Po 29 latach zrzuciła habit. Mówi, ile pieniędzy dostała, gdy odeszła
Jolanta spędziła 29 lat jako zakonnica w zgromadzeniu Franciszkanek Maryi. Po latach oddania, konflikt z przełożoną doprowadził ją do kryzysu emocjonalnego, który zaowocował depresją i myślami samobójczymi. Teraz jej życie wygląda zupełnie inaczej.
Jolanta w rozmowie z "Dużym Formatem" otworzyła się na temat tego, co spotkało ją w zakonie. Kobieta nie ukrywała, że przeszła prawdziwą szkołę życia. Wszystko przez konflikt z przełożoną. Mając dość ciągłej walki, postanowiła opuścić klasztor. Po tylu latach spędzonych w zgromadzeniu Franciszkanek Maryi, była zakonnica musiała nauczyć się żyć na nowo.
Konflikt z przełożoną
Siostry zakonne zobowiązane są do życia w ubóstwie. To nie oznacza jednak, że nie powinny mieć zapewnionych podstawowych produktów higienicznych. Niestety w przypadku Jolanty nie było to takie oczywiste.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Zostanę zakonnicą" w Telewizji WP: uczestniczka prosi o rozmowę bez kamer
– Dostałam okres i trzy dni musiałam prosić siostrę przełożoną o podpaski, mówiła: "Dobrze, dobrze, później, nie teraz", bo nie miała czasu i nic z tego nie wynikało. W końcu pożyczyłam od innej siostry - przyznała kobieta.
Przełożona Jolanty zdawała się zupełnie nie zwracać uwagi na jej potrzeby. - Albo moja szczoteczka do zębów całkiem się już zużyła, wyrzuciłam ją do śmietnika i poszłam do przełożonej poprosić o kolejną, znów nie mogłam się doczekać. Wygrzebałam więc tę starą z kubła - dodała była zakonnica.
Nawet interwencja matki generalnej, która zarządziła, by w zakonach stała specjalna szafa z tego typu produktami, nic nie pomogła. - Przełożona nie widziała takiej potrzeby, i tyle, i co zrobisz, do papieża możesz sobie pisać o te podpaski i tak nic nie wskórasz.
Oskarżyli ją o romans z księdzem
Jolanta postanowiła spróbować swoich sił jako pedagożka. Powoli pięła się po szczeblach kariery, zwiększając jednocześnie swoje kompetencje. Została nawet dyrektorką przedszkola prowadzonego przez zakon. Kierowała również jednym z warszawskich domów dziecka. To właśnie wtedy jedno z małżeństw, starających się o adopcję dziecka, oskarżyło ją m.in. o romans z księdzem.
- Dowodem miało być to, jak napisano w skardze, że widziano go, gdy do mojego gabinetu "wchodził z zapiętym rozporkiem, a wychodził z rozpiętym". Wstrętne, ohydne, zniesławiające pomówienie. Całe moje życie zakonne żyłam w czystości, traktowałam to śmiertelnie poważnie - zaznaczyła.
Czarę goryczy przelał fakt, że żadna z sióstr się za nią nie wstawiła. Co więcej, nawet jeden z arcybiskupów kazał przestać jej walczyć z owym małżeństwem. - Bo najważniejsze, by media o tym nie napisały, moje dobre imię już tak ważne nie było.
Jolanta miała już wszystkiego dość, dlatego podjęła decyzję o opuszczeniu zakonu. - Są zakonnicy i zakonnice, którzy tak robią, wychodzą i już nie wracają. Ja chciałam być w porządku, kilka miesięcy wcześniej wystąpiłam do Ojca Świętego o zwolnienie ze ślubów. (...) Więc wysłałam do Rzymu prośbę o zwolnienie ze ślubów, napisałam, że chodzi zwłaszcza o jeden, posłuszeństwa, i że nie jestem w stanie w nim wytrwać, bo moje przełożone w moich oczach utraciły autorytet.
Nikt nie starał się jej zatrzymać i nie próbował przekonywać o zmianie decyzji. - Wtedy miałam już zszargane nerwy, depresję i myśli samobójcze. Jedyna rzecz, która mnie powstrzymywała od tego, by coś sobie zrobić, to świadomość, że moja mama musiałaby żyć ze świadomością, że jej córka odebrała sobie życie w zakonie (płacz) - zaznaczyła była zakonnica.
Kiedy Jolanta przekroczyła próg zakonu, nie wiedziała, co ma dalej ze sobą zrobić. To był zresztą pierwszy raz od bardzo dawana, gdy wyszła na zewnątrz w świeckich strojach. Próbowała swoich sił w szkolnictwie, jednak nie mogła się tam odnaleźć.
Obecnie jeździ taksówką. Choć ledwo wiąże koniec z końcem, stara się wyjść na prostą. Zbiera również fundusze na książkę, w której chce opisać to, co przeszła jako zakonnica. Domaga się również od swojego dawnego zgromadzenia zadośćuczynienia.
– Kiedy odchodziłam, dostałam w kopercie 11 tysięcy, trzy moje miesięczne pensje, wcześniej przecież żadnej na oczy nie widziałam, wszystko zostawało w zgromadzeniu. Uważam, że odszkodowanie i zadośćuczynienie, o które wnoszę, jest uzasadnione i sprawiedliwe, nie chcę wymieniać kwoty, ale to nie są jakieś wielkie pieniądze.
Znasz kobiety, które robią coś bezinteresownie dla innych? Zgłoś ją w plebiscycie #Wszechmocne
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl