Blisko ludziPo 20 latach odeszła z zakonu. Dopadło ją wypalenie zawodowe

Po 20 latach odeszła z zakonu. Dopadło ją wypalenie zawodowe

Życie w zakonie jest bardzo wymagające
Życie w zakonie jest bardzo wymagające
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
09.04.2021 16:32

Matylda ma 39 lat i mieszka w Warszawie, gdzie uczy dzieci religii. Pochodzi z małej miejscowości, gdzie wychowywała się w statystycznej, katolickiej rodzinie. Jako nastolatka była osobą towarzyską i lubiła imprezy, natomiast z chodzeniem do kościoła różnie wtedy bywało. Jak wspomina, przełom nastąpił po maturze, kiedy pojechała z przyjaciółmi na koncert rockowy. Tam się nawróciła i podjęła decyzję o wstąpieniu do zakonu. Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Justyna Sokołowska, WP Kobieta: Co się dokładnie wydarzyło na tym koncercie?

Matylda [nazwisko do wiadomości redakcji]: Nieopodal był mały kościół, do którego postanowiłam na chwilę wejść. Trudno ująć słowami to, czego tam doświadczyłam. To był taki dziwny moment, który mnie zmienił, jakbym spotkała tam Boga i się w nim zakochała. Po powrocie do rodzinnego miasta zaczęłam codziennie chodzić do kościoła i czytać pismo święte. Potem też zdecydowałam się wstąpić do zakonu.

Pewnie jeszcze wtedy wiedziałaś o nim tylko tyle, co większość ludzi, że siostry modlą się i chodzą w habitach…

To prawda, często ludzie mają taki przejaskrawiony obraz życia w zakonie, niczym z XIX wieku, mrocznego jak w "Faustynie", albo radosnego jak w "Zakonnicy w przebraniu", że tylko śpiewy i modlitwy. Tak nie jest w zgromadzeniach.

Jak zatem wyglądało twoje życie w zakonie?

Byłam tam szczęśliwa. Nawet udało mi się zostać przełożoną i uczyć dzieci religii. Ta miłość do Boga i praca z dziećmi naprawdę dawały mi szczęście.

Mimo wszystko zdecydowałaś się odejść po 20 latach. Co było powodem tej decyzji?

Wszyscy myślą, że siostry zakonne nic nie robią, tylko się modlą i nie mają prawa się niczym zmęczyć. Tymczasem styl życia w zakonie jest wymagający, bo trzeba każdego dnia wstawać na 5:30 na modlitwę, a kłaść się spać około 21:00. Z tym że ja jestem typem "nocnego marka" i z reguły zasypiałam później, czego efektem była naprawdę krótka noc.

Na drugi dzień, po porannych modlitwach często bez śniadania biegłam na 8:00 do szkoły. Tam spędzałam 6-7 godzin, potem wypełniałam inne obowiązki zakonne, odbywałam zajęcia wspólne, modlitwy. W ciągu dnia nie miałam czasu dla siebie. W pewnym momencie zaczęło mi wysiadać zdrowie, pojawiły się problemy z sercem, czy też natury ginekologicznej. Czułam, że muszę coś z tym zrobić i znaleźć przyczynę tego ciągłego chorowania. Podejrzewałam, że może to być na tle somatycznym. Niby czułam się szczęśliwa i spełniona, ale ciągle coś było nie tak…

Czy to zaczęło się odbijać na twoich obowiązkach zakonnych?

Czułam, że nie daję rady ich wypełniać ze względów zdrowotnych, więc jak następowała jakaś poprawa samopoczucia, to czułam moralny obowiązek to wszystko nadrobić. W pewnym momencie wpadłam w błędne koło i poczułam, że pobyt w zakonie staje się destrukcyjny dla mojego zdrowia.

Organizm odmówił wypełniania obowiązków? Nie chciał sprostać reżimowi wczesnych pobudek, presji czasu i struktury?

Tak, poczułam totalne wypalenie i wyeksploatowanie organizmu. To się może każdemu zdarzyć, kto prowadzi intensywny tryb życia. Myślę, że wszystkiemu winne było to nieustanne napięcie, że ja gdzieś muszę być i coś robić. Nie męczyły mnie same czynności, tylko ta presja czasu. Dręczyło mnie też to, że nie dawałam rady żyć w zakonie na 100 proc.

Czy decyzję o zrzuceniu habitu podjęłaś z dnia na dzień, czy raczej był to dłuższy proces?

Najpierw po rozmowie z przełożonymi wzięłam dłuższy urlop zdrowotny. Zauważyłam, że wystarczyło kilka tygodni, żebym zaczęła zauważać zmiany i poczuła się lepiej. Zaskoczyło mnie, że przełożeni to rozumieli i wiedzieli, że w mojej sytuacji niewiele można zrobić i odejście ze struktur jest nieuniknione.

Dopadło cię coś w rodzaju wypalenia zawodowego, bo jednak nie straciłaś wiary w Boga i dobrze wspominasz siostry…

Kiedyś model zakonnicy był taki, że jak dziewczyna była mało urodziwa, albo nie było wiadomo, co z nią zrobić, to wysyłano ją do zakonu. Tymczasem dziś to jest wolny wybór tych dziewczyn, które często przychodzą już po studiach, po medycynie, polonistyce i wielu innych kierunkach. Siostry są wykształcone, w większości po studiach wyższych. Dobrze je wspominam, bo to były po prostu fajne kobiety, w większości przypadków szczere i naprawdę z takiego dobrego serca wszystko robiące. Nawet jeśli zdarzają się sfrustrowane czy niemiłe, to też może mieć wpływ na to ich historia życia, której przecież nie znamy…

Pomijając takie sytuacje, kiedy ktoś wstępuje do zakonu, bo przed czymś ucieka, to jeśli chodzi o kobiety i powołanie, to powodują nami dwa motywy – miłość i misja. To wynika z emocjonalnej natury kobiecej. Lubimy pracować z ludźmi, gdzie są interakcje i emocje.

Z jakich powodów najczęściej kobiety zrzucają habit?

Kiedy ksiądz zrzuca sutannę, to robi się z tego jakieś show, ujawniają się konflikty i dziwne sytuacje wychodzą na światło dzienne. Natomiast siostry odchodzą po cichu, bo na pewno ok. 70 proc. odchodzi z innych powodów niż dla faceta. Częściej to księża zrzucają sutanny dla kobiet. Zresztą przez pierwszych kilka lat bycia w zakonie tych odejść sióstr jest sporo i to nikogo nie dziwi. Kiedy kończą się tzw. śluby czasowe, możesz odejść i nawet lepiej, żebyś to zrobiła, skoro nie czujesz, że to jest twoje miejsce. Najczęściej więc dziewczyny odchodzą z tego powodu. Czasem też dlatego, że nie mają w sobie zrozumienia dla tego posłuszeństwa w zakonie, albo nie potrafią się odnaleźć w takim życiu wspólnotowym.

Tobie nie przeszkadzało to, że podlegasz kontroli i masz ograniczone prawo decydowania?

Nie, moje relacje z przełożonymi były oparte na dialogu. Mogłam wyrazić swoją opinię, nie byłam takim cielęciem bezmyślnym. Owszem, czasem ich decyzje nie były dla mnie wygodne. Jednak posłuszeństwo obliguje mnie do tego, żeby robić to, co zdecyduje przełożony. Podobnie jak w pracy, nie wszystkie decyzje szefa muszą nam się podobać. Nie doświadczyłam osobiście dziwnych sytuacji związanych z życiem w zakonie, które wołałyby o pomstę do nieba. W moim zgromadzeniu nie było takiego rygoru i reżimu.

Pamiętajmy, że jeśli ktoś się czuje stłamszony i nieszczęśliwy, to przez te pierwsze lata może odejść bez konsekwencji, a nawet po ślubach wieczystych, tak jak ja to zrobiłam. Bo powołanie zakonne nie jest tożsame z powołaniem kapłańskim. Księdzem jest się całe życie i nawet jak Stolica Apostolska zwolni go z celibatu, to i tak ten człowiek jest wyświęcony. Natomiast śluby zakonne nie są sakramentem. Jeżeli zgromadzenie jest oparte na prawie papieskim, to ze ślubów zwalnia Stolica Apostolska, a jeśli na prawie diecezjalnym – to wtedy biskup.

Co było pierwszą rzeczą, którą zrobiłaś po zrzuceniu habitu?

Wprowadziłam się do mieszkania, które wynajęłam z koleżanką. Swoją drogą, zaczęłam go szukać, jeszcze będąc w zakonie i robiłam to w porozumieniu z przełożoną. Wtedy też znalazłam pracę…

Co było najtrudniejsze w przestawieniu się na życie bez habitu?

Nic, dla mnie nic. W pierwszym roku poza zakonem jakbym jechała na fali, poczułam wiatr we włosach.

Czy to znaczy, że rzuciłaś się w wir życia towarzyskiego?

Zupełnie nie! Jeśli chodzi o życie towarzyskie i mobilne, to chyba miałam bardziej bogate, będąc jeszcze w zakonie. Teraz prowadzę dość ascetyczne życie. Największą radością jednak była dla mnie anonimowość, bo do tej pory byłam postrzegana w określonej roli. Kiedy na mnie patrzono, to widziano zakonnicę. Byłam w habicie, więc było jasne, kim jestem. Zyskałam więc tę radość z anonimowości, że mogę iść przez miasto, w tłumie i nikt mi się nie przygląda.

Można powiedzieć, że na miękko weszłaś w nowe życie…

To było trochę tak, jakbym zmieniła sukienkę. Dla mnie najważniejsza w tym wszystkim była miłość do Jezusa, a to się we mnie nie zmieniło, pomimo tego, że wyszłam z zakonu. Uwielbiałam chodzić w habicie, tak samo teraz uwielbiam chodzić w sukienkach. Tylko że teraz chodzę w normalnych ubraniach i daje mi to anonimowość. Habit z automatu nie zmienia osobowości. Nawet zdjęty po 20 latach nie sprawia, że nagle stanę się kimś innym. W zakonie prowadziłam inny styl życia, miałam inne obowiązki, ale to wciąż byłam ja.

A jak wyglądają twoje związki uczuciowe po wyjściu z zakonu?

Jestem wierna jedynemu, którego wybrałam tych ponad 20 lat temu, właśnie wtedy, kiedy pojechałam na ten koncert rockowy... Po odejściu z zakonu nie przekreśliłam tego, co było. Ten wybór zasadniczy się u mnie nie zmienił. Wybrałam pana Boga i dalej z nim jestem. Może dziwnie to zabrzmi, ale w moim życiu wbrew pozorom nic się nie zmieniło… choć zmieniło się wszystko.

Matyldo, dziękuję za rozmowę.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta