"Miałam niemalże psychozę" i "wyglądam jak małolata". Czemu Polki ukrywają ciążę
Gdy pytali, czy jest w ciąży, odpowiadała, że w spożywczej. Była wówczas w siódmym miesiącu ciąży. Nie chciała narażać się na to, co przeżywa wiele kobiet.
Choć przyszłe matki są społecznie faworyzowane – ustępuje się im miejsca w tramwaju i sklepowej kolejce, spotykają się na ogół z życzliwością i spokojem – to nie wszystkie pokazują światu swój stan. Przykładem z ostatnich dni jest długo skrywana ciąża Mariny Łuczenko, która nie chwaliła się rosnącym brzuchem ze względu na niechęć do czyhających pod domem paparazzi i wydzwaniających do niej dziennikarzy. Nie na każdą Polkę czają się jednak złaknione sensacji media, a mimo to wiele z nich nie chwali się, że jest przy nadziei.
Złote rady
- Kiedy moja siostra zaszła w ciążę kilka lat przede mną, wszyscy jej dawali różne złote rady, ludzie ją zaczepiali na ulicy i pytali, który to miesiąc. Mówili, co ma jeść, jak się zachowywać. Straszyli historiami z porodówki i bezsenną przyszłością w pieluchach– wylicza Anka.
Nie chciała powtórzyć tego scenariusza, jej ciąża była przecież sprawą prywatną. Jak sama mówi, sytuację życiową miała "dość zagmatwaną". Mające się wkrótce narodzić dziecko miało ojca, którego ona ledwo znała i lepiej poznać nie chciała. Wychowanie zamierzała wziąć na swoje barki, ale niespecjalnie była nową sytuacją podekscytowana. I nie chciała tłumaczyć sąsiadom, "gdzie jest tatuś".
Na szczęście była drobna, będąc w siódmym miesiącu przytyła zaledwie osiem kilogramów, więc luźne bluzy na ogół załatwiały sprawę, zwłaszcza, że zawsze preferowała sportowy styl.
Jak twierdzi psychoterapeutka Monika Dreger, jedynym rozwiązaniem problemu niechcianego zainteresowania własną ciążą, jest asertywność. Ciąża bowiem i tak prędzej czy później wyjdzie na jaw, a "dziecka przecież w piwnicy trzymać nie można".
– Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czyj komfort jest dla nas ważniejszy – nasz czy osób postronnych. Problem przyszłych matek jest taki, że one wiedzą, że ludzie pytają z życzliwości, niektórzy wręcz rozpuszczają się nad nimi jak karmelek. Dlatego tak trudno jest powiedzieć "przepraszam, ale to moja prywatna sprawa" albo "nie chcę o tym rozmawiać". Niemniej jeśli rzeczywiście nam to przeszkadza, nie powinnyśmy mieć wątpliwości, że musimy to w jakiś sposób zakomunikować – opowiada Dreger.
Kłótnia z ciężarną nie mieści się w normach społecznych, a według niektórych odmowa spełnienia prośby przyszłej matki jest równoznaczna z zagnieżdżeniem się w domu myszy (!), dlatego wiele osób, nawet jeśli się oburzy, nie podejmie dyskusji.
Zdaniem Dreger, pytanie o ojca padnie jednak wielokrotnie – nie tylko podczas ciąży, ale przez całe życie dziecka. Matka, dla której ten temat jest niewygodny, powinna więc zawczasu przygotować sobie odpowiedź, żeby nie zostać zaskoczoną w nieodpowiednim momencie. Może powiedzieć ogólnikową prawdę, może też zabrnąć w system kłamstw. To ostatnie jest jednak nieopłacalne i może ją kosztować wiele nerwów.
"Wyjdę na puszczalską małolatę"
Brak asertywności i chęć zachowania prywatności nie był jednak jedynym problemem Anki.
- Jest jeszcze jeden aspekt – miałam 24 lata, ale wyglądałam bardzo młodo. Kiedy przed ciążą kupowałam w sklepie alkohol, niemal zawsze pytano mnie o dowód. Ja trochę gardziłam małolatkami, które sypiając z kim popadnie, zaciążały, a potem nie kończyły szkoły, wiązały się z dresiarzami. Kojarzę kilka takich z osiedla i wiedziałam, że inni ludzie mogą mnie z nimi utożsamiać. Chciałam też uniknąć komentarzy o tym, że dzieci rodzą dzieci – opowiada Anka.
Podkreśla, że ona jeszcze przed ciążą zdążyła obronić dyplom magistra na prestiżowej uczelni, miała rokującą na przyszłość pracę, interesowała się muzyką alternatywną i do "dresiary z [warszawskiej] Pragi było jej mentalnie bardzo daleko". Łączyło je tylko to, że poszły do łóżka z niewłaściwym facetem, a antykoncepcja zawiodła.
- Jeśli niemówienie o ciąży jest konsekwencją naszych domniemanych deficytów, to myślę, że trzeba się wybrać na terapię. To, że ktoś nas pyta o dowód, nie oznacza, że mamy ukrywać ciążę. To nieadekwatne poświęcenie. Jeśli ktoś na nas prychnie albo niemile coś skomentuje, wystarczy powiedzieć "wiem, że wyglądam młodo, ale pozory mylą, a ja mam 30 lat". I przestać się tym przejmować – tłumaczy Dreger.
"Miałam niemalże psychozę"
Powód, dla którego ciążę ukrywała Martyna, był zupełnie inny. Jej nie przeszkadzały dobre rady (nie)znajomych, bo o potomka starała się z partnerem dość długo i uważała, że każda wskazówka może być cenna. Pierwsze dziecko straciła, kiedy już kupiła łóżeczko - w 24 tygodniu ciąży. Nie chce jednak opowiadać o szczegółach.
- My się bardzo pierwszą ciążą cieszyliśmy, ze wszystkimi dzieliliśmy się szczęśliwą nowiną. Na Facebooku nawet opublikowaliśmy zdjęcie z USG. To straszny ból, kiedy nawet dwa lata po stracie Janka, dawno niewidziani znajomi, na których wpadasz na ulicy, pytają się o pierworodnego, nie mając pojęcia, co się wydarzyło. I wszystkim wtedy musisz tłumaczyć, widzieć, jak ci współczują, kiedy sama jeszcze nie przepracowałaś tej straty – mówi Martyna.
Dlatego, kiedy po trzech latach ponownie zaszła w ciążę, postanowiła się tą wiadomością nie dzielić tak długo, jak się da. Dziś sama przyznała, że popadła w lekką paranoję, ale ojciec dziecka w pełni ją w tym popierał. Radosną informacją podzielili się tylko z rodzicami i dwiema zaprzyjaźnionymi osobami.
- Ja miałam niemalże psychozę, bałam się, że jak powiem o ciąży nawet w 9 miesiącu, to na porodówce coś się wydarzy, moje dziecko umrze. Rodziłam na początku marca, więc pod wielką kurtką i równie wielkim swetrem łatwo było ukryć zaawansowaną ciążę – opowiada Martyna.
Fizycznie łatwo, psychicznie już nie. Na zwolnienie lekarskie z pracy poszła już na początku piątego miesiąca, poprosiła szefa, żeby nie zdradzał prawdziwego powodu, a znajomym z biura powiedziała, że to "sprawy zdrowotne, o których nie chce mówić". Pewnie niektórzy podejrzewali, jaki jest prawdziwy powód jej absencji, ale nikt nie zapytał wprost.
Trudno było jej też spotykać się z przyjaciółmi. Ukrywała, że jest na zwolnieniu lekarskim. Pokrętnie tłumaczyła, że nie ma ochoty na drinka, pilnowała się, żeby przypadkiem nie zahaczyć o coś bluzką i nie obnażyć brzucha. Zamiast się relaksować, była więc zestresowana – a to przecież dobrze na ciążę wpływać nie mogło. To był jeden z powodów, dla których zastanawiała się nad ujawnieniem prawdy już w 5 miesiącu.
Zaczęła unikać spotkań i czuła się bardzo samotna, miała jednak silne przekonanie, że to jedyny słuszny sposób postępowania. Przez resztę ciąży skupiła się na czytaniu zaległych książek, nadrabianiu zaległości filmowych, zakupach dla dziecka i nadzorowaniu remontu kuchni.
I mimo że wie, że to było szaleństwo, i że ukrywaniem ciąży zraniła część bliskich sobie osób, nie żałuje. Wie, że nie przeżyłaby opowiadania wszystkim o śmierci drugiego dziecka.
- Rozumiem te obawy. Teoretycznie bliscy nie mają prawa poczuć się zranieni, ale to również się zdarza. Przyjaciele mówią, że przecież by nam pomogli, cieszyliby się z nami. I nie rozumieją, czemu nie chcieliśmy się z nimi podzielić wieściami. Niemniej myślę, że w większości przypadków dłuższa rozmowa wystarczy. Każdy powinien w końcu zrozumieć, jakie kierowały nami motywy – mówi Monika Dreger.
Kiedy powiedzieć o ciąży?
Według lekarzy najkorzystniejszy moment na poinformowanie o ciąży zarówno bliskich, jak i przełożonych, to 14 tydzień ciąży, tuż po otrzymaniu pozytywnego wyniku badania USG genetycznego. Wówczas nie powinno już dojść do poronienia. Niewielka jest też szansa, że urodzi się dziecko niezdolne do życia.
Trzymanie ciąży w tajemnicy zbyt długo jest niekorzystne nie tylko dla naszych relacji z bliskimi, ale również dla dziecka. Na ciężarną kobietę zwraca się większą uwagę, a zatem widoczny brzuch zminimalizuje ryzyko potrącenia chociażby przez biegnącą z naprzeciwka osobę. Na ogół przy przyszłej matce nie porusza się też drażliwych tematów, nie krzyczy się na nią, nawet jeśli spowoduje stłuczkę samochodową, unika się palenia tytoniu. Robi się wszystko, żeby czuła się komfortowo.
Dlatego tak ważne jest, żeby otoczenie wiedziało o tym, że spodziewasz się dziecka. Sama możesz wszystkiego nie dopilnować.