług pana X, włącznie z zarządem.
– Wiele nawet prosiło, by przychodził do nich do domu, bo dosłownie uzdrawiał kręgosłupy i człowiek mniej się stresował. Pracownicy rozbierali się i masował całe plecy. Zawsze przy tym opowiadał zabawne anegdotki, zachowując pełną anonimowość. Raz rzucił, że kolega z HR-u chyba miał stresujące spotkanie, bo nie pachniał zbyt ładnie – mówi kobieta.
Masażystka ratunkiem dla styranych pracowników
Marlena Rycombel z Ekipy Masującej wyjaśnia, że bycie masażystą to bardzo wdzięczna praca. – Osoby, które pracują w korporacjach, często wykonują czynności powtarzalne i nudne. Cały czas siedzą przy biurkach, więc w momencie, kiedy przychodzę i widzą, że będą mieli masaże, to pojawiają się uśmiechy na ich twarzach. Na korytarzu czuję się jak przychodzący promień słońca – tłumaczy masażystka.
Wyjaśnia, że dla takiego pracownika 15 minut zdecydowanie wystarcza na masaż miejscowy. – Coraz więcej firm korzysta z masaży regularnie, więc wtedy to faktycznie przynosi pracownikowi efekt zdrowotny. Czuję po tkankach, że osoba jest rozluźniona, nie ma punktów spustowych. Pracownicy sami zwracają mi uwagę, że lepiej śpią, są mniej zestresowani, nie boli ich kark przy komputerze – mówi.
Marlena Rycombel podkreśla również, że większość osób z własnej woli nie skorzystałaby z masażu – bo jest za drogi, bo nie ma czasu, bo trzeba się rozebrać… A tak mają go na wyciągnięcie ręki – za darmo i w godzinach pracy. – Jestem dla nich tym momentem, kiedy mogą odpocząć i się zrelaksować. Takim wybawcą od pracy siedzącej, a trzeba pamiętać, że to również praca fizyczna – dodaje.
Na koniec Marlena Rycombel dodaje, że z jej usług najwięcej korzystają firmy informatyczne. Wyjaśnia, że nie tylko ze względu na pracę przed komputerem, lecz przede wszystkim, by ich zatrzymać na dłużej w swojej firmie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl