Mężczyzna kloc
Pamiętam jak przez mgłę, działo się to chyba jeszcze w czasach gimnazjalnych: byłam na “Indyku” Mrożka w Teatrze Polskim. Momentami przedstawienie było tak komiczne, że śmiałam się tak głośno, że gdyby pani w rzędzie przede mną nosiła kapelusz , to moje rechoty zmiotły by ten jej kapeluszniczy okaz z głowy.
16.12.2013 12:36
Pamiętam jak przez mgłę, działo się to chyba jeszcze w czasach gimnazjalnych: byłam na “Indyku” Mrożka w Teatrze Polskim. Momentami przedstawienie było tak komiczne, że śmiałam się tak głośno, że gdyby pani w rzędzie przede mną nosiła kapelusz , to moje rechoty zmiotły by ten jej kapeluszniczy okaz z głowy.
Apogeum czarnego, sardonicznego humoru, u Mrożka zawsze teatralnego, a nigdy kabaretowego, nastąpiło podczas słynnego dialogu dwóch chłopów, osowiałych do kości pod wpływem zapaści w marazm: “A może byśmy coś tak zasiali” mówił jeden patrząc w dal pustym spojrzeniem, a drugi po długiej przerwie odpowiadał mu flegmatycznie: “Iiiiii tam”. A może by co zaorać, na przykład pole, a może by coś zasiać, choćby zboże? Jakoś tak to szło, pamiętacie? Nie mam niestety dramatów Mrożka w domu, by cytować bezbłędnie.
Jeśli chodzi o Polskę, zmieniło się wiele. Z marazmu wybudziły się kobiety. Powiedziałabym, że te, które znam, to nie pracują, a tyrają. Sieją firmy i strach wśród konkurentek. Tytanki niemające czasu na tańce ze mną w Hydrozagadce. Albo samotne z dziećmi i dwoma etatami. A panowie, w większości, na tym polu tam zostali. Tzw. “mężczyzna kloc” spotykany jest częściej niż biedronka azjatycka (harmonia axyridis) szkodnik - choć ładny.
Drogie Panie, lepiej zamieszkajcie ze mną zamiast taszczyć na swych barkach i wydepilowanych łonach mężczyznę kloca. To typ bez inicjatywy. Pracuje, owszem, ale tylko na siebie i to minimalnie. Te parę groszy, które zarobi w pracy, którą to pracą nie może się nazbyt męczyć i która nie może być jego niegodna, wydaje na kredyt mieszkaniowy, ale własny. Oraz benznzynę, ale do własnego autka. Nadwyżki finansowe, jeśli są, nie idą na rodziców czy alimenty tylko na nowe mokasyny. Dla siebie. On nie jest skąpy, ależ skąd, on po prostu na razie nie ma nadwyżki finansowej.
Mężczyzna kloc siedzi. Raniutko siedzi przy kompie i sprawdza mejle z nocy, a w nocy , co najmniej do trzeciej, siedzi, klikając, serfując z nosem wśród ekranów świata. W przerwach między klikaniem cierpi albo krytykuje to, co zrobili inni. Wysypia się do dziesiątej, nigdy nie spieszy się, pośpiech go upokarza i wyprowadza z równowagi.
Dokonuje ablucji, starannie dobiera garderobę. Następnie od południa siedzi na kanapie i czeka na propozycje. Od przyjaciół, którzy nudzą się, bo są małżeństwem od lat i dobrze, gdy jest jakiś trzeci kloc, to kłócić się przy nim nie wypada. Lub na propozycje od atrakcyjnych, zamożnych, wolnych i poszukujących wrażeń kobiet. A może pójdziemy na degustację win niemieckich do konsula? Nooo, może bym poszedł, ale nie wiem, czy znam tam kogoś? I już kobieta zapoznaje kloca z cudnym środowiskiem, które poi go, karmi, zaprasza dalej. A może poszlibyśmy na odczyt o Marksie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej? A czyj odczyt? I już kobieta tłumaczy mu, co za filozofka, książkę na głos czyta, aby się kloc rozwijał. A może zrobilibyśmy wspólnie sajgonki wegetariańskie? No może, to jest myśl, może bym zrobił, ale jak? I już kobieta listę produktów tworzy i ciągnie kloca na zakupy, a potem pokazuje w kuchni, co i jak, a potem karmi kloca.
A może byśmy polecieli do mojej ciotki w Paryżu? A może byśmy wspólnie zamieszkali? A może byśmy chodzili na kurs tanga, jogging, jogę? A może poznasz moich rodziców, a może zrobię ci remoncik kochanie, tylko pomóż przesunąć mi tę kanapę z tobą na niej, bo jest mi ciężko.
Mija dekada. Kobieta wycieńczona, prowadzona przez dwie przyjaciółki w podobnym stanie, ląduje w spa. Kloc siedzi na kanapie. Czeka. Zajmuje się sobą i swoją samotnością. Po chwili pukanie. Nowa pachnąca męczennica gotowa do siania na jego poletku.